Misiewicz stracił ostatnią fuchę

Błyskotliwa kariera byłego rzecznika MON została przerwana z hukiem. Bartłomiej Misiewicz (26 l.) traci kolejne stanowiska, w internecie błyskawicznie znikają ślady po nim.

Może jednak jeszcze wrócić – wygląda na to, że Antoni Macierewicz (68 l.) nie stracił do niego zaufania. Nasze wczorajsze informacje w sprawie najbliższego współpracownika ministra Macierewicza się potwierdziły. – Bartłomiej Misiewicz zrezygnował z członkostwa w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej – przyznał wczoraj w TVN24 wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki (37 l.)

Na stronie internetowej PGZ nie ma już śladu po Misiewiczu, choć jeszcze we wtorek figurował on jako członek rady nadzorczej. Zniknął również z wykazu pracowników gabinetu politycznego MON, a jeszcze w poniedziałek był jego dyrektorem i rzecznikiem prasowym resortu. Obie posady stracił po tym, jak „Newsweek” napisał, że Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS w zamian za stanowiska. „Wytaczam proces (…) za nieprawdziwy i szkalujący mnie artykuł” – zareagował rzecznik i poprosił ministra o zawieszenie w czynnościach. Misiewicz stracił więc wszystko, co zyskał u boku Macierewicza. Do strat należy też zaliczyć funkcję w radzie nadzorczej spółki Energa Ciepło Ostrołęka. Zrezygnował z niej na początku września, kiedy wszedł do rady nadzorczej PGZ. Stracił więc wynagrodzenie w ministerstwie – co najmniej 8 tys. zł, i w radzie nadzorczej PGZ – ok. 3,7 tys. zł miesięcznie. Ale Misiewicz może wrócić. Głos w jego sprawie zabrał minister. „Powinni się wstydzić ci, którzy organizują na niego nagonkę” – cytuje Macierewicza TVP Info. Powrót byłego rzecznika będzie jednak zależeć od decyzji prokuratury, która bada, czy Misiewicza powołano do PGZ zgodnie z prawem. Posłowie PO donieśli śledczym, że rzecznik MON nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych i nie ma także ukończonych studiów wyższych.

SE.PL

Więcej postów