Niektórzy boją się chodzić do toalety. Przychodząc do pracy, od razu zostałam ostrzeżona, że atmosfera jest bardzo ciężka — mówią pracownice urzędu przy państwowej komisji ds. pedofilii. Od innych słyszymy o zastraszaniu, nękaniu, przekleństwach i „dziwnym duchu” unoszącym się na korytarzach w wieżowcu w centrum Warszawy. Te historie wręcz wstrząsają, ale opowieści, które usłyszeliśmy, są spójne i uzupełniają się nawzajem.
- Sejm wkrótce ma się zająć wnioskiem o odwołanie dwóch członkiń państwowej komisji ds. pedofilii — Barbary Chrobak i Hanny Elżanowskiej. Co ciekawe, uzasadnienie do tego wniosku jest tajne
- Jak udało nam się ustalić, wobec Chrobak i Elżanowskiej formułowane były zarzuty o możliwej niegospodarności i domniemanego mobbingu wobec pracowników urzędu obsługującego komisję ds. pedofilii
- Gdy widziałam, że dzwoni do mnie Barbara Chrobak, żołądek podchodził mi do gardła. Pamiętam spotkanie w jej gabinecie. Moment, kiedy zwracała mi uwagę, był dla mnie mrożący — słyszymy od jednej pracowniczki urzędu
- Inna urzędniczka wspomina, że przez dwa pierwsze lata funkcjonowania departamentu mającego edukować społeczeństwo, na zewnątrz miał nie wyjść żaden materiał. — Elżanowskiej chodziło o zademonstrowanie swojej władzy i wyższości — uważają nasi rozmówcy
Wśród spraw, którymi Sejm ma się za niedługo zająć, jedna jest szczególna. Chodzi o odwołanie dwóch członkiń państwowej komisji do spraw pedofilii: Barbary Chrobak i Hanny Elżanowskiej.
Dlaczego sprawa jest wyjątkowa? Uzasadnienie wniosku nie zostało nigdy opublikowane. Stało się tak, ponieważ marszałek Szymon Hołownia zdecydował się nadać mu klauzulę „zastrzeżone” — ze względu na wrażliwość zawartych w nim danych.
Parlamentarzyści, by zapoznać się z pismem, muszą osobiście udać się do sejmowego biura ekspertyz. — Czegoś takiego w tej kadencji jeszcze nie było — przyznawała w rozmowie z Onetem Kamila Gasiuk-Pihowicz, przewodnicząca sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, do której wpłynął wspomniany wniosek.
Onet jeszcze w kwietniu dotarł do części utajnionego uzasadnienia. Jego lektura momentami jest mocno zaskakująca. Wynika z niego, że wobec Chrobak i Elżanowskiej formułowane były zarzuty o możliwej niegospodarności przy korzystaniu ze służbowych przejazdów, a także domniemanego mobbingu wobec pracowników urzędu obsługującego komisję ds. pedofilii.
By to sprawdzić, porozmawialiśmy z kilkunastoma pracownikami działającego przy komisji urzędu.
„Gdy dzwoniła, żołądek podchodził mi do gardła”. Wstrząsające kulisy działania komisji do spraw pedofilii
— Zastraszanie, nękanie, brak kultury, czepianie się o szczegóły — wyrzuca na jednym oddechu pracownica urzędu z kilkuletnim stażem, gdy pytamy ją o problemy w pracy. Rozgląda się nerwowo, bo nie chce, żeby ktokolwiek ją zobaczył.
— Ze strony pani Chrobak padały uwagi, że koleżanka przyszła do pracy źle ubrana. Jednej pani kazała jechać do domu się przebrać, bo miała za krótką sukienkę. Każdy się obawia, że będzie za coś skrytykowany — dodaje.
Kolejne historie zaskakują jeszcze bardziej.
— Gdy widziałam, że dzwoni Barbara Chrobak, żołądek podchodził mi do gardła, bo wiedziałam, że chce mnie zaprosić do siebie do gabinetu. Już byłam pewna, że usłyszę same negatywne uwagi — słyszymy od innej pracownicy.
— Pamiętam spotkanie w jej gabinecie. Moment, kiedy zwracała mi uwagę, był dla mnie mrożący — przekonuje.
Państwowa komisja ds. pedofilii rodziła się w bólach. Jej utworzenie politycy PiS ogłosili wiosną 2019 r. Zareagowali w ten sposób na burzę, jaka wybuchła po emisji filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, który pokazywał problem wykorzystywania seksualnego dzieci w Kościele.
Napisana w pośpiechu ustawa przeszła przez Sejm w ciągu paru miesięcy. Potem na prawie rok zapadła cisza. Już wtedy pojawiły się głosy, że ta instytucja to zwykła wydmuszka.
Komisja, która na początku nie działała
Co ciekawe, członkowie siedmioosobowej komisji zaczęli być powoływani dopiero w maju 2020 r., gdy premierę miał kolejny z filmów Sekielskich o Kościele. Zgodnie z ustawą prawo wskazywania członków dostali Rzecznik Praw Dziecka, prezydent, premier, Senat i Sejm. Ten ostatni w lipcu 2020 r. wybrał trzy członkinie — w tym Barbarę Chrobak i Hannę Elżanowską.
Pierwszym przewodniczącym komisji został powołany przez Rzecznika Praw Dziecka Błażej Kmieciak, a jego zastępczyniami właśnie Chrobak i Elżanowska.
Jak wspomina dziś w rozmowie z Onetem Kmieciak, organizacja od podstaw kilkudziesięcioosobowego urzędu okazała się ogromnym wyzwaniem. Dziś mówi wprost, że posłowie ochoczo stworzyli nową instytucję, ale zapomnieli o zapewnieniu jej finansowania, kadr, a nawet zwykłego zaplecza biurowego. Przez kolejne miesiące także niewiele się działo, bo pracownicy nie mieli nawet, na czym pracować.
Członkowie komisji uznali, że najlepiej do zadania budowy urzędu będzie nadawała się Barbara Chrobak. W przeciwieństwie do innych miała spore doświadczenie w instytucjach publicznych — przez lata pracowała w prokuraturze, była działaczką związkową, a w latach 2015-2019 posłanką klubu Kukiz’15.
Komisji nie przeszkadzało, że jest aktywną polityczką — krótko przed powołaniem wstąpiła do Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Jako zastępczyni przewodniczącego w grudniu 2020 r. dostała pod swoje skrzydła nadzór nad powstającym urzędem.
Szokujące sceny w państwowej komisji. „Słowo »burdel« to jej regularne określenie”
W instytucji niemal natychmiast pojawiły się poważne problemy. Z Biura Administracyjno-Finansowego odeszli prawie wszyscy pracownicy, choć dopiero co zostali w nim zatrudnieni.
Jak dowiadujemy się z dwóch różnych źródeł, w treści dwóch wypowiedzeń rezygnujące osoby miały napisać, że powodem ich decyzji jest zachowanie właśnie Barbary Chrobak. Potwierdzenie tych informacji znaleźliśmy także w BIP-ie komisji.
— To jest osoba aktywna i energiczna, tego nie można jej odmówić — słyszymy od jednego z pracowników, który zgadza się na spotkanie, ale pod zastrzeżeniem, że nie ujawnimy jego danych.
— Mało kto się jej przeciwstawiał. Pytania zadawała w sposób nieznoszący sprzeciwu, wręcz poniżający. Potrafiła wchodzić do różnych gabinetów i pytać, kto się czym zajmuje, co robi, dlaczego akurat tak, kto wydał takie polecenie.
— Chciała wszystko wiedzieć. Miała bardzo silną potrzebę kontrolowania innych — dodaje.
Po niecałym roku Błażej Kmieciak odebrał jej nadzór nad urzędem, a później komisja odwołała ją z funkcji wiceprzewodniczącej. Pod koniec 2022 r. Chrobak straciła też nadzór nad Departamentem Postępowań Indywidualnych.
W ciągu ostatnich tygodni próbowaliśmy ustalić, dlaczego do tego doszło. Co musiało się wydarzyć, że jedna z członków komisji została częściowo odsunięta od obowiązków.
— Krzyki na korytarzu są częstą sytuacją. Słowo „burdel” to jej regularne określenie, którym opisuje naszą pracę. Kontrola jest do tego stopnia, że czasem czujemy się jak w obozie — słyszymy od jednej z pracownic.
— Kiedy człowiek ma z nią do załatwienia jakąś sprawę, zawsze spotyka się z negatywnym komentarzem. Ludzie boją się do niej chodzić. Ciągle kwestionuje kompetencje i organizację pracy. To jest takie bezustanne podgryzanie po kostkach — relacjonuje inna osoba zatrudniona w urzędzie.
Bizancjum w komisji ds. pedofilii? „Zażyczyła sobie iPhone’a i macbooka”
W naszych rozmowach kilka razy pojawia się także wątek wystawności i przepychu, widoczne u niektórych członków. Może właśnie dlatego media już kilka lat temu donosiły o „bizancjum w komisji”.
— Pani minister Chrobak chciała, by kupić jej słuchawki za 3 tys. zł. Od grudnia leżą u niej trzy pary, bo zażyczyła sobie wszystkich, żeby mogła wybrać. Wybiera tak od pół roku, a pracownicy radzą sobie bez słuchawek — mówi nam jedna osoba.
— Zażyczyła sobie iPhone’a i macbooka. Głównie chodziło o to, by to był sprzęt z logo Apple. Nie dopuszczała nawet argumentu, że na ten system ze względów bezpieczeństwa nie zgadzają się nasi informatycy. Była awantura — pamięta inny pracownik.
To niejedyny przypadek, gdy członek komisji z rozmachem korzysta ze służbowego sprzętu. Zdarzały się także przypadki, gdzie występowano po trzeci laptop lub kolejny telefon.
Niegospodarność to jeden z zarzutów, który pojawił się w oficjalnym wniosku o odwołanie dwóch członkiń komisji. Taki zarzut miała także postawić Najwyższa Izba Kontroli po audycie w komisji.
Z naszych informacji wynika, że w przypadku Chrobak i Elżanowskiej miała ona polegać na generowaniu wysokich kosztów w związku z podróżami służbowymi. Obie pracowniczki wydały kolejno: ok. 25 tys. i ok. 10 tys. zł na same połączenia taksówkami.
Podobne pismo, o możliwości popełnienia przestępstwa w komisji, przewodnicząca złożyła także do prokuratury, o czym informowaliśmy w Onecie pod koniec kwietnia.
„Przychodząc do pracy, od razu zostałam ostrzeżona, że atmosfera jest bardzo ciężka”
To jednak nie wszystko. Pracownicy opowiadają nam też, że w urzędzie miały pojawić się groźby. A ich realność mogła wywołać panikę i roztrzęsienie.
— Chrobak groziła naszej dyrektorce generalnej, że złoży na nią zawiadomienia do prokuratury, CBA, ABW, gdzie tylko się da. Chodziło o jakieś błahe rzeczy. Na przykład, że nie ma drukarki albo że kierowca po nią nie przyjechał. Widziałam potem panią dyrektor. Była cała roztrzęsiona. Człowiek nie może zajmować się w takich sytuacjach pracą merytoryczną — słyszymy od jednej z pracownic.
Doszło do paradoksu: pracownicy byli ostrzegani o tym, co ich czeka, jeszcze zanim podjęli pracę w komisji.
Jedna pracownica wspomina: — Przychodząc do pracy, od razu zostałam ostrzeżona, że atmosfera jest bardzo ciężka — zawiesza głos.
Po chwili dodaje:
— Nie dało się nie poczuć tej toksyczności. Koleżanki od razu powiedziały mi, co mam robić, a czego lepiej nie. Na przykład w urzędzie nie można się za długo śmiać na korytarzu. Nie można stać za długo przy czajniku z wodą w kuchni, chociaż czajnik długo gotuje wodę. Jak przyszłam do pracy, towarzystwo było już zastraszone.
Kilkoro naszych rozmówców opowiada nam tę samą anegdotę: pracownicy mają zaczynać dzień od tego, że informują się, czy Barbara Chrobak jest w pracy. Ponoć wielu z nich od rana liczy, że w jej drzwiach nie będzie klucza. To oznacza, że jej nie będzie w pracy, a wtedy cały urząd ma oddychać spokojnie.
— To nie materia, na której pracowaliśmy, była trudna — zaznacza kolejna osoba. — W urzędzie komisji od samego początku unosił się dziwny duch. Nic nie było artykułowane wprost, bo wszystko było przekazywane ustnie. Na przykład, żeby nie włączać głośno radia, bo Barbara Chrobak tego nie lubi — opowiada.
— Wprowadziła taki zwyczaj, że gdy ona się gdzieś pojawiała, np. wchodziła do pokoju, to wszyscy pracownicy mieli ją witać i rozmawiać z nią, stojąc na baczność. Wiem, że niektórzy faktycznie byli zestresowani i wstawali — słyszymy.
Wielu naszych rozmówców nie waha się używać słowa „mobbing”, by opisać zachowanie Barbary Chrobak. — Niektóre osoby z powodu tego mobbingu miały skończyć na terapii i na lekach. Nie każdy jest w stanie zobaczyć, że problemem jest ona, a nie sam pracownik — mówi nam jedna z urzędniczek.
— Traktuje nas jak gorszy sort. Taki, z którym nie siada się do stołu. Na nasze „dzień dobry” odpowiada tylko wtedy, gdy ma dobry nastrój. Do siebie każe zwracać się „pani minister”, a do nas mówi na „ty”. Jak do służących — dodaje inna pracownica.
Chciała, by nazywać ją ministrą, choć nie miała takiego stanowiska. „To była jakaś tytułomania”
Sprawa tytułowania okazuje się poważniejszym tematem. Jak relacjonują pracownicy, członkowie komisji od początku chcieli, by zwracać się do nich „panie ministrze” i „pani minister”. Celować w tym miała właśnie Barbara Chrobak.
— Miała na to niesamowite ciśnienie. To była jakaś tytułomania. Od tego zaczęły się problemy — słyszymy od jednej z urzędniczek. Jeśli ktoś użył niewłaściwego zwrotu, miał być natychmiast upominany. Zdarzać się miało też, że skargi w tej sprawie trafiały do przełożonych pracowników.
— Nawet na wizytówkach kazała sobie napisać „minister”. W końcu zostało to zablokowane — mówi nam inny pracownik.
Niektórzy mieli w tej kwestii wątpliwości. Bo w zasadzie, dlaczego członkowie państwowej komisji mieliby być ministrami? Organ ten jest niezależny od rządu i nie ma nic wspólnego z żadnym resortem. Tytuł ministra nie występuje też w ustawie powołującej do życia komisję.
Budząca wielkie emocje sprawa dotarła w końcu do władz komisji. W kwietniu 2023 r. ze stanowiska jej szefa ustąpił Błażej Kmieciak. Organ pozostał bez formalnego lidera, ale decydujący głos zyskał nowy wiceprzewodniczący, radca prawny Andrzej Nowarski. I wydał oficjalne zarządzenie, w którym orzekł, że członkowie komisji nie powinni być tytułowani „ministrami”.
Inne zarządzenie Nowarskiego miało rozwiązać problem wielowładzy w komisji. Pracownicy skarżyli się, że każdy z członków wydaje im polecenia, czasem ze sobą sprzeczne. W praktyce mieli siedmiu szefów, co dezorganizowało ich pracę.
— To trudny układ. Na posiedzeniach były kłótnie między członkami. Jedni widzieli sens naszych projektów, inni nie. Pytali, jakim prawem coś robimy, choć dostaliśmy na to zgodę od innych — mówi nam jedna z pracownic.
Według nowych zasad członkowie mieli od tej pory zgłaszać swoje zapotrzebowania wyłącznie do dyrektora generalnego urzędu, a ten delegować zadania dalej na pracowników.
Wielokrotnie o tych decyzjach oraz atmosferze w komisji próbowaliśmy porozmawiać z Andrzejem Nowarskim, ale ten nie odpowiedział na nasze prośby.
Kłótnie w komisji ds. pedofilii. „Elżanowska nie mogła pogodzić się z utratą departamentu”
Zmiany nie przypadły do gustu części członków komisji. Jak słyszymy, Barbara Chrobak i Hanna Elżanowska miały wciąż domagać się, by zwracać się do nich „pani minister”.
Z kolei inna członkini, wybrana przez Senat sędzia w stanie spoczynku Agnieszka Rękas, miała oznajmić pracownikom, że nie ma zamiaru respektować zarządzenia o delegowaniu zadań i wciąż będzie bezpośrednio wydawać im polecenia.
Znaczne wpływy w urzędzie zachowała też Hanna Elżanowska. Jak już pisaliśmy, na początku prac komisji została jej wiceszefową. Jako specjalistka w zakresie psychologii i seksuologii miała nadzorować Departament Edukacji i Prewencji (DEP).
W końcu podobnie jak Chrobak, została odwołana z funkcji wiceprzewodniczącej. Pod koniec 2022 r. odebrana jej została również kontrola nad departamentem. Od tej pory pieczę nad jego pracami miała sprawować inna członkini komisji, powołana przez prezydenta psycholożka Justyna Kotowska.
— Elżanowska nie mogła pogodzić się z utratą departamentu. Wciąż miała wtrącać się w różne sprawy i je blokowała — słyszymy od pracowników DEP.
Na czym polegało to blokowanie? Jedna z pracownic podaje przykład prostej prezentacji przygotowywanej na konferencję.
— Całymi dniami trwały dyskusje o tym, czy użyć słowa „faza”, czy „etap. To miało mignąć na ekranie i zniknąć. Przez taką głupotę cała sprawa była wstrzymana i pracownicy musieli się nad tym głowić, zamiast zająć się czymś sensownym. Moim zdaniem Elżanowskiej chodziło o zademonstrowanie swojej władzy i wyższości.
Wstrząsające sceny w państwowej komisji. „Przeklinała, powiedziała, że nie śpi przez pracowników”
Inna urzędniczka wspomina, że przez dwa pierwsze lata funkcjonowania departamentu mającego edukować społeczeństwo, na zewnątrz miał nie wyjść żaden materiał.
— Nawet jedna ulotka. Zero, nic. Cała masa rzeczy została przygotowana, ale nie ujrzała światła dziennego, bo zostały zablokowane na poziomie komisji.
— Był syndrom oblężonej twierdzy. Na zasadzie: na zewnątrz czyhają na nasze potknięcie, więc lepiej niczego nie wypuszczać. Takie podejście miały właśnie Chrobak i Elżanowska — słyszymy od jednego z pracowników.
Ostatnie zarzuty wobec tej drugiej członkini dotyczą świeżej sytuacji. W kwietniu Hanna Elżanowska miała wezwać do siebie pracowników DEP, ponieważ nie podobała jej się przygotowana przez nich prezentacja. Choć nie miała formalnego umocowania, by ich nadzorować i wydawać im polecenia.
— Przeklinała, powiedziała, że nie śpi przez pracowników. Dewaluowała to, co zrobili. Trudno powiedzieć nawet, o co jej chodziło, bo nie odnosiła się do merytoryki — słyszymy od osoby dobrze znającej tę sytuację.
Także pracownicy innych departamentów mówią nam o blokadzie ich prac na skutek konfliktu. — Trudno sobie wyobrazić, by po tym wszystkim, co już się wydarzyło, miała być między niektórymi członkami i pracownikami jakakolwiek współpraca.
Co ciekawe, inny z departamentów: postępowań indywidualnych niemal od samego początku może pochwalić się sukcesami. To ten zespół odpowiedzialny jest za przyjmowanie zgłoszeń osób pokrzywdzonych i organizację wysłuchań potrzebujących. Jak udało nam się dowiedzieć, zarejestrowanych zostało tam już ponad 1300 spraw, którymi zajmowała lub ciągle zajmuje się komisja.
— Pani Chrobak chciała przypisać ten sukces na swoje konto, choć tak naprawdę miała na to niewielki wpływ. Zespół miał zawsze wiele wątpliwości co do jej zaangażowania. Wszelkie wystąpienia sądowe zwykle były jej przygotowywane — słyszymy.
Chrobak i Elżanowska odpierają zarzuty. „Nie toczy się wobec mnie w sądzie żadna sprawa o mobbing”
Chcieliśmy poprosić członkinie komisji o odniesienie się do zarzutów formułowanych wobec nich przez pracowników.
Barbara Chrobak początkowo zgodziła się na spotkanie. Później przestała jednak odbierać telefon i odpowiadać na wiadomości.
Hanna Elżanowska poinformowała nas, że nie będzie komentować sytuacji do czasu, gdy będzie miała możliwość zapoznania się z uzasadnieniem wniosku o jej odwołanie.
Z obiema członkiniami udało nam się jednak porozmawiać wcześniej — pod koniec kwietnia, gdy pisaliśmy o skierowaniu wniosku do Sejmu i zawiadomień do prokuratury. Obie odniosły się wówczas w rozmowie z Onetem do zarzutów o mobbing.
— Pani przewodnicząca nigdy nie sygnalizowała mi, że wpływają na mnie jakieś skargi lub ktokolwiek stawia mi jakieś zarzuty — mówiła nam Hanna Elżanowska. — Z tego, co wiem, nie toczy się wobec mnie w sądzie żadna sprawa o mobbing. Nigdy nie dopuszczałam się wobec pracowników i członków komisji takich zachowań, które kwalifikowałyby się jako mobbing — zapewniała.
Dodawała przy tym, że „trzeba rozróżnić mobbing od konstruktywnej krytyki czy formułowania jasnych oczekiwań wobec współpracowników”.
Barbara Chrobak wyraziła wówczas zdziwienie oskarżeniami o niewłaściwe traktowanie pracowników. — Jestem jak najbardziej gotowa stanąć przed komisją sejmową i ze wszystkiego się wytłumaczyć. Czuję się tą sytuacją pokrzywdzona — mówiła, zapewniając, że sama nie zamierza składać rezygnacji z pracy w komisji, ponieważ nie czuje się winna.
— Wobec mnie oficjalnie nigdy nie było zarzutu mobbingu — dodawała Chrobak w rozmowie z Onetem. — Było nawet zapytanie w ramach dostępu do informacji publicznej, czy członkowie komisji dopuszczali się mobbingu. Na stronie BIP komisji jest dostępna odpowiedź, że tak, ze strony pana Kmieciaka i pani Elżanowskiej — podkreślała Barbara Chrobak.
Faktycznie, w Biuletynie Informacji Publicznej możemy znaleźć odpowiedzi na zapytania z 15 lutego br. dotyczące tych kwestii. „W urzędzie nie stwierdzono jednoznacznie występowania zjawiska mobbingu. Urząd potwierdza natomiast, że odnotowano wpływ skarg dotyczących podejrzenia stosowania mobbingu” — czytamy. Dalej komisja precyzuje, że podejrzanymi o mobbing byli jedynie Hanna Elżanowska (w latach 2022 i 2023) i Błażej Kmieciak (w 2022 r.).
W odpowiedzi na inne zapytania komisja podaje, że pracownicy jej urzędu zgłaszali nieprawidłowe zachowania ze strony Chrobak i Elżanowskiej. W przypadku pierwszej z nich zgłoszenie zostało wycofane, a w przypadku drugiej „został powołany specjalny zespół ekspercki, który stwierdził niewłaściwie zachowanie wobec pracowników”.
Mobbing w państwowej komisji ds. pedofilii? „Wiem, że to brzmi absurdalnie”
Sprawa wewnętrznego wyjaśniania przypadków mobbingu w komisji jest skomplikowana. Jak sprawdziliśmy, funkcjonuje w niej specjalny regulamin, który przewiduje powoływanie doraźnych komisji antymobbingowych w przypadku wpłynięcia skarg.
Jednak, jak przekonują nas obecna przewodnicząca komisji Karolina Bućko i były przewodniczący Błażej Kmieciak, procedura antymobbingowa nie może być zastosowana do członków komisji. Ich zdaniem regulamin dotyczy jedynie pracowników, a członkowie — w rozumieniu prawa pracy — nimi nie są.
— Zleciłem analizę prawną takiego przypadku. Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale okazało się, że po prostu prawnie nie można było powołać komisji antymobbingowej w sprawie członka komisji. Tutaj najprawdopodobniej konieczna byłaby jakaś nowelizacja ustawy — mówi nam Kmieciak, gdy spotykamy się kilka dni przed publikacją.
Tłumaczy nam, że to właśnie z tego powodu sprawą skarg na Hannę Elżanowską zajmowała się zewnętrzna komisja, a nie ta przewidziana w wewnętrznym regulaminie.
Co z podejrzeniami wobec samego Kmieciaka, o których czytamy w BIP-ie, a na które powołuje się Barbara Chrobak?
— Były dyrektor generalny urzędu oskarżył mnie o mobbing dlatego, że według niego nie zapobiegłem mobbingowi wobec niego ze strony Hanny Elżanowskiej — wyznaje szczerze nasz rozmówca.
— W zaistniałej sytuacji, z racji braku procedury, natychmiast oddałem się do dyspozycji całej państwowej komisji. Pan dyrektor złożył sprawę do sądu. Tam zawarliśmy ugodę — mówi były przewodniczący komisji.
Dodaje także, że zrobił to, bo „wychodzi z założenia, że po prostu lepiej się dogadać i nie mieć do siebie urazy”. W naszej rozmowie zaznacza wyraźnie, że nie traktuje ugody jako przyznania się do winy i zaprzecza, by sam miał dopuścić się mobbingu.
Jednak, jak ustaliliśmy, to nie koniec sądowych problemów komisji. Obecnie przeciwko niej toczy się co najmniej jedna sprawa. Była pracowniczka chce udowodnić przed sądem, że została bezprawnie zwolniona przez Andrzeja Nowarskiego. Według naszej wiedzy zeznania w tej sprawie ma złożyć poprzednie kierownictwo instytucji.
Udało nam się skontaktować z osobą, która wytoczyła tę sprawę, ale z uwagi na tajemnicę postępowania sądowego, odmówiła komentarza.
„Kultura milczenia zawsze pomaga sprawcom, a niestety ciągle jako społeczeństwo myślimy kategoriami sprawcy”
Do odwołania członków komisji — podobnie jak do ich powołania — potrzebna jest w Sejmie większość 3/5. Taka sama, jak do odrzucenia prezydenckiego weta. Czyli w praktyce bardzo trudna do osiągnięcia.
Przewodnicząca komisji Karolina Bućko, która złożyła wniosek o odwołanie Barbary Chrobak i Hanny Elżanowskiej, przyznaje, że nie wie, czy na sali sejmowej znajdzie w tej sprawie odpowiednie poparcie. Zaznacza, że składając pismo, spełniała po prostu swój obowiązek. W naszej rozmowie nie chce wchodzić w szczegóły, gdy pytamy o to, co dzieje za zamkniętymi drzwiami komisji przy ul. Twardej 18.
Sejmowych kalkulacji nie ułatwia sekretna atmosfera, jaka powstała wokół całej sprawy — z utajnieniem uzasadnienia wniosku przez marszałka Hołownię na czele.
Nie wszyscy są jednak zadowoleni z tej decyzji marszałka.
— Kultura milczenia zawsze pomaga sprawcom, a niestety ciągle jako społeczeństwo myślimy kategoriami sprawcy. To, że rozmawiamy o sprawcach przemocy, powoduje, że temat pokrzywdzonych pedofilią odchodzi na dalszy plan. Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli jak najszybciej wrócić do naszej pracy — mówi nam jeden z pracowników.
Oni z pewnością będą z uwagą śledzić głosowanie w sprawie odwołania członkiń komisji.
— Uważam, że w tym składzie komisja już nie pociągnie. Nie chcę nawet myśleć, co się stanie, gdy tego odwołania nie będzie — mówi jedna z pracownic, która opowiadała nam wcześniej o niewłaściwych zachowaniach ze strony członkiń.
— Obawiamy się, że wtedy rozpoczną się czystki. Po prostu będą nam ucinać głowy — dodaje kolejna bez cienia wątpliwości w głosie.
— My tej pracy poświęciliśmy całe życie. Mamy misję, ale, żeby ją realizować, potrzebujemy odpowiednich warunków. Nie da się pracować ciągle w atmosferze kontroli i strachu — uzupełnia cały obraz kolejny pracownik.
***
Przewodnicząca sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka zapowiadała 10 maja w rozmowie z Onetem, że wniosek o odwołanie dwóch członkiń będzie procedowany „niezwłocznie”. Przewidywała, że trafi on pod obrady Sejmu „na ostatnim posiedzeniu w maju”.
To posiedzenie zaczęło się w środę. W jego harmonogramie nie ma głosowania dotyczącego państwowej komisji ds. pedofilii. Kamila Gasiuk-Pihowicz nie odbierała od nas telefonu i nie odpowiedziała na naszą wiadomość w tej sprawie.
Żródło: onet.pl