Wojna władzy z obywatelami

Wojna władzy z obywatelami
Konstytucja wolności | Władza złamała właśnie własną obietnicę, że szczepienia nigdy nie będą obowiązkowe, i zdecydowała się zacząć wojnę z dużą częścią obywateli, zatrudnionych w kluczowych sektorach państwa, narzucając im faktyczny przymus szczepień.

Po miesiącach prowadzenia liberalnej polityki, musiał zadziałać przykład Niemiec, bo co prawda to „IV Rzesza” w budowie, ale w końcu i tak rząd PiS w końcu Niemcy małpuje w większości spraw. Tyle że jak w przypadku niemal wszystkich taktyk antyepidemicznych obecnej władzy to, co ogłosił minister Niedzielski, nie trzyma się nijak kupy.

Po pierwsze – jaki sens ma wprowadzanie obowiązku szczepień dla służb mundurowych, nauczycieli i służby zdrowia od 1 marca, kiedy sytuacja epidemiczna może być całkiem inna? Może tylko taki, żeby można było przed tą datą kozę wyprowadzić.

Po drugie – rządowe konta w mediach społecznościowych zaczęły pisać, że „obowiązek to nie przymus”, co wywołało słuszne kpiny. Mecenas Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris, napisał: „Dla domorosłych prawników, którzy podkreślają za MZ, że obowiązek bez sankcji to nie przymus: naruszenie takiego obowiązku to czyn bezprawny, zatem można pracownika zwolnić, odmówić wynagrodzenia. Bo jego obowiązek jest ściśle związany z zawodem”. Zapowiedział, że OI będzie udzielało pomocy prawnej.

Cała seria pytań

Mec. Kwaśniewski pisze o „obowiązku bez sankcji”, ale przecież nie wiemy, jak miałaby wyglądać ustawa, którą wprowadzono by ów obowiązek – o ile byłaby to ustawa, a nie pójście na całkowity rympał, czyli działanie poprzez rozporządzenie ministra zdrowia. Z rozporządzeniem jest tylko jeden problem: jako akt niższej rangi, nie może zmieniać ustaw. Tymczasem pracownicy wszystkich trzech sektorów są zatrudniani na podstawie ustaw właśnie, bo to zawody specyficzne. W żadnej z nich nie ma reguł, mówiących o obowiązku szczepień. Jak zatem obowiązek miałby być egzekwowany? Co z nauczycielami, którzy nie będą chcieli się szczepić, skoro wielu z nich pracuje na podstawie Karty Nauczyciela? Ustawa ją zmieni? A jeśli tak, to w jaki sposób? Jeśli niezaszczepionych nauczycieli odsunie się od pracy, to kto zajmie ich miejsce? Jakie będą koszty tego dla dzieci?

To samo dotyczy niezaszczepionych lekarzy. Zostanie im cofnięte prawo do wykonywania zawodu? Na jakiej podstawie? Kto ich zastąpi? A jeżeli pacjent chce przyjść do niezaszczepionego lekarza, bo nie robi mu różnicy, czy lekarz przyjął szczepienie czy nie?

Ze służbami mundurowymi jest jeszcze większe zamieszanie. W policji niezaszczepione jest podobno ok. 40 proc. funkcjonariuszy. Można założyć, że to ci, którzy szczepić się po prostu nie chcą. Co się z nimi stanie? Zostaną zwolnieni i policja nagle straci 40 proc. stanu osobowego? Co ze służbami odpowiedzialnymi za zabezpieczenie polskiej granicy? Straż Graniczna może sobie teraz pozwolić na utratę części funkcjonariuszy?

Kto zostanie do służb mundurowych zaliczony? Czy żołnierze WOT zostaną również tym obowiązkiem objęci?

Pojawiają się już kolejne oferty pomocy prawnej. Stowarzyszenie Bronimy Munduru ogłasza: „W obliczu ostatnich wydarzeń związanych z dyskryminacją sanitarną oraz przymusem tzw. »dobrowolnych« szczepień – stajemy w obronie mundurowych, których prawa i wolności zostały naruszone”.

Początek równi pochyłej

Po trzecie – o ile w przypadku służb mundurowych przynależność do tych grup raczej wątpliwości nie budzi, to kto zostanie zaliczony do „nauczycieli”? Czy jedynie ci, którzy pracują na podstawie Karty Nauczyciela? Czy wszyscy, którzy uczą w szkołach publicznych? A może w szkołach w ogóle? Co w takim razie choćby ze współpracującymi nauczycielami języków? A co z placówkami typu prywatne szkoły językowe? Co z uczelniami wyższymi, na których zajęcia prowadzone są często przez osoby z zewnątrz?

Co z lekarzami, którzy prowadzą prywatne praktyki? Co np. z fizjoterapeutami, których praca jest kluczowa dla wielu rekonwalescentów, a którzy mają własne działalności gospodarcze?

Po czwarte – dlaczego wybrano akurat te grupy zawodowe, pokrętnie tłumacząc to „bezpieczeństwem”? Dlaczego obowiązkiem nie objęli się sami posłowie, którzy przecież – przynajmniej w teorii – nieustannie spotykają się z obywatelami? Dlaczego obowiązek nie ma dotyczyć kelnerów, sprzedawców w sklepie albo pracowników stacji benzynowych, którzy wszyscy z ludźmi mają kontakt znacznie częściej niż np. funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa?

Można się obawiać, że ta decyzja to początek równi pochyłej – chyba że została podjęta od razu z zamiarem wycofania się z niej. Bo skoro można nakazać szczepienia trzem grupom zawodowym, to dlaczego nie dodać do nich za moment czwartej, piątej i dziesiątej?

Tylko obywateli szkoda

Nie wiem, kto rządzącym doradza takie ruchy, ale ostrzegam: musi to być sabotażysta. Im bliżej marca, tym większy dym będą mieć rządzący w trzech kluczowych dla działania państwa sektorach. Rządu mi nie szkoda, ale szkoda mi obywateli, którzy na tych absurdalnych działaniach ucierpią.

To jednak nie koniec nonsensów, jakie pojawiły się w zapowiedziach ministra Niedzielskiego, który zresztą jeszcze niedawno odżegnywał się od ograniczeń, tłumacząc, że nic one w walce z epidemią nie dają. Wtedy miał rację, ale pan minister nie jest od tego, żeby był konsekwentny.

Jak miałyby być egzekwowane limity w lokalach czy sklepach? Milicja będzie chodzić po restauracjach z calówką i kalkulatorem, wyliczając, czy nie przekroczono norm? Na jakiej prawnej podstawie właściciele tych miejsc mieliby sprawdzać certyfikaty covidowe? Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że „trwają prace nad ustawą”. Co będzie miał o niej do powiedzenia Urząd Ochrony Danych Osobowych? Bo informacja o zaszczepieniu należy do danych poufnych. Wreszcie kto i jak ma pilnować obłożenia komunikacji publicznej?

Niestety, wygląda na to, że rząd Mateusza Morawieckiego postanowił ponownie wkroczyć na drogę szaleństwa, symbolizowanego przez zamknięcie lasów w czasie pierwszego lockdownu. Cóż, jeśli chce wojny z częścią własnych obywateli, to poniesie jej konsekwencje.

Łukasz Warzecha

dorzeczy.pl

Więcej postów