Warszawa i Kraków nie mogą przyjąć więcej uchodźców. Przedstawiciele rządu zapowiadają jednak, że nie będzie przymusowej relokacji – pisze „Rzeczpospolita”. Tylko w ciągu dwóch tygodni do Krakowa przyjechało ok. 80-100 tys. Ukraińców. W Warszawie jest ich już nawet dwa razy więcej. Zostali rozlokowani w halach, hotelach, ale też znaleźli schronienie u swoich bliskich, którzy tu pracują. W stolicy Małopolski legalnie pracuje już ok. 60 tys. Ukraińców.
Kraków i Warszawa są już na granicy wydolności. Bez uruchomienia pieniędzy i pomocy z rządu, oba miasta podkreślają, że nie dadzą już rady nadal przyjmować uchodźców uciekających przed wojną z Ukrainy.
– Więcej ludzi nie jesteśmy w stanie przyjąć, wchłonąć jako miasto. Chodzi o pracę, miejsca w szkołach i przedszkolach, w usługach urzędu np. jako klientów pomocy socjalnej ktoś ich musi „prowadzić”. Samo wydanie numeru PESEL dla każdej z tych osób w sposób szybki wydaje się praktycznie niemożliwe – powiedziała dziennikowi rzeczniczka prezydenta Krakowa Monika Chylaszek.
Miasto wydało już na pomoc dla uchodźców 14 mln zł z rezerwy na działania kryzysowe, których roczny budżet wynosi 19 mln zł. Rząd nie przekazuje gminom środków – ma je dać dopiero specustawa – podkreśla „Rz”.
Wskazuje, że równie niewydolna stała się Warszawa, gdzie zamieszkało ok. 200 tys. Ukraińców (10 proc. mieszkańców całego miasta). To wielki problem organizacyjny dla miasta – w szpitalach przebywa już 1,5 tys. uchodźców, do szkół i przedszkoli przyjęto 2 tys. ich dzieci.
– Problem w tym, że oni chcą pozostać albo blisko granicy, albo w dużych miastach, o których kiedyś słyszeli, czyli głównie w Warszawie i Krakowie. Nie chcemy ich na siłę przenosić, żeby rozładować korki – powiedział „Rzeczpospolitej” jeden z przedstawicieli rządu.
„Rząd liczy, że uchodźcy sami poproszą o relokację, kiedy życie w halach stanie się nie do zniesienia” – zaznacza dziennik. Jak podaje, regiony północne, np. warmińsko-mazurskie, do czwartku przyjęły zaledwie 1,5 tys. uchodźców.