Zwolnienie przez ministra obrony szefów wojskowego laboratorium, które ma walczyć z epidemią koronawirusa obniża stopień bezpieczeństwa epidemiologicznego Sił Zbrojnych i całego kraju – napisał w liście do ministra obrony prof. Krzysztof Chomiczewski, krajowy konsultant ds. obronności w dziedzinie epidemiologii.
30 stycznia do MON-u zostało wezwanych trzech oficerów: szef ODiZZB (Ośrodek Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych) w Puławach płk dr Marcin Niemcewicz, kierownik pracowni wirusologii ppłk dr Aleksander Michalski oraz szef pracowni zabezpieczenia ppłk Jacek Wójcicki. Pisaliśmy o tym w artykule „Czystki i bałagan w wojskowym instytucie, który ma walczyć z koronawirusem”.
Jak mówią nasi informatorzy, oficerowie sądzili, że jadą do Warszawy na naradę w sprawie stanu przygotowań armii do przeciwdziałania epidemii koronawirusa. Na miejscu dostali jednak rozkazy przeniesienia do innych jednostek. – Wszystkiego się spodziewali, tylko nie tego – mówi osoba znająca kulisy tamtego spotkania.
Już 2 lutego pismo w tej sprawie do ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka skierował płk w st. spocz. prof. dr hab. n.med. Krzysztof Chomiczewski, były komendant WIHE, a obecnie konsultant krajowy ds. epidemiologii w działaniach związanych z obronnością kraju.
Profesor w swoim piśmie podkreśla, że nie są mu znane motywy decyzji personalnych szefa MON związanych z usunięciem kierownictwa laboratorium w Puławach jednak, w jego opinii „są one wysoce szkodliwe”. Dodał: „paraliżując działalność tego ośrodka w ogromnym stopniu obniżają one stopień bezpieczeństwa epidemiologicznego Sił Zbrojnych i całego kraju. Na ironię zakrawa fakt zbieżności tych działań z realnym zagrożeniem zachorowań wywołanych koronawirusem (…)”.
Prof. Chomiczewski stwierdza również, że nikt z pracowników ośrodka w Puławach nie dorównuje najwyższym kwalifikacjom i doświadczeniu jakie posiadają wyrzuceni oficerowie. Przypomina, że zarówno płk. Niemcewicz, jak i płk. Michalski byli stypendystami w Instytucie Biologii Molekularnej Uniwersytetu Scranton w USA. Wiedzę zdobywali również w Instytucie Chorób Zakaźnych amerykańskiej armii czy na uniwersytetach w Australii, Holandii i Grecji.
Profesor zastrzega, że w laboratorium w Puławach nadal pracuje wielu zdolnych i chętnych do pracy młodych ludzi, ale „po odejściu tych oficerów nie będzie miał kto szkolić nowych kadr”.
Jego zdaniem, innymi negatywnymi konsekwencjami czystki w kierownictwie ośrodka będzie niedostateczny nadzór nad pracami z groźnymi patogenami, brak właściwej opieki nad newralgiczną infrastrukturę techniczną laboratorium, brak koordynacji realizacji projektów naukowych. A to, zdaniem profesora, stwarza też zagrożenie obniżenia jakości prac ośrodka oraz spadku zaufania do całego WIHE.
Nieufność koalicjantów
Powstanie laboratorium trzeciego stopnia w Puławach, w dużej mierze sfinansowanego z funduszy amerykańskiej armii, poprzedziły wizyty studyjne w Stanach Zjednoczonych naukowców z WIHE, w tym prof. Chomiczewskiego, czy płk. Michała Bartoszcze, zastępcy komendanta instytutu. Jeszcze przed przystąpieniem Polski do NATO nawiązali oni współpracę m.in. z Centrum Chemicznym i Biologicznym Armii USA w Edgewood. Potem były wspólne polsko-amerykańskie i NATO-wskie ćwiczenia w zakresie przeciwdziałania broni biologicznej.
Dzięki wojskowej współpracy międzynarodowej w Puławach powstały dwa laboratoria – wirusologiczne i bakteriologiczne – trzeciego stopnia (BEL-3). Znajdują się tam również pracownie niższego stopnia zdolne badać materiał genetyczny patogenów. Ośrodek jest też członkiem sieci laboratoriów biologicznych w ramach Europejskiej Agencji Obrony oraz sieci laboratoriów wirusologicznych. Jest również partnerem diagnostyki w zakresie broni biologicznej na potrzeby NATO.
Dlatego, zdaniem prof. Chomiczewskiego, „dezorganizacja pracy ośrodka doprowadzi do utraty zaufania naszych koalicjantów, a zwłaszcza armii USA, która przekazała nam sprzęt do laboratorium trzeciej klasy w Puławach. Taka dezorganizacja musi wzbudzić także nieufność naszych koalicjantów w ramach NATO”.
Chemik zamiast epidemiologów
Szef MON Mariusz Błaszczak do tej pory nie odpowiedział na list prof. Chomiczewskiego. Na nowego szefa ośrodka w Puławach mianował zaś ppłk. dr. Mirosława Kozłowskiego. Jak mówią nasi rozmówcy, problem w tym, że jest on chemikiem, podczas gdy ośrodek potrzebuje doświadczonych biologów, mikrobiologów i epidemiologów.
„W aktualnej sytuacji poważnego zagrożenia epidemiologicznego niezbędna jest natychmiastowa zmiana decyzji kadrowych” – napisał też w liście do ministra Błaszczaka prof. Chomiczewski. Jego zdaniem, by wojsko mogło skutecznie zająć się walką z koronawirusem, szef MON powinien „niezwłocznie” przywrócić „najbardziej doświadczonego wirusologa – diagnostę w Siłach Zbrojnych” płk. Michalskiego.
Personalne rozgrywki w czasach zarazy
Dlaczego jednak szef MON w tak newralgicznym okresie odwołał najbardziej doświadczonych specjalistów z laboratorium w Puławach? Oficjalnie MON twierdzi, że nastąpiło to „ze względu na wcześniejsze opóźnienia w uzyskaniu akredytacji”. Jednak nasze źródła w WIHE donoszą o rozgrywkach personalnych.
W swoim liście do ministra obrony, prof. Chomiczewski zwraca też uwagę, że ośrodek w Puławach ma niezbędny sprzęt i odczynniki do badania koronawirusa. „W sytuacji kiedy dojdzie do masowych zakażeń zlecenie badań innym podmiotom – cywilnym – nie zapewni potrzeb Wojsk Polskiego i narazi na niebezpieczeństwo życie i zdrowie żołnierzy wpływając na gotowość bojową naszych wojsk”.
Bezsilność wojska
Epidemia koronawirusa pokazała jednak, że wojskowe instytucje są w takim stanie rozkładu, że armia będzie zmuszona prosić instytucje cywilne o pomoc.
5 marca opublikowano projekt nowelizacji rozporządzenia ministra obrony narodowej w sprawie Wojskowej Inspekcji Sanitarnej. Jeden z punktów projektu informuje, że „w przypadku barku możliwości wykonania badań próbki” przez laboratoria wojskowe, to wojsko może zlecić wykonanie badań „w innym laboratorium”.
– Jestem zadziwiony, ponieważ tym zapisem wojsko przyznaje się do tego, że nie jest w stanie badać samodzielnie próbek na obecność koronawirusa i zechce te badania zlecać służbom cywilnym. Nie wiem, czy chodzi o brak wyspecjalizowanej kadry, sprzętu, czy odczynników, testów, jednak ta sytuacja jest wysoce niepokojąca tym bardziej, że grozi nam duża epidemia – komentuje Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej. Dodaje, że w tym kontekście jeszcze bardziej dziwi decyzja szefa MON o zwolnieniu specjalistów z ośrodka w Puławach.
Z kolei wysoki rangą oficer dodaje: – Pytanie, dlaczego teraz powstało to rozporządzenie. Dla mnie oczywiste jest to, że chodzi o bezsilność wojska wobec epidemii koronawirusa. To smutne, bo przecież armia powinna być lepiej przygotowana do działania w tego typu kryzysach niż służby cywilne. A tymczasem jest inaczej. Za badania próbek w laboratoriach cywilnych armia będzie musiała zresztą płacić. Zatem koszt rozwalenia WIHE i laboratorium w Puławach jeszcze wzrosną.
Tymczasem MON, kolejny raz nie odpowiedziało nam na wiele szczegółowych pytań dotyczących stanu wojskowej epidemiologii. Za to znowu dostaliśmy zapewnienia, że armia jest gotowa na walkę w koronawirusem.
Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii (WIHE) z siedzibą w Warszawie jest najważniejszą wojskową placówką do walki z zagrożeniami biologicznymi, chemicznymi i radiologicznymi. W skład instytutu wchodzi m.in. Ośrodek Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych (ODiZZB) w Puławach. Tam ulokowane jest jedno z zaledwie czterech w Polsce laboratoriów klasy trzeciej (BSL-3) bezpieczeństwa biologicznego. Oznacza to, że laboratorium może zajmować się wirusami wywołującymi poważne choroby ludzi i zwierząt, w tym koronawirusem.