Ambasador Iranu w Polsce Masoud Kermanshahi zabicie gen. Sulejmaniego wprost nazywa „atakiem terrorystycznym USA”. Dyplomata zapowiedział, że Iran będzie przeciwdziałał „każdemu, kto będzie podejmował akcje zmierzające do destabilizacji na tym terenie”. Czy wykonująca komendy USA Polska powinna się obawiać?
– Radzimy naszym przyjaciołom z Polski, by nie schodzili na dno czeluści po linie rzuconej im przez Amerykanów – powiedział ambasador Iranu w Polsce Masoud Kermanshahi.
Jest to oczywiście komentarz do słów Ajatollaha Aliego Chameneiego o „złym, małym kraju w Europie”, w którym „Amerykanie spotkali się z irańskimi zdrajcami, by spiskować przeciwko Republice Islamskiej”.
Polski rząd w kwestii polityki bliskowschodniej nie podejmuje własnych inicjatyw, tylko wykonuje komendy USA. Czy słowa ambasadora Kermanashiego są dla nas ostrzeżeniem? Stany Zjednoczone mogą chcieć wciągnąć nas w konflikt.
Tymczasem Iran nie zamierza być bierny i zapowiada, że będzie odpowiadał na „próby destabilizacji”.
– Iran jest krajem odpowiedzialnym, także za bezpieczeństwo nawigacji na terenie Zatoki Perskiej. Dbamy o to bezpieczeństwo bardziej niż inne kraje. Będziemy przeciwdziałać każdemu, kto będzie podejmował akcje zmierzające do destabilizacji na tym terenie – mówi.
Ambasador uważa, że agresja USA jest motywowana kwestiami wyborczymi, które zajmują obecnie sztab Donalda Trumpa.
– Oczekujemy, że żaden kraj nie stanie u boku USA przeciwko Iranowi. Lepiej, by pozostałe kraje nie dały się wplatać w kwestie wyborcze USA i ich awanturnictwo.
Iran zaatakował amerykańskie bazy wojskowe w Erbilu około godz. 1:30 czasu lokalnego w środę (godz. 23:30 czasu polskiego).