Jakie będzie militarne o polityczne znaczenie bazy wojsk amerykańskich w Redzikowie koło Słupska? Analiza Krzysztofa Podgórskiego.
13 maja 2016 najwyższe władze RP na czele z prezydentem Andrzejem Dudą oraz szefem MON Antonim Macierewiczem dokonały uroczystej inauguracji budowy amerykańskiej bazy antyrakietowej w Redzikowie koło Słupska. Stronę amerykańską na uroczystości reprezentował ambasador USA Paul Jones, dowódca US Navy w Europie admirał Mark Ferguson, dyrektor amerykańskiej Agencji Obrony Antyrakietowej wiceadmirał James Syring oraz zastępca sekretarza stanu Frank Rose.
Decyzja o zainstalowaniu na terytorium Polski bazy amerykańskiej, mającej za zadanie niszczenie międzykontynentalnych pocisków rakietowych przenoszących broń jądrową ma wymiar historyczny. Na gruncie teorii prawa międzynarodowego jest to bezspornie element ograniczający suwerenność Rzeczpospolitej. Stacjonowanie obcych wojsk, wykonujących rozkazy obcego dowództwa jest symbolem podporządkowania, tak jak były nimi jednostki Północnej Grupy Armii Radzieckiej stacjonujące w PRL. Czym innym są wspólne jednostki sojusznicze pod wspólnym dowództwem, w przypadku Polski jednostki NATO, a czym innym amerykańska baza, będące elementem globalnego zabezpieczenia USA w zakresie obrony przeciwrakietowej.
W ocenie polskich decydentów sytuacja geopolityczna i względy bezpieczeństwa Polski czynią ten krok niezbędnym. Społeczeństwo obywatelskie, ma jednak prawo do rzetelnej informacji w zakresie co zainstalowano, jakim kosztem i jakie będą tego konsekwencje tak w wymiarze ekonomicznym, politycznym ale i techniczno – militarnym.
Amerykańska baza w Redzikowie, to instalacja wojskowa składająca się z ściśle określonych elementów uzbrojenia, których możliwości bojowe można dość szczegółowo opisać. Podobnie ma się rzecz z kosztami budowy, zabezpieczenia i obsługi ponoszonymi przez Polskę. Dokonując bilansu zysków i strat należy uwzględnić też konsekwencje ekonomiczno – inwestycyjne dla regionu.
Koszty bazy
Decydując się na budowę instalacji antyrakietowej w Redzikowie, USA wynegocjowało od polskiej strony szereg zobowiązań.
Po pierwsze, przekazanie określonego terytorium – wybrano obszar po dawnej bazie 28 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Słupsku – lotnisko Redzikowo. Obiekt jest oddalony w linii prostej 3,5 km od słupskiego ratusza.
„To dla nas katastrofa – mówi prezydent Słupska Robert Biedroń gdyż w promieniu 15 km od bazy nie może powstać nic bez zgody amerykańskiego Departamentu Stanu. Nie wolno nam nawet zbudować hali produkcyjnej – skarży się samorządowiec. W ten sposób system obrony przeciwrakietowej wpisuje się w strategię odstraszania, tyle, że „przede wszystkim inwestorów”. Ponadto pomimo obietnic miasto nie otrzymało żadnej rekompensaty, mieszkańcy są rozczarowani i czują się oszukani” – twierdzi prezydent Biedroń.
Co obiecywał rząd RP władzom Słupska? Prezydent Biedroń w wywiadzie udzielonym Monice Olejnik w Radio ZET mówił o budowie drugiego toru linii kolejowej i dostępie miasta do drogi ekspresowej. Nic takiego nie nastąpiło; więcej: zarówno prezydent Duda, jak i szef MSZ w rozmowie z prezydentem Robertem Biedroniem twierdzili, że nie są władni do jakichkolwiek decyzji w tej sprawie. Sarkastycznie prezydent Biedroń stwierdził, że ,jak widać, decyzje także w sprawie zobowiązań rządu RP wobec Słupska podejmuje wyłącznie prezes Jarosław Kaczyński.
Ponadto samorządy lokalne miały otrzymać od rządu rekompensatę finansową. Ile? Samorządowcy wyliczyli ją na kwotę 2,8 mld złotych. To szacunkowa wielkość utraconych korzyści związana z funkcjonowaniem tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Do takich wniosków doszli specjaliści z Agencji Rozwoju Pomorza, którzy na zlecenie lokalnych samorządów i ich partnerów sporządzili raport dotyczący wpływu systemu antyrakietowego USA w Redzikowie na gospodarkę regionu słupskiego.
Ponadto zgodnie z porozumieniem USA-RP Polacy sformowali w kwietniu 2015 r. Batalion Ochrony Bazy w Redzikowie, wyposażony w specjalistyczny sprzęt w tym np. specjalnie tresowane psy działające w kamizelkach kuloodpornych i noszących gogle. Powstała specjalna jednostka straży pożarnej i element medyczny. Wszystko to obciąża budżet polskiego MON, zamiast 1000 żołnierzy liniowych (ok. tylu ludzi liczy batalion) wystawiliśmy i opłacamy wartowników.
Strona polska musiała też za 40 000 000 zł wybudować stosowne ogrodzenie bazy wraz systemem zabezpieczenia i ostrzegania. Nie znamy kosztów doprowadzenia określonych przez Amerykanów różnych instalacji czy dróg. Nie zdziwiłbym się, że po polskiej stronie leży zabezpieczenie ochrony przeciwlotniczej bazy, bo strona amerykańska się z tego wycofała. A wtedy jedna z 8 planowanych, w ramach planu modernizacji polskiej armii, baterii systemu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego „Wisła” będzie musiał stacjonować w Redzkowie. Mówiąc bardzo oględnie, Amerykanie bardzo „natarczywie” promowali w naszych gremiach decyzyjnych i wojskowych swoje systemy typu „Patriot”. W kwietniu 2015 przetarg rząd PO/PSL rozstrzygnął. Do końcowego etapu przeszły amerykański Raytheon z zestawami Patriot oraz francuskie konsorcjum Eurosam złożone z tamtejszych oddziałów firm MBDA i Thales, proponujące system SAMP/T wykorzystujący rakietę Aster 30. Wartość kontraktu ocenia się na 16 mld zł.
Niespodzianki nie było, kontrakt otrzymała firma z USA. Zatem jedna z 8 baterii, w sposób „naturalny” będzie bronić Amerykanów w kraju nad Wisłą.
Co znajdzie się w Redzikowie
Pod Słupskiem wybudowana zostanie instalacja obrony przeciwrakietowej systemu AEGIS „Ashore”, która jest elementem tzw. „tarczy antyrakietowej”. Ma ona chronić USA. Deklaruje się jednak, że obiekt w Redzikowie osłaniać ma dodatkowo sojuszników z NATO (głównie z Europy Zachodniej). Oficjalnie, co publicznie deklarują Amerykanie, chronić przed pociskami balistycznymi wystrzeliwanymi m.in. z Bliskiego Wschodu. W rzeczywistości, przed międzykontynentalnymi rakietami – nosicielami głowic jądrowych Rosji.
Baza w Redzikowie to trzeci element zintegrowanego amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej (EPAA). Ma ona osiągnąć gotowość bojową w 2018 roku. Analogiczny obiekt Amerykanie zbudowali już w Rumunii. W Polsce zostaną rozmieszczone oficjalnie systemy rakiet SM-3 Block IIA, przeznaczone do zwalczania pocisków balistycznych krótkiego i średniego zasięgu w środkowej fazie lotu, a także radar śledzenia celów i kierowania ogniem. Wyposażenie obiektu w silniejsze rakiety jest w sytuacji „kryzysowej” banalnie proste i szybkie.
W skład systemu obrony przeciwrakietowej USA wchodzą także cztery amerykańskie niszczyciele typu Arleigh Burke wyposażone w system „Aegis”, a także stacja radarowa w Turcji.
System Walki „Aegis” to ultranowoczesny zintegrowany (sieciowy) system wykrywania, naprowadzania i kierowania ogniem opracowany dla Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych opracowany dla obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.
Właściwe prace budowlane mają ruszyć w Redzikowie latem. W bazie będzie stacjonował amerykański personel liczący ok. 300 osób. Amerykanie oszacowali koszty budowy bazy na co najmniej kilkadziesiąt mln dolarów, jednak mówi się nawet o 300 mln dolarów.
Generalnie system ten ma wykrywać rakiety balistyczne w momencie gdy są najłatwiejsze do trafienia, zanim dojdzie do rozcalenia i rakietę opuszczą głowice nuklearne (w zależności od typu rakiety od 1 do 12 szt.), a więc w początkowej fazie lotu. Radar wykrywa, a następnie komputery wyliczają krzywą balistyczną i naprowadzają na rakietę własne pociski rakietowe. System jest zoptymalizowany na radzieckie/rosyjskie rakiety dalekiego zasięgu typu R-36 „Wojewoda” (kod NATO SS-18 Satan) lub RS-12 „Topol-M”.
Warto tu jednak pamiętać, że w czarnym wojennym scenariuszu terytorium Polski jest w zasięgu nie tylko tych rakiet, ale całej gamy środków rakietowych arsenału militarnego Rosji. Jej wojskowi nie mają potrzeby atakować nas niezwykle drogimi rakietami dalekiego i średniego zasięgu, mają inne, niestety bardzo liczne, możliwości uderzeń.
A zatem, co wynika z parametrów technicznych, system AEGIS „Ashore” w Redzikowie będzie wyłącznie elementem obrony terytorium USA i krajów Europy Zachodniej, jak Hiszpania czy Wielka Brytania. Nie ma on wiele wspólnego z bezpośrednią obroną Polski, a raczej wymiar polityczny, co potwierdza m.in. były Dowódca Wojsk Lądowych i późniejszy wiceszef MON gen. Waldemar Skrzypczak.
Nie zmienia to jednak faktu, że lokalizacja systemu obrony USA obiektywnie osłabiającego rosyjski potencjał jądrowego odstraszania, wywołuje w Moskwie daleko idącą irytację. Prezydent Rosji Władymir Putin wprawdzie powiedział, że „Rosja nie da się wciągnąć do nowego „wyścigu zbrojeń”” , ale zastrzegł za razem, że Rosja podejmie działania militarno-techniczne aby zbalansować budowę instalacji amerykańskiej „tarczy rakietowej” przy swoich granicach.
Jak odpowie Rosja?
W trybie pilnym już 2016 r. do produkcji seryjnej wejdzie nowy rosyjski rakietowy pocisk balistyczny R-26 „Rubież”. Mimo relatywnie dużo niższej masy, bo tylko 80 t, wobec 120 t produkowanej aktualnie rakiety „Jars”, „Rubież” dysponuje zasięgiem ok. 11 000 km. A wiec sięgającym terytorium USA. Przenosi przy tym 4 głowice jądrowe o sile 300 MT każda, które po oddzieleniu się od rakiety nośnej przemieszczają się z prędkością hiperdźwiękową stale manewrując. Również cały nowy rosyjski pocisk rakietowy, zaraz po starcie leci po stale zmieniającej się trajektorii (nie ma takiego drugiego na świecie).
Wobec tylu zmiennych, dotychczasowy system obrony przeciwrakietowej, oparty na wyliczeniach przechwycenia rakiet po krzywej balistycznej jest całkowicie bezużyteczny. Jak podkreślają specjaliści bardzo krótko, poniżej 5 minut, trwa pierwszy etap startowy rakiety. Współczesne środki naziemnej obserwacji radiolokacyjnej NATO nie zdążą zarejestrować startu głowic bojowych.
Relatywnie mała masa rakiety pozwala swobodnie instalować ją na wyrzutniach samochodowych, oraz kolejowych. Rosjanie planują wprowadzenie do służby 5 pociągów typu „Barguzin”, każdy przewożący 6 rakiet. Z zewnątrz pociągi będą ucharakteryzowane na standardowy skład towarowy. W okresie ZSRR państwo to dysponowało pociągami typu „Mołodiet’”, jednak przewoziło rakiety o dużo wyższej masie. W niezliczonych rosyjskich liniach kolejowych, wiodących tak przez góry Kaukazu, czy lesiste obszary Syberii, zamaskowanie tych składów nie będzie najmniejszym problemem.
Jak poinformował w kwietniu 2016 roku, dowódca rosyjskich Strategicznych Wojsk Rakietowych, generał Sergiej Karakajew do 2020 roku wprowadzone zostaną do służby operacyjnej pociski „Sarmat”, które zastąpią rakiety R-36M „Wojewoda”. W kodzie NATO SS-18, to największe na świecie rakiety o wadze ok. 200 t i przenoszące ogromne głowice jądrowe o sile 20 MT lub 12 głowic po 700 KT. Rosyjski dowódca ujawnił, że parametry nowej rakiety nie będą w niczym ustępować starej, a ponadto mają mieć zdolność no manewrowanie w ostatniej sekwencji lotu.
Wojska lotnicze Rosji , w szczególności Dowództwo Lotnictwa Dalekiego Zasięgu dysponują trzema rodzajami bombowców strategicznych. Na wyposażenie TU-160 i TU-95 właśnie wszedł, bojowo przetestowany w Syrii, pocisk manewrujący o obniżonej wykrywalności radarowej typu Ch-101. Rakieta ma właściwości stealth. , zasięg 3500 km i lecąc z prędkością poddżwiękową przenosi głowice jądrowe o sile 250KT. Na wyposażeniu pozostają nadal liczne bombowce TU-22M przenoszące rakiety Ch-22 „Raduga” o zasięgu „tylko” 500 km, ale prędkości 4000 km/h. Wznowiona po wielu latach produkcja TU-160 – największych bombowców świata, osiągających dwukrotną prędkość dźwięku, wskazuje że wobec osłabienia, (w wyniku powstania Tarczy Antyrakietowej USA) , możliwości rosyjskich rakiet balistycznych, w ramach tzw. „triady nuklearnej”, Rosjanie wzmacniają komponent lotniczy wyposażony w rakiety manewrujące.
Wreszcie w Okręgu Kaliningradzkim stacjonuje brygada rakiet operacyjno-taktycznych mająca na wyposażeniu niezwykle mobilne i niewielkie wyrzutnie rakiet „Iskander-M”. Rakiety te mają zasięg (deklarowany przez Rosjan) 490 km i przenoszą ładunek o masie 720 km z celnością 10-15 metrów z prędkością 2100 m/s. Wysoka prędkość rakiety pozwala jej z łatwością przełamywać obronę antyrakietową. Iskander-M porusza się ponadto po spłaszczonej trajektorii lotu poniżej wysokości 50 km co uniemożliwia radarom jego wykrycie. Inżynierowie rosyjscy sprawili, że Iskander-M wykonuje manewry z przeciążeniem 30 g w fazie końcowej, utrudniając przechwycenie rakietowe przez systemy obronne typu AEGIS „Ashore”.
Mają więc Rosjanie jak widać niezwykle skuteczne narzędzie do szybkiego unicestwienia bazy w Redzikowie.
Wreszcie warto pamiętać to, co Rosjanie ujawnili podczas operacji wojennej w Syrii. Biura konstrukcyjne opracowały uniwersalny pocisk manewrujący „Kalibr NK” o zasięgu 2500 km i prędkości ok. 900 km/h – odpowiednik amerykańskiego AGM-109 Tomahawk. Z tą jednak różnicą, ze pocisk rosyjski, ku konsternacji światowych specjalistów, może być zainstalowany na niewielkich, a przez to licznych okrętach wojennych. Rosyjska Flota Bałtycka dysponuje „Kalibrami-NK” na 4 najnowszych korwetach rakietowych projektu 20380 („Sterieguszczij” , „Sobbnrazitelnyj”, „Bojkij”, „Stojkij”), każdy z 8 pociskami tego typu na pokładzie.
„Kalibry” są też na dwóch okrętach podwodnych projektu 877 „Warszawianka”. Jak pokazali Rosjanie podczas walk w Syrii okręty projektu 877 w 6 aparatach torpedowych mogą przenosić pociski „Kalibr” i odpalać je z położenia podwodnego.
Co z tego wynika?
Polska dużym nakładem środków finansowych wprowadziła na swoje suwerenne terytorium bazę służącą zasadniczo obronie USA i częściowo zachodnioeuropejskich sojuszników z NATO. System ten w obliczu technologicznego przeciwdziałania Rosjan już na starcie jest przestarzały i wobec wielu rakiet nieskuteczny. Odwetowo Polska naraża się zaś na priorytetowy atak w przypadku konfliktu NATO – Rosja, wszelkimi dostępnymi środkami napadu rakietowego z lądu, powietrza i morza. Warto zaznaczyć, że może dojść do sytuacji paradoksalnych. Brak władztwa i wpływu na dowodzenie bazą może sprawić, ze gdy Rzeczpospolita nie będzie chciała zaognienia relacji z Rosją, a sprawujący władzę w Waszyngtonie będą zmierzać do konfrontacji, to w konflikt zostaniemy wciągnięci, niejako wbrew własnej woli.
Decydenci polityczni zakładają, że sama obecność amerykańskich żołnierzy stanowi czynnik odstraszający i niejako wymusi na USA, w przypadku ataku na Polskę, realizację zobowiązań sojuszniczych. Nic bardziej mylnego. Można wszak zająć kraj pozostawiając bazę nienaruszoną „za płotem” wartym 40 000 000 zł . To tak, jak mająca się dobrze przez cały okres „Zimnej Wojny”, amerykańska baza Guantanamo leżąca na Kubie Fidela Castro.
KRZYSZTOF KAMIL PODGÓRSKI