Twórca koncepcji Wojsk Obrony Terytorialnej, odpowiedziany za czystki w armii za czasów Antoniego Macierewicza, prawa ręka byłego szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka, bohater afery e-mailowej. Płk Krzysztof Gaj zgromadził gigantyczne archiwum dokumentów wojskowych. Dziś służby specjalne je analizują pod kątem wycieku informacji niejawnych. Najważniejsze pytanie jednak brzmi, po co pułkownik w swoim prywatnym archiwum gromadził tajne dokumenty i w jaki sposób do niego trafiły?
- Zanim płk Gaj trafił pod skrzydła Antoniego Macierewicza, przez 29 lat służył w wojskach pancernych. Z armii odszedł w stopniu podpułkownika w 2011 r.
- Płk Gaj wrócił do armii jesienią 2015 r. i awansował na stopień pułkownika. Macierewicz wysłał go do Sztabu Generalnego, gdzie zająć się kadrami. — Był bardzo pewnym siebie człowiekiem. Dokładnie wiedział, kto za nim stoi — mówi oficer ze sztabu
- Długo jednak nie zagrzał tam miejsca. Został usunięty ze stanowiska już jesienią 2016 r., po ujawnieniu przez media jego antysemickich i antyukraińskich wypowiedzi
- W domu płk. Gaja służby zabezpieczyły gigantyczne archiwum dokumentów wojskowych. — Nie sądzę, by Krzysiek był czyimkolwiek szpiegiem on po prostu, jest zafiksowany na wojsku. Zbiera te wszystkie mapy, dokumenty, robi notatki, rozpisuje schematy. Niemniej jednak takich spraw nie można lekceważyć, zwłaszcza dziś — mówi były wojskowy w rozmowie z Onetem
Początek grudnia 2016 r. Gen. Mieczysław Gocuł, ówczesny szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego po krótkiej, świątecznej przerwie pojawia się w swoim gabinecie. Pierwsza informacja, którą meldują mu podwładni, jest taka, że Antoni Macierewicz, od kilku tygodni minister obrony, wyrzucił szefa zarządu Organizacji i Uzupełnień Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Kolejną, że Macierewicz, bez konsultacji z szefem sztabu na to stanowisko powołał płk. Krzysztofa Gaja.
Dla gen. Gocuła tego już było za wiele. Właśnie wtedy podjął decyzję, że z ekipą Macierewicza nie jest mu po drodze. Po przeprowadzeniu szczytu NATO w Warszawie złożył wniosek o odejściu do cywila.
Kariera Krzysztofa Gaja. W wojsku się nie odnalazł, związał się z Macierewiczem
Płk Krzysztof Gaj związał się z ekipą Macierewicza po odejściu z armii jesienią 2011 r. W wojskach pancernych przesłużył 29 lat. Większość swojego wojskowego życia spędził w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej.
Zajmował tam stanowiska sztabowe w pionie mobilizacyjnym, operacyjnym i uzupełnieniowym. Kilka lat spędził również w Warszawie w Dowództwie Wojsk Lądowych. Z armii odszedł w stopniu podpułkownika. Żołnierze, którzy razem z nim pełnili służbę, opowiadają, że płk Gaj był bardzo ambitny i zaangażowany, ale w wojsku się nie odnalazł. Opuszczał jego szeregi rozgoryczony i rozczarowany stanem armii.
Prawdopodobnie te emocje pchnęły go w objęcia ludzi związanych z Antonim Macierewiczem, byłym likwidatorem Wojskowych Służb Informacyjnych, którzy po utracie władzy przez pierwszy rząd PiS-u, zaczęli tworzyć własne stowarzyszenie. Chodzi o Narodowe Centrum Studiów Strategicznych (NCSS). Ten think tank formalnie założył i kierował nim Tomasz Szatkowski — były wiceminister obrony, a obecnie polski ambasador przy NATO — aż do wygranych przez PiS wyborów jesienią 2015 r.
Potem Centrum było kierowane przez Jacka Kotasa. Tomasz Piątek nazwał go „rosyjskim łącznikiem”, a tygodnik „Polityka” ujawnił, że kierowana przez Kotasa spółka deweloperska Grupa Radius miała związki z rosyjskimi oligarchami, służbami i mafią.
W NCSS płk Gaj, oprócz najbardziej zaufanych ludzi Macierewicza, takich jak Michał Dworczyk, późniejszy jego promotor, spotkał również niewielkie grono byłych wojskowych, podobnie jak on rozczarowanych tym, co działo się w wojsku w czasie rządów Platformy Obywatelskiej. Ta grupa byłych oficerów współpracujących z NCSS dostała zadanie przygotowania programu budowy Wojsk Obrony Terytorialnej. Kiedy, jesienią 2015 r. PiS wygrało wybory, a Macierewicz został szefem MON, koncepcja budowy WOT, wzorowana na amerykańskiej Gwardii Narodowej, była gotowa.
Płk Gaj wrócił wówczas do armii i nawet awansował na stopień pułkownika, lecz nie dostał misji tworzenia obrony terytorialnej. Macierewicz dał mu inne zadanie. Pułkownik na bazie swojego wcześniejszego doświadczenia miał zająć się kadrami w najważniejszej instytucji wojskowej — Sztabie Generalnym WP. — Był bardzo pewnym siebie człowiekiem. Dokładnie wiedział, kto za nim stoi — mówi oficer ze sztabu.
Ekipę Macierewicza cechował rewolucyjny wręcz zapał, jeżeli chodzi o rozliczenia z przeszłością. Zadaniem płk. Gaja było więc przyjrzenie się wojskowych kadrom pod kątem służby poszczególnych oficerów w poprzednim systemie. To on stał za zwolnieniem wielu doświadczonych oficerów. Czystki kadrowe w wojsku za Macierewicza nie miały sobie równych w najnowszej historii Polski. Żołnierze dostawali szare koperty z wypowiedzeniami i mieli dobę na opuszczenie jednostek.
„Doskonale rozumie Putina”
Płk Gaj długo jednak nie zagrzał miejsca w Sztabie Generalnym WP. Został usunięty ze stanowiska już jesienią 2016 r., po ujawnieniu jego antysemickich i antyukraińskich wypowiedzi: – Nie jestem rusofilem, podkreślam to stanowczo, ale w tym miejscu doskonale rozumiem Putina – to są faszyści. I Putin ma w zupełności rację – z nimi trzeba walczyć, bo Europę z ich przyczyny ogarnie pożoga – w ten sposób w jednym z wywiadów komentował interwencję w Ukrainie. Podobnych wypowiedzi pułkownika było więcej, o czym rozpisywały się wówczas media.
Potem była słynna rekonstrukcja rządu w styczniu 2018 r. Stanowisko ministra obrony stracił wówczas Antonii Macierewicz, a premierem został Mateusz Morawiecki. Przy nowym premierze silną pozycję zyskał Michał Dworczyk, były wiceminister obrony, zostając szefem kancelarii.
Dworczyk nawet po odejściu z MON-u chciał nadal mieć wpływ na wojsko. Dlatego w KPRM-ie stworzył specjalny departament analiz obronnych. Nasi rozmówcy nazwali go „małym MON-em przy premierze”. Do współpracy Dworczyk zaprosił płk. Gaja. Jego sytuacja zawodowa wyglądała wtedy tak, że oficjalnie był żołnierzem oddelegowanym przez wojsko do pracy w urzędzie premiera.
Krzysztof Gaj „bohaterem” afery e-mailowej
Czym się zajmował? Z ramienia KPRM konsultowała ustawy związane z armią, ale też pracowała nad ustawą dotyczącą dostępu do broni, a pilotowaną przez resort spraw wewnętrznych. Dworczyk, jak mówią nasi rozmówcy, bardzo liczył się z opinią pułkownika. Jeszcze w MON-ie, gdy docierały do niego niepokojące informacje, to do ich sprawdzenia wysyłał właśnie płk. Gaja. Nie inaczej było w KPRM-ie.
Zadaniem płk. Gaja było dostarczanie ministrowi Dworczykowi wiedzy i analiz z zakresu wojska i obronności. Cześć z przekazywanych przez niego informacji na początku czerwca 2022 r. trafiła do sieci, po tym, jak okazało się, że doszło do włamania na skrzynkę pocztową Michała Dworczyka. Natomiast ich korespondencja prowadzona za pomocą prywatnej poczty trafiła na Telegram.
Stąd wiemy, że płk Gaj raportował szefowi kancelarii premiera m.in. o stanie negocjacji bardzo wrażliwego z punktu widzenia obronności państwa systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu o kryptonimie „Narew”.
W tym samym e-mailu płk Gaj usiłował również zdyskredytować dwóch oficerów Inspektoratu Uzbrojenia, instytucji, która zajmowała się zakupami dla wojska, a którzy prowadzili ten projekt. Bardzo niepochlebnie pisał też o amerykańskim sojuszniku i uzbrojeniu, które w Stanach Zjednoczonych kupiła polska armia. Do e-maili dołączone były dokumenty, zdjęcia i schematy zarówno zasad działania sprzętu, jak i taktyki wojska.
Kolejne maile pułkownika do ministra Dworczyka dotyczyły pocisków przeciwpancernych znajdujących się na wyposażeniu oraz tych, które wojsko zamierza kupić. Oficerowie w rozmowach z Onetem kwalifikowali te dane jako poufne lub zastrzeżone, twierdząc, że zawierają sporo szczegółów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. – To jest zdrada tajemnicy wojskowej – powiedział nam wysoki rangą oficer.
Jeszcze inna wiadomość zawierała niepodpisaną notatką na temat sytuacji Meska – strategicznej firmy zbrojeniowej produkującej różnego typu amunicję dla wojska. Z jej treści można było się dowiedzieć, że ma ona problemy z brakiem surowców, kiepską jakością sprzętu i ogólnym bałaganem. Na fali skandalu związanego z aferą e-mailową płk Gaj w czerwcu 2021 r. odszedł z Kancelarii Premiera i przestał doradzać ministrowi Dworczykowi.
Pod lupą prokuratury
Sprawą wycieku informacji wojskowych zajęła się prokuratura i Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Kilka dni temu portal TVN24.pl poinformował, że pod koniec ubiegłego roku doszło do przeszukania w domu pułkownika. Śledczy odkryli tam ogromną liczbę oryginałów dokumentów, kopii, notatek i wypisów z dokumentów dotyczących wszystkich aspektów funkcjonowania wojska. Archiwum, jak wynika z informacji medialnych, jest tak duże, że jego analiza nadal trwa.
— Jeżeli płk Gaj ma u siebie oryginały dokumentów, to mnie naprawdę zastanawia, jak one wyparowały z wojskowych kancelarii tajnych. Świadczy to również o tym, że pracownicy tych kancelarii nie mieli nad nimi kontroli. Gdzie jest ewidencja tego wszystkiego — pyta oficer zajmujący się ochroną informacji niejawnych.
Płk Gaj nie usłyszał w tej sprawie zarzutów. Śledztwo prokuratury prowadzone jest pod kątem możliwości ujawnianie informacji niejawnych i ściśle tajnych.
— Nie sądzę, by Krzysiek był czyimkolwiek szpiegiem on po prostu, jest zafiksowany na wojsku. Zbiera te wszystkie mapy, dokumenty, robi notatki, rozpisuje schematy. Znam zresztą wielu wojskowych, którzy mają podobne fiksacje, zwłaszcza po odejściu z wojska, na emeryturze. Trochę im się nudzi i tęsknią za armią. Niemniej jednak takich spraw nie można lekceważyć, zwłaszcza dziś, gdy wróg stoi u bram — mówi były wojskowy.
Płk Gaj dziś jest już emerytem wojskowym. Jego emerytura wynosi ok. 12 tys. zł na rękę.
Żródło: onet.pl