Niezwykły w zmagającej się z koronawirusem Europie upór polskich władz, by przeprowadzić w samym środku epidemii wybory prezydenckie, nie umknął uwadze brukselskiego serwisu POLITICO. Jego dziennikarz Jan Cienski pisze z Warszawy, jak wbrew protestom konkurentów, pozbawionych możliwości prowadzenia kampanii wyborczej, prezydent Andrzej Duda i popierający go rząd upierają się, żeby nie odkładać głosowania.
Prezydent Andrzej Duda nie przejmuje się zbytnio koniecznością zachowania fizycznego dystansu między nim a jego potencjalnymi wyborcami. W ostatnich dniach wykonał rundę po kraju, odwiedzając szpital, posterunek graniczny i fabrykę należącą do kontrolowanego przez państwo naftowego giganta PKN Orlen, w której obecnie produkowany jest środek do higieny rąk.
Kancelaria prezydenta mówi, że wszystko to stanowi część pracy głowy państwa w kraju znajdującym się w kryzysie z powodu epidemii koronawirusa, ale rywale Dudy oskarżają go o prowadzenie nieuczciwej kampanii politycznej przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 10 maja.
Opozycyjni kandydaci na prezydenta odwołali swoje spotkania z wyborcami, a jeden z nich, niezależny Szymon Hołownia, całkowicie zawiesił swoją kampanię. Surowe restrykcje związane z epidemią, które zakazują organizowania zgromadzeń publicznych dla ponad 50 osób, sprawiają, że prowadzenie normalnej działalności politycznej jest niemal niemożliwe.
Andrzej Duda jednak nie ma na razie planów, by się zatrzymać. – Zrobimy wszystko, aby 10 maja odbyły się wybory prezydenckie – powiedział Błażej Spychalski, rzecznik prezydenta. Wtórował mu prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, mówiąc w wywiadzie radiowym, że „w tym momencie” nie ma przesłanek konstytucyjnych do odkładania wyborów. – Mam naprawdę nadzieję bardzo mocną na to, że nie będzie ich także w ostatnim okresie przed 10 maja – powiedział.
Prezydent, który pięć lat temu wygrał pierwszą kadencję przy wsparciu obecnie rządzącej nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), ma ogromną przewagę w sondażach. W badaniu przeprowadzonym w tym tygodniu uzyskał 46,4 proc. poparcia, w porównaniu z 20,4 proc. dla jego głównej rywalki, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z centrowej Koalicji Obywatelskiej. Pozostali czterej poważni kandydaci są jeszcze dalej z tyłu.
Gdyby Duda mógł przesunąć swoje poparcie powyżej 50 proc., to wygrałby w pierwszej rundzie, bez konieczności dogrywki w 24 maja – jego zwolennicy namawiają go, by się trzymał.
„Prezydent Duda coraz bliżej zwycięstwa w pierwszej turze” – napisała na Twitterze Beata Mazurek, posłanka z PiS do Parlamentu Europejskiego. „Z wielu powodów byłoby to bardzo dobre sensowne oraz praktyczne rozstrzygnięcie. W ten sposób można uniknąć sporo potencjalnych implikacji” – wyjaśniła.
Uczciwa rywalizacja?
Ale opozycja woła, że gra jest nieczysta. – Nie ma żadnej kampanii prezydenckiej, a wybory się zbliżają – powiedział Robert Biedroń, lewicowy kandydat na prezydenta. – Prezydent jest w uprzywilejowanej pozycji. Dzisiaj, wybory nie byłyby sprawiedliwe – uważa.
Partie opozycyjne narzekają, że chociaż wiece wyborcze zostały zawieszone, Duda otrzymuje dużo czasu antenowego, ponieważ podróżuje po kraju, sprawdzając przygotowania do przeciwstawiania się koronawirusowi i ogłaszając zapowiedzi programów rządowych.
W środę wraz z premierem Mateuszem Morawieckim wspólnie ogłosili „tarczę antykryzysową” o wartości 212 mld zł (47 mld euro) w ramach pomocy gospodarczej w zwalczaniu skutków pandemii.
Duda uzyskuje też ogromne wsparcie ze strony kontrolowanych przez państwo mediów, które stały się propagandowym ramieniem partii rządzącej. W lutym telewizja państwowa poświęciła Dudzie 17 godz. czasu antenowego (zarówno jako kandydatowi, jak i prezydentowi), 30 min. Kidawie-Błońskiej, a 44 sek. Biedroniowi.
– Dziś prezydent Andrzej Duda powinien być odpowiedzialnym politykiem i dawać dobry przykład, zamiast jeździć z wizytami, które nie mają nic wspólnego z jego prezydenckimi obowiązkami – powiedział dziennikarzom Borys Budka, lider Koalicji Obywatelskiej. – Prezydent Andrzej Duda jest dziś jedynym, który prowadzi kampanię wyborczą – przekonywał.
Wezwał Morawieckiego do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej w kraju, aby wybory mogły zostać odroczone. Zgodnie z polskim prawem, wybory zostałyby przesunięte na nie wcześniej niż 90 dni po wygaśnięciu takiego stanu wyjątkowego, jednak rząd nie złożył jeszcze tego rodzaju deklaracji. Morawiecki ostrzegł jednak, że odroczenie głosowania do jesieni może oznaczać, że wybory odbędą się podczas drugiej fali koronawirusa.
Inni kandydaci na prezydenta również chcą opóźnienia, a w internecie pojawiła się petycja wzywająca do zmiany terminu.
Zwolennicy Dudy nie ustępują ani na pół kroku. Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu, napisał na Twitterze, że opozycja to „nieudacznicy”, którzy „lamentują w sprawie odłożenia wyborów”. „Polacy nie wybiorą ich ani w maju, ani w żadnym innym terminie” – dodał.
Duda podejmuje ryzyko
Na razie jedzie na fali poparcia, bo zaniepokojeni Polacy w tych strasznych czasach zwracają się o pomoc do władzy. Ale jeśli pandemia się pogłębi, nastroje mogą się zmienić. Obecnie w Polsce jest już siedem ofiar śmiertelnych i przypadki zakażenia.
Liczby te są jednak prawie na pewno mocno zaniżone, ponieważ Polska ma niskie wskaźniki testowania. Do piątku przeprowadzono w niej tylko nieco ponad 13 tys. testów, czyli znacznie mniej niż w innych dużych krajach UE, takich jak Hiszpania czy Niemcy. Ci, którym udało się pokonać biurokratyczne przeszkody i poddać się testom, skarżą się na długie kolejki i opóźnienia.
Polska służba zdrowia jest również mocno niedofinansowana i ma zbyt mało pracowników. Wielu lekarzy i pielęgniarek wyjechało w ostatnich latach do pracy w Europie Zachodniej, a kraj wydaje jedynie 6,5 proc. PKB na opiekę zdrowotną, co jest jednym z najniższych wskaźników w Unii. Oznacza to, że jeśli w Polsce wzrośnie fala zachorowań, szpitale mogą nie być w stanie sobie poradzić.
Sygnały ostrzegawcze już się pojawiają. Bernadeta Krynicka, była posłanka PiS i pielęgniarka, zatrudniona obecnie w szpitalu w Łomży we wschodniej Polsce, poskarżyła się w tym tygodniu, że plany przekształcenia szpitala w jednolity oddział chorób zakaźnych są błędne. – Nie ma sprzętu ochrony indywidualnej, nie ma respiratorów, pomp – powiedziała w nagraniu na Facebooku. – Mam nadzieję, że tego zakaźnego nie będzie, bo ten szpital się nie podźwignie – mówiła. W odpowiedzi została zawieszona w prawach członka PiS.
Jest też kwestia organizacji wyborów. Około 250 tys. osób musi być przeszkolona – zazwyczaj w dużych grupach – i przygotowana do obsadzenia lokali wyborczych oraz liczenia kart do głosowania.
Ale Elżbieta Witek, należąca do PiS marszałek Sejmu, która jest odpowiedzialna za wyznaczenie terminu głosowania, powiedziała w środę: „Nie ma planów zmiany terminu wyborów prezydenckich. Data 10 maja 2020 r. pod tym kątem jest niezagrożona. Państwo polskie dołoży wszelkich starań, aby wybory odbyły się terminowo oraz z zachowaniem wszelkich standardów bezpieczeństwa”.