MON ogranicza informowanie o koronawirusie. Czy nadchodzi CENZURA?

MON ogranicza informowanie o koronawirusie

Do jednostek wojskowych dotarło pismo zakazujące udzielania informacji o zachorowaniach na Covid-19 bez konsultacji z MON. Resort zaleca, by odpowiadać wymijająco i czekać na wytyczne z góry.

„Wytyczne do postępowania w sytuacji kryzysowej dotyczącej epidemii koronawirusa” dotarły do wojska we wtorek. Ich źródłem jest Centrum Operacyjne Ministerstwa Obrony Narodowej, czyli CO MON, biuro kontrolujące obieg informacji w resorcie, a do pewnego stopnia także działania ministra, jego aktywność, a nawet dostępność dla rozmówców. CO MON już na wstępie przypomina żołnierzom, że to ono odpowiada za komunikację na najwyższym szczeblu i tak ma pozostać. „CO MON musi otrzymywać informacje o wszelkich przypadkach wystąpienia lub podejrzenia koronawirusa w wojsku. Wojsko nie informuje o takich przypadkach samodzielnie” – to ostatnie zdanie w piśmie zostało wytłuszczone.

Dowódca już nie poinformuje

Tym samym MON narzuca wojsku ograniczenie ogólnych zasad wprowadzonych w zeszłym roku na mocy decyzji ministra Mariusza Błaszczaka o polityce informacyjnej resortu. Dowódcy jednostek mieli realizować politykę informacyjną, m.in. udzielać wypowiedzi dla mediów, w zgodzie z wytycznymi CO MON, ale samodzielnie lub poprzez rzeczników i oficerów prasowych. Wytyczne w sprawie koronawirusa, wydane również na podstawie wspomnianej decyzji, sprawiły, że ten obszar informowania społeczeństwa o sprawach wojska został poddany szczególnej kontroli.

„Do właściwego zarządzania kryzysem niezbędne jest stosowanie się do zaleceń CO MON oraz właściwy przepływ informacji [też wytłuszczone]” – resort poleca wojsku centralizujący model postępowania. Rzecznicy dowództw, inspektoratów oraz innych instytucji mają obowiązek natychmiast informować centralę o przypadkach zakażenia, kwarantanny oraz innych związanych z koronawirusem działaniach.

To wydaje się całkiem zrozumiałe – CO MON chce mieć wiedzę na bieżąco i własną, zanim dowie się o przypadkach zachorowań innymi kanałami, np. od służb epidemiologicznych, które też muszą być o każdym przypadku powiadamiane, choć na podstawie odrębnych przepisów.

„Sugerujemy raczej ogólną odpowiedź”

Druga wytyczna budzi już więcej wątpliwości. Otóż CO MON nakazuje wojsku informowanie „o wszystkich pytaniach dziennikarzy związanych z koronawirusem”. Można sobie tylko wyobrazić, jak wielkie oczy zrobili rzecznicy i oficerowie prasowi. W sytuacji gdy epidemia jest tematem numer jeden i pozostanie nim przez niedający się przewidzieć czas, oczywistym jest, że służba prasowa dostaje codziennie setki, jeśli nie tysiące pytań. Obowiązek szczegółowego raportowania o każdym z nich w górę, do biur przy Al. Niepodległości w Warszawie, sprawi, że personel w zasadzie niczym innym już nie będzie mógł się zajmować. A i realne możliwości przejrzenia pytań w centrali będą iluzoryczne. Choć jak zapewnia mnie wicedyrektor CO MON Mateusz Kurzejewski, przynajmniej na dziś „dają radę”.

Dalej jest jeszcze ciekawiej. Resort poleca bowiem, by służby prasowe wojska w ogóle nie odpowiadały wprost na pytania o przypadki koronawirusa. „Sugerujemy raczej ogólną odpowiedź w takim duchu: podobnie jak wobec wszystkich także w wojsku obowiązują zaostrzone procedury w przypadku podejrzenia lub potwierdzenia zarażenia koronawirusem. Po uzyskaniu informacji o możliwym zakażeniu wszystkie osoby mające kontakt z osobą podejrzaną o zakażenie lub potwierdzonym przypadkiem zakażenia zostają poddane kwarantannie. Pozostałe osoby, wraz z rodzinami, objęte są nadzorem epidemiologicznym”. Każdy dziennikarz, który otrzyma w najbliższych dniach odpowiedź zawierającą takie zdania, może być pewny, że pochodzi z wydanego przez MON okólnika.

Czekać na dalsze dyspozycje

Pismo nie przesądza jednoznacznie, czy, kiedy, przez kogo i w jakim trybie ma być udzielana informacja o przypadkach koronawirusa w wojsku. Każde zapytanie o takie przypadki ma być natychmiast odsyłane do centrali, jednostka zaś ma czekać „na dalsze dyspozycje z CO MON”. To jeszcze nie cenzura – okólnik nie mówi o jakiejkolwiek kontroli informacji podawanych przez media. Taki system wprowadzić można dopiero po ogłoszeniu stanu wyjątkowego, o którym na razie przynajmniej władze nie wspominają.

Na pewno jednak ścisła kontrola informacji o koronawirusie sprawi, że opinia publiczna będzie się dowiadywać o przypadkach zachorowań w wojsku z opóźnieniem, wynikającym z potrzeby obróbki tej informacji przez centralne biuro w MON. Czy to dobrze, czy źle – czytelnicy niech ocenią sami. Pozostaje wierzyć, że zgodnie z deklaracjami ministra zdrowia i premiera Polacy będą informowani natychmiast o nowych podejrzeniach i zakażeniach również w wojsku. – Wytyczne mają charakter prewencyjny, chodzi o zminimalizowanie ryzyka chaosu informacyjnego. W żadnym razie nie chodzi o blokowanie dostępu do informacji – zapewnia mnie dyr. Kurzejewski.

Dlatego poza restrykcjami wytyczne zawierają wskazówki, by każdorazowo informować CO MON o „zaangażowaniu wojska na rzecz wsparcia organów administracji lokalnej w zwalczaniu lub ograniczaniu rozprzestrzeniania się epidemii”. Pismo podkreśla, że resort szczególnie liczy na zdjęcia i filmy pokazujące działania wojska, które zamierza rozpowszechniać w mediach społecznościowych.

To zresztą widać, każdy, kto śledzi profile MON, samego ministra czy podających dalej jego przekazy jednostek i dowództw, widzi, że kampania antyepidemiczna to okazja do pokazywania wojska w akcji, nawet jeśli te działania to przywożenie do szpitala paczek przez WOT w Poznaniu lub gromadzenie łóżek na potrzeby ewentualnej kwarantanny przez spadochroniarzy w Krakowie. Aktywność wojska w każdej sytuacji kryzysowej postrzegana jest przez obywateli raczej pozytywnie i nie należy się dziwić, że ministerstwo – i sam minister – wykorzystuje to do wzmacniania własnego wizerunku.

Ostrożność czy propaganda sukcesu?

Jak interpretować te antywirusowe wytyczne? Na pewno znamionują obawę resortu o chaos informacyjny, jaki mógłby powstać w wojsku i wokół wojska, gdyby skala zachorowań wśród żołnierzy była duża. Taki chaos byłby tym groźniejszy, że wojsko coraz silniej jest zaangażowane w walkę z epidemią – na dziś to ponad 2,5 tys. żołnierzy. Naturalne jest też, że w sytuacji kryzysowej państwo – w tym jego siły zbrojne – ma tendencję do zamykania obiegu informacyjnego i narzucania własnej narracji. Obserwujemy to w mediach na co dzień.

Tyle że stanu nadzwyczajnego do tej pory w Polsce nikt nie wprowadził, rządzący zapewniają, że nawet o tym nie myślą, a skala zachorowań na Covid-19 jest w naszym wojsku minimalna. Z dostępnych informacji wynika, że choruje jeden oficer zawodowy – gen. Jarosław Mika, który zakaził się za granicą, oraz jeden żołnierz WOT. Być może struktury wojska już przygotowują się na sytuację, gdy zachorowań będzie więcej, a pytania i spekulacje wywołają panikę. Centralizacja obiegu informacji i ujednolicenie reakcji to więc w pewnym stopniu działanie antykryzysowe.

Inna interpretacja, o której słyszę z szeregów wojska, mówi o charakterystycznej dla obecnego kierownictwa resortu nadwrażliwości na jakiekolwiek informacje, które mogłyby wpłynąć na jego wizerunek. Blokada czy ograniczenie rozpowszechniania negatywnych newsów to silna pokusa, bo Błaszczak przyzwyczaił nas do tego, że odnosi wyłącznie sukcesy, a wiele z nich ma skalę historyczną i przełomowy wymiar. Ironia, której użyłem dla opisu zachowania szefa MON, przestanie być śmieszna, gdy okaże się, że obieg informacji o koronawirusie ograniczony został do tego stopnia, iż pojawią się podejrzenia i zarzuty o ukrywanie jakichś przypadków. Wtedy sukcesy ministra mogą nie wytrzymać nadmiernego dokręcenia informacyjnej śruby.

MAREK ŚWIERCZYŃSKI

Więcej postów