Po latach spędzonych w zakładzie karnym wrócił do rodzinnej wsi. Tej samej, w której przed laty zgwałcił i zamordował. Według biegłych wciąż może stanowić zagrożenie. Dlatego dzień i noc pilnuje go policja. Mieszkańcy niewielkiej wsi napisali do redakcji „Uwagi! TVN” anonimowy list, w którym proszą o pomoc.
– Boję się. Każdy inny też się boi, bo on przyjdzie w nocy i nas podpali. Takiemu człowiekowi to jest wszystko jedno – mówi jeden z mieszkańców. – Ludzie się jego boją. Nie daj Boże wyjdzie na drogę, czy w nocy wejdzie i zabije człowieka – dodaje starsza kobieta. – Takiego zboczeńca w ogóle nie powinni wypuszczać. Ta kobiecina, co ją zabił, to taki był dobry człowiek. Była szczuplutka, malutka. W kucyk się czesała, to wydarł jej włosy ze skórą – dodaje inna mieszkanka.
Kilkanaście lat temu w jednym z domów w Woli Dubowskiej rozegrały się dramatyczne sceny. Młody mężczyzna, pod wpływem alkoholu, zaatakował staruszkę. Na miejsce zbrodni został wezwany wówczas Zbigniew Soćko, dziś emerytowany policjant. – To było brutalne zdarzenie. To była jesień, początek listopada. Spodziewaliśmy się napadu rabunkowego. Na miejscu okazało się, że to zdarzenie o podłożu seksualnym. Kobieta została zmasakrowana. To była starsza kobieta, mieszkała sama – wspomina Soćko. – W środku było widać ślady walki, leżały włosy. Ta kobieta została zaatakowana znienacka i broniła się – opowiada były naczelnik wydziału kryminalnego.
83-letnia kobieta zmarła po trzech tygodniach z powodu obrażeń. Przed śmiercią opisała policjantom całe zdarzenie i samego sprawcę, 35-letniego Jacka C., mieszkańca tej samej wioski.
– Został uznany za winnego popełnienia przestępstwa usiłowania zabójstwa, zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem oraz zabójstwa w związku ze zgwałceniem. Sąd ustalił, że w czasie popełniania takiego czynu oskarżony miał ograniczoną w stopniu znacznym możliwość rozpoznania znaczenia swojego czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Za tak przypisany czyn oskarżonego skazano na karę 15 lat pozbawienia wolności – mówi Barbara Markowska z Sądu Okręgowego w Lublinie.
Jacek C. trafił ostatecznie do zakładu karnego w Rzeszowie, gdzie został objęty specjalistycznymi programami terapeutycznymi. Mimo, że podczas pobytu w więzieniu zachowywał się poprawnie, to jednak dyrekcja zakładu miała obawy, że po wyjściu na wolność nadal może stanowić zagrożenie. Tuż przed końcem kary sąd zlecił biegłym przebadanie Jacka C.
– Z opinii wyłania się obraz osoby, która ma problem alkoholowy, który pojawił się przed osadzeniem. Alkohol u skazanego działał jako środek zwalniający hamulce, które powstrzymują człowieka przed dokonaniem czynów, których nie może popełniać. Biegli stwierdzili, że istnieje niebezpieczeństwo, że ten mężczyzna może ponownie wrócić na drogę przestępstwa i popełnić podobne czyny do tych, za które odbywał karę – mówi Tomasz Mucha z Sądu Okręgowego w Rzeszowie.
Sąd mógł podjąć decyzję o umieszczeniu skazanego po odbyciu kary w ośrodku w Gostyninie. Ale zdecydował się na nadzór prewencyjny.
– Myślę, że jeśli taka osoba po odbyciu kary wraca do miejsca zamieszkania i społeczność wie, że jest w zainteresowaniu policji, to ma świadomość, jak powinna się zachowywać. Jest przygotowywana do tego, jakie może spotkać reakcje po wyjściu na wolność – dodaje Tomasz Mucha.
Jacek C. wrócił do rodzinnego domu jesienią ubiegłego roku. Prawie w ogóle nie pojawia się we wsi. Od czterech miesięcy, w dzień i w nocy jest pilnowany przez policjantów. Funkcjonariusze towarzyszą mu także podczas każdego wyjazdu poza dom.
– Od momentu, kiedy sprawujemy nadzór, nie mieliśmy żadnej interwencji, żadnego zgłoszenia, które wskazywałoby na to, że zachowanie mężczyzny jest niewłaściwe. Na pewno informacja o powrocie mężczyzny do miejsca zamieszkania, w kontekście zbrodni, za którą odpowiadał, wzbudza niepokój mieszkańców. Ale to nie wynika z realnych zdarzeń, które miałby miejsce na terenie gminy – mówi podkom. Barbara Salczyńska-Pyrchla z Komendy Powiatowej Policji w Białej Podlaskiej.
Mieszkańcy opowiadają o strachu, z jakim muszą się mierzyć, wszyscy chcą pozostać anonimowi. – Jego powinni zabrać z wioski i zawieźć tam, gdzie trzeba. Przecież my nie wyjdziemy, musimy żyć – mówi jeden z mieszkańców. Inny z mieszkańców zwraca uwagę, że Jacek C. jest recydywistą. – Wcześniej u ponad 70-letniej kobiety wyłamał drzwi. Robił z nią, co chciał. On był pijany, ona jego pchnęła i zwalił się na łóżko. Ona w tym czasie uciekła. Wtedy on jakieś półtora roku siedział. Teraz będzie jeszcze gorszy. Ile się słyszy, że ktoś wyszedł i dziecko zgwałcił i zamordował. Każdy się boi. Policja stoi dzień i noc. A co będzie później jak go puszczą?
Po kilku godzinach rozmów z mieszkańcami, ponownie odwiedziliśmy dom Jacka C. Wyszedł jego brat. Nie chciał rozmawiać. Według policjantów, którzy pilnują byłego więźnia, Jacek C. także czuje strach przed mieszkańcami. Dlatego, jak twierdzą, ich obecność jest na razie konieczna. – Dzisiaj nie można odpowiedzieć na pytanie, w jakim czasie zakończy się nadzór. Jeżeli skazany nie stosowałby się do ograniczeń, które wynikają z postanowienia, jest możliwość umieszczenia go w ośrodku. Ale terminu nadzoru prewencyjnego nie określa się z góry – kwituje Barbara Markowska z Sądu Okręgowego w Lublinie.