PiS chłoszcze „tuskiem” konkurentów Dudy. Tym razem oberwał Kosiniak-Kamysz

PiS chłoszcze tuskiem

Coraz trudniej znaleźć kandydatów na prezydenta, wobec których przedstawiciele obozu PiS nie użyli argumentu „ad tuskum”. Do grona marionetek makiawelicznego byłego premiera dołączył właśnie Władysław Kosiniak-Kamysz. Minister Andrzeja Dudy nazwał go „popychadłem Tuska”. To nie tylko chamstwo, to również bzdura

Kampania wyborcza prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość na rzecz Andrzeja Dudy wygląda tak, jak gdyby prezydent miał do pokonania w maju tylko jednego przeciwnika, w dodatku takiego, który nie startuje w wyborach.

Śledząc wypowiedzi polityków PiS, łatwo odnieść wrażenie, że większością kandydatów opozycji steruje – niczym złowieszczy Wielki Elektronik z przygód Pana Kleksa – Donald Tusk.

Konkurenci Dudy są więc w opowieści obozu władzy „uczniami Tuska”, „podwładnymi Tuska”, czuć u nich „rękę Tuska”, czy tak jak ostatnio – są po prostu „popychadłami Tuska”.

Rozumie się samo przez się, że główną ekspozyturą Donalda Tuska w kampanii prezydenckiej jest według PiS Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka wystawiona przez utworzoną z inicjatywy b. premiera partię – Platformę Obywatelską.

O ścisłym związku między Kidawą a Tuskiem zawyrokował prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Polskiego Radia 28 lutego 2020. „Kidawa-Błońska jest uczniem Tuska” – stwierdził lider większości parlamentarnej.

I sprecyzował: „Nie jest politykiem samodzielnym. Nigdy nie pełniła samodzielnych funkcji. Jej relacje z Donaldem Tuskiem były tak skonstruowane, że można mówić o mistrzu i uczniu, szefie i podwładnej. Oznacza to daleko idącą niesamodzielność”.

Wcześniej „rękę Tuska” sterującą kampanią Szymona Hołowni zauważył Krzysztof Sobolewski, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS. Po opublikowanym (i następnie usuniętym) spocie kandydata z nawiązaniem do katastrofy smoleńskiej, Sobolewski napisał na Twitterze: „Wreszcie pokazał Pan, że chamstwo to Pana drugie imię i nie różni się Pan niczym od »palikociarni« z Krakowskiego Przedmieścia. Czuć rękę Tuska”.

Dowodem na „współsprawstwo” Tuska w kampanii Hołowni ma być również dla PiS to, że doradca premiera rządu PO-PSL Jacek Cichocki został szefem sztabu wyborczego Hołowni.

Teraz Tuskiem oberwał Władysław Kosiniak-Kamysz, co sprawia że kandydatów, których PiS nie łączy z Donaldem Tuskiem, zostało tylko dwóch – Robert Biedroń i Krzysztof Bosak.

Niewykluczone jednak, że w toku kampanii również oni zostaną przez PiS spowinowaceni z szefem Europejskiej Partii Ludowej.

Kto popychał Kosiniaka-Kamysza

Jeśli chcielibyśmy rozszyfrować schemat, według którego PiS używa Tuska w roli politycznej wunderwaffe, jego elementem byłyby sukcesy konkurentów prezydenta Andrzeja Dudy.

Po dobrej konwencji wyborczej i kilku sondażach dających liderowi PSL ponad 10 proc. poparcia, konkurent Andrzeja Dudy dostał za swoje od rzecznika prezydenta:

Słowa Błażeja Spychalskiego oprócz tego, że są wyjątkowo chamskie nawet jak na niskie standardy polskiej debaty publicznej, są również w całości nieprawdziwe.

Nie ma takiej interpretacji, która mogłaby uprawdopodobnić hipotezę, że Kosiniak-Kamysz był instrumentalnie traktowany przez Donalda Tuska.

Obecny lider ludowców został ministrem pracy i polityki społecznej w drugim koalicyjnym rządzie PO-PSL po zaprzysiężeniu 18 listopada 2011 roku. Nawet gdybyśmy uznali, że PSL skapitulował wówczas przed Platformą w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, to negocjacje w tej sprawie prowadził ówczesny lider partii i wicepremier Waldemar Pawlak. Nie Kosiniak-Kamysz.

Ludowcy negocjowali jednak twardo, tak że PO zaczęła w pewnym momencie szukać poparcia dla podwyżki wieku wśród innych klubów parlamentarnych.

Ostatecznie reformę przedstawiał rzeczywiście Władysław Kosiniak-Kamysz, ale:

zmianę uzasadniał racjonalnie. Jak informował PAP 27 lutego 2012 roku, szef resortu pracy powiedział, że między obiema partiami koalicyjnymi nie ma rozdźwięku co do konieczności wydłużenia wieku emerytalnego, bo „jest to wyzwanie, które stawiają przed nami określone procesy demograficzne, to powoduje, że jest potrzeba wydłużania wieku emerytalnego” – zaznaczył Kosiniak-Kamysz.

równocześnie PSL obronił to, na czym mu najbardziej zależało, a na co zakusy miała Platforma – KRUS, czyli Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego wyjęte m.in. z powszechnego systemu emerytalnego: „To są dwa różne systemy i mieszanie ich ze sobą nie jest dobre, ponieważ musimy jeden i drugi rozpatrywać w inny sposób” – mówił Kosiniak-Kamysz w kwietniu 2012 roku.

W obu przypadkach trudno znaleźć dowód na bycie „popychadłem Tuska”.

Co więcej, kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz okrzepł w rządzie, przekonał liberalnych koalicjantów do socjalnego projektu świadczenia rodzicielskiego, czyli do słynnego „Kosiniakowego” – 1000 zł co miesiąc dostają osoby, które urodziły dziecko, lecz nie mają prawa do pobierania zasiłku macierzyńskiego: bezrobotni, studenci, rolnicy, a także zatrudnieni na umowach śmieciowych.

Kolejny projekt Kosiniaka – również w kontrze do wyznawanej przez Tuska i PO liberalnej ortodoksji w ekonomii – to wprowadzenie zasady „złotówka za złotówkę” w przypadku świadczeń rodzinnych, zasiłków rodzicielskich i dodatków. Dzięki temu osoby przekraczające nieznacznie próg dochodowy nie tracą przysługującego im świadczenia.

Tusk jako maczuga PiS

OKO.press przyznaje, że za etykietowaniem kontrkandydatów Dudy jako „ludzi Tuska” stoi cień racjonalizmu politycznego. Były premier, b. szef Rady Europejskiej, a obecnie przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej ma wśród wyborców spory elektorat negatywny.

Jak pokazywał sondaż Ipsos dla OKO.press z października 2019, odrzucenie Tuska było najsilniejsze wśród ludzi w wieku 60 plus (53 proc.), a zwłaszcza wśród najstarszych mężczyzn (59 proc.), najsłabsze wśród czterdziestolatków (36 proc.). Szokująco duże wśród osób z wykształceniem zawodowym (60 proc.), mieszkańców wsi (49 proc.) i najmniejszych miast (56 proc.). Małe w największych miastach (25 proc.) i wśród ludzi po studiach (30 proc.).

Głosowanie na Tuska wykluczało też 56 proc. osób z dochodem netto miesięcznie do 1500 zł, ta niechęć spadała wraz z dochodami aż do 32 proc. w grupie 7 tys. plus.

Tak jakby gorsza sytuacja materialna wyborcy była – po czterech latach rządów PiS – wciąż „winą Tuska”.

Zdawał sobie z tego sprawę sam Tusk, właśnie dużym elektoratem negatywnym uzasadniając rezygnację z kandydowania na urząd prezydenta.

Jak widać z dość desperackich prób reanimacji Tuska przez PiS, były premier wycofaniem się z wyścigu prezydenckiego skutecznie wytrącił z ręki broń obozowi władzy. Zwłaszcza że do tej pory nie angażuje się zbytnio w kampanię wyborczą poza jednym wykładem w Białymstoku i spotkaniem z Małgorzatą Kidawą-Błońską.

Wstrzemięźliwość Tuska wywołuje irytację nie tylko polityków PiS, ale również przychylnych im mediów. Ostatnio portal wPolityce.pl ubolewał, że Tusk zamiast być jednym z głównych gości na konwencji Kidawy-Błońskiej, jadł z żoną lody w kawiarni.

Wypłowiała tęcza prezesa PSL

Spychalski użył też specyficznej dla obozu władzy obelgi, mianowicie zarzucił Kosiniakowi-Kamyszowi, że jest „tęczowym prezesem”, gdzie tęcza oznacza oczywiście popieranie równych praw dla osób LGBT.

Zostawmy teraz na boku zatrważający fakt, że dla dużej części polskiej klasy politycznej zarzutem przekutym w obelgę może być popieranie różnorodności i równych praw dla wszystkich obywateli. Pytanie podstawowe brzmi bowiem w tym wypadku następująco: czy lider PSL jest „tęczowym prezesem” czy też nie?

Otóż niestety nie jest, choć można byłoby tego oczekiwać po młodym polityku nowoczesnej chadecji.

Kiedy PiS zrobił z osób homoseksualnych główny obiekt propagandowej nagonki przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, Kosiniak-Kamysz dystansował się od równościowych działań i wypowiedzi swoich ówczesnych sojuszników z Koalicji Europejskiej (oprócz PSL tworzyła ją Platforma Obywatelska, Nowoczesna, SLD, Zieloni, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej).

W marcu 2019 roku Paweł Rabiej z Nowoczesnej stwierdził w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”: „Najpierw wprowadźmy związki partnerskie, potem równość małżeńską, a na koniec przyjdzie czas na adopcję dzieci”.

Reakcja Kosiniaka-Kamysza była natychmiastowa: „Nie popieramy małżeństw homoseksualnych, a przez to nie popieramy adopcji dzieci przez te małżeństwa, bo to jest automatyczne” – powiedział w rozmowie z dziennikarzami.

Po podpisaniu w Warszawie „Karty LGBT” przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego Kosiniak-Kamysz tak komentował to w wywiadzie dla „Polska The Times”: „Ludowcy zdecydowanie się od tego natychmiast zdystansowali i dziś już ten temat – niezależnie od tego, ile jeszcze TVP będzie manipulowała – raczej większego wrażenia nie robi. Tym bardziej że my w naszym stanowisku jesteśmy wiarygodni, bo przez osiem lat koalicji z PO udowodniliśmy, że nie pozwalamy na żadne radykalne skręty w lewo czy w prawo”.

Natomiast już po wyborach, w lipcu 2019 roku, Kosiniak-Kamysz ocenił w Polskim Radiu, że Trzaskowski „popełnił błąd, idąc w Paradzie Równości” i że nie powinien również podpisać „Karty LGBT”.

Także jako kandydat na prezydenta Kosiniak-Kamysz nie ma zdania np. w sprawie związków partnerskich. Postuluje, aby o dopuszczalności takiego rozwiązania zdecydowali obywatele w referendum. Dlaczego w polskich warunkach jest to zły pomysł, pisał w OKO.press Anton Ambroziak:

Reasumując, Kosiniak-Kamysz tylko wówczas byłby „tęczowym prezesem”, gdyby tęcza miała kolor aksamitnej homofobii. Wypowiedź Spychalskiego to absurd.

MICHAŁ DANIELEWSKI / oko.press

Więcej postów