Podstawowym geostrategicznym uwarunkowaniem naszej państwowości jest geografia polityczna jako de facto podstawowa determinanta naszej rzeczywistości. Polska ma i jeżeli chce istnieć, jest skazana mieć terytorium, które po zdobyciu trudno jest obronić. Wiadomo o tym co najmniej od czasów najazdu Tatarów i nie tylko.
Gdybyśmy mieli terytorium, które łatwo jest obronić, moglibyśmy myśleć o neutralności, niestety tego luksusu nie posiadamy. Jednakże uznanie naszego położenia za nieszczęśliwe jest błędem, ponieważ jest to położenie, które stwarza zarazem wielkie zagrożenia jak i daje pewne szanse. Niestety rzeczywiście więcej zagrożeń, niż szans, jednak i te, które są – można odpowiednio wykorzystać, zmieniając idiotyczną politykę samoograniczenia się w relacjach ze Wschodem, na rzecz ułudy specjalnych relacji z USA i gospodarczo-finansową zależność od Niemiec. Miejmy nadzieję, że uda się ten stan zmienić, zanim będziemy zmuszeni za głupotę części elit zapłacić straszną cenę, cenę strachu i jego skutków.
Ze względu na różnicę potencjałów pomiędzy naszymi zasobami, a zasobami potencjalnych przeciwników, geopolitycznych konkurentów, jak również biorąc poprawkę na wybitnie nieudolne zarządzanie naszym krajem przez wszystkich rządzących, co na pewno nie poprawia naszej pozycji konkurencyjnej – jesteśmy na przegranej pozycji. Musimy ciągle, w każdej formacji historycznej odtwarzać potencjał, na nowo się organizować, żeby w ogóle być w stanie sprostać naciskowi wrogiej konkurencji. Wraz z rozwojem technologii, będącym kołem zamachowym cywilizacji jest to w każdej epoce trudniejsze, ponieważ naszym głównym zasobem pozostaje nadal ziemia i praca ludzka. Nawet na organizację państwa, nie mieliśmy czasu w okresie nazywanym nowożytnym. Do dzisiaj odczuwamy skutki tzw. zaborów, a czasy ostatniej okupacji niemieckiej będziemy odczuwali jeszcze za 100 lat, głównie w warstwie biologicznej. Dawna arystokracja nie sprostała wyzwaniom swoich czasów, późniejsza inteligencja również, zwłaszcza że była w kajdanach i miała pod górę, obecne elity to jakaś abstrakcyjna tragifarsa, z wyjątkiem naprawdę nielicznych wyjątków.
Przykładem błędów elit jest nasze skandaliczne zaangażowanie się w konflikt, który nie przyniesie ani nam, ani Europie, ani Ukraińcom – żadnych korzyści, a jedynie deprawację, koszty i zniszczenie. Jest jednym z najgłupszych pomysłów w historii naszej przerywanej państwowości. Głównie dlatego, ponieważ wspieramy państwo nam ideologicznie wrogie, co więcej – budujące swoją tożsamość na wrogości do otoczenia, w którym zajmujemy drugą pozycję. Oczywiście zaraz za Rosją, która stała się formalnym wrogiem numer 1. Ukraińskim elitom konflikt w Donbasie jest na rękę, bo dzięki niemu rządzą Ukrainą, sterując ludźmi poprzez strach i chęć zemsty. Władcy mają gotową retorykę: nie da się wprowadzać reform, nie da się pomóc obywatelom, nie da się unormować kwestii pamięci historycznej m.in. z Polską, ale można do niej przemycać papierosy! Ponieważ mamy wojnę, trzeba podnosić ceny, a jak ktoś chciałby się upomnieć, że u nas za dużo faszystów chadza ulicami i czasami spali kilkudziesięciu Rosjan żywcem w jakimś budynku, to jest się zdrajcą, bierze pieniądze od Putina i w ogóle. Tymczasem jest tylko kwestią czasu, aż na Ukrainie do władzy wróci elita, krytyczna wobec Zachodu, albowiem Zachód jedyne co pomagam, to transferować wielkie fortuny ukraińskich oligarchów na bezpieczne lokaty w swoich bankach! Przyjdzie nam za to zapłacić, tego możemy być pewni, rachunek wystawią nam wszyscy zainteresowani, włącznie z Zachodem!
Nie unikniemy konfliktu, jeżeli jego przeprowadzenie będzie wygodną opcją dla wszystkich zainteresowanych. W tym dla samego Zachodu, dla którego formuła NATO stała się nie tylko martwa, ale głównie dla Niemiec, jest sztucznym ograniczeniem ich możliwości i potęgi. Z niemieckiej perspektywy Polska do tej pory mogła być mostem na Wschód, ale obecnie ta optyka zaczyna dostrzegać wielką przepaść pod tym mostem. Co to dla nas oznacza, chyba nie trzeba rozwijać?
Nie można wykluczyć scenariusza, w którym dojdzie do konfliktu zmieniającego status quo, na coś nowego, dzięki czemu państwa zachodnie, będą mogły odejść od wyjałowionej formuły NATO, opartej na obecności Amerykanów w Europie. Obecnie jesteśmy w sytuacji, w której nie ma Amerykanów w Europie i co więcej, tracą dla niej zainteresowanie. Doskonale wiedzą o tym i w Berlinie i w Moskwie. Niestety jakby udawali, że nie wiedzą o tym w Warszawie, jednak tu nie jest problemem to, że nie ogląda się telewizji – u nas problemem jest to, że nie ma kto wyciągać wniosków z tego, co można w niej zobaczyć. Co będzie jak Prezydentem zostanie pan Donald Trump? Dodajmy, nawet jeżeli nie teraz, to w dalszej przyszłości, w USA pojawi się ktoś, kto wywróci politykę tego kraju do góry nogami. Na tą okoliczność czekają już w Berlinie, a w Moskwie zawsze sobie poradzą, tak jak poradzili sobie z każdym.
OBSERWATORPOLITYCZNY.PL