Rosjanie zaatakowali Lwów. W piątek nad ranem było słychać co najmniej trzy wybuchy – informują ukraińskie media. Do ataku miało dojść ok. 6:30 czasu lokalnego. Dowództwo sił powietrznych Zachód podało, że w kierunku Lwowa wystrzelono sześć rakiet z rejonu Morza Czarnego. Były to pociski Raduga lub Kalibr. Już gdzieś ich użyto.
W ataku zniszczono warsztaty naprawy samolotów w okolicach tamtejszego lotniska. Na szczęście nie ma ofiar ataków. Lwów znajduje się niecałe 70 km od granicy z Polską.
Alarm przeciwlotniczy obowiązywał w piątek od godziny 6.08 do godziny 6.47. W tym czasie przez centrum miasta przejechało kilkanaście wozów strażackich na sygnałach. Ukraińska telewizja opublikowała krótkie nagranie, na którym widać dym w kształcie grzyba.
Mer miasta Andrij Sadowy poinformował, że w wyniku ataku zniszczono zakłady naprawy samolotów nieopodal lotniska. W pobliżu miejsca ataku rakietowego znajduje się dworzec kolejowy i kościół.
Jak dodał, nie ma ofiar nalotów.
– Rosyjskie rakiety trafiły w piątek rano w obiekty w okolicach lotniska we Lwowie, ale nie w samo lotnisko. Zakłady zostały wcześniej zamknięte, dlatego na chwilę obecną nie ma ofiar – poinformował na Telegramie.
Tymczasem ukraińskie dowództwo sił powietrznych Zachód, na które powołuje się agencja Interfax-Ukraina, przekazało około godziny 8 w piątek, że w kierunku Lwowa wystrzelono sześć rakiet z rejonu Morza Czarnego. Według komunikatu mogły to być pociski manewrujące Ch-555. Dwie z nich udało się zastrzelić wojskom ukraińskim.
Ch-555 to zmodernizowana wersja opracowanych jeszcze w czasach ZSRR pocisków manewrujących Raduga Ch-55 (raduga to po rosyjsku tęcza). Wyposażone są nowocześniejszą głowicę i lepszy system naprowadzania, przez co są trudniejsze do zwalczania przez obronę przeciwlotniczą.
Pociski te to odpowiednik amerykańskich BGM-109 Tomahawk i AGM-86 ALCM. Pierwsze testy Ch-55 odbyły się w 1978 roku. Rakiety Raduga CH-55 były wykorzystywane podczas wojny w Syrii. Jednak według analityków wojskowych mogły być to pociski manewrowe Kalibr, które wystrzelono z okrętu podwodnego służące do ataku na cele lądowe.
Do sprawy ostrzału Lwowa odniósł się wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. Na antenie Polsat News zaznaczył, że rosyjskie ataki będą przenosić się w okolice naszej granicy.
– Co do ataku na Lwów, bliski już nie tylko sercu każdego Polaka, ale przede wszystkim bliski także i polskiej granicy, pokazuje to, że Rosjanie będą chcieli dalej atakować cele już nie tylko na wschodzie czy południu Ukrainy, ale także i na zachodzie – powiedział.