Przeczekać, przegadać, przenieść odpowiedzialność na kogoś innego, przekonywać, że tym razem to już naprawdę ostatnia fala, nie wspominać i nie celebrować zmarłych, o wszystkim zapomnieć. To rządowa strategia walki z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2.
Rozpędza się piąta, omikronowa fala pandemii. Każdego dnia zgłaszanych jest kilkadziesiąt tysięcy nowych zakażeń wirusem SARS-CoV-2. Jaka jest całkowita skala zachorowań nie wie nikt, bo większość społeczeństwa, w obawie przed kwarantanną i jej możliwymi konsekwencjami, unika jawnego testowania.
Dług zdrowotny
O katastrofalnej sytuacji zdrowotnej w jakiej jako społeczeństwo się znajdujemy świadczą wskaźniki umieralności. Od początku pandemii w Polsce zarejestrowanych zostało 106 tysięcy zgonów z powodu COVID-19. Kolejnych około 100 tysięcy tak zwanych zgonów nadmiarowych to ofiary paraliżu systemu opieki zdrowotnej i ograniczenia dostępności do leczenia osób z chorobami innymi niż COVID-19.
Wreszcie w całym roku 2021 pokonana została granica 500 tysięcy zmarłych w jednym roku.
Prowadzone w ostatnich dwóch tygodniach obserwacje przebiegu zakażeń omikronem wskazują, że nie towarzyszy im konwersja do ciężkiego w swoim przebiegu zapalenia płuc. Oznacza to, że być może w nadchodzących tygodniach będziemy mogli spodziewać się zmniejszenia liczby zgonów z powodu COVID-19.
Jednocześnie cały czas w sposób aktywny wzrasta dług zdrowotny związany z epidemicznymi ograniczeniami dostępu do jednostek ochrony zdrowia zarówno dla chorych przewlekle, jak i chorych z nagłymi zagrożeniami zdrowotnymi (udar mózgu, zespoły niewydolności wieńcowej, ciężkie obrażenia ciała, ostre stany psychiatryczne dzieci i młodzieży, opóźnione w swoim przebiegu zabiegi operacyjne, czy wyhamowanie rozpoznawania nowych przypadków chorób onkologicznych).
To eksterminacja
Patrząc na dane statystyczne i wskaźniki epidemiczne oraz na akcyjny i chaotyczny sposób reagowania kryzysowego, wreszcie na popełnione przez rządzących zaniechania, obecną sytuację trudno skomentować w sposób inny niż jako eksterminacja obywateli własnego kraju.
W dniu 9 listopada 2020 roku w OKO.press pisałem „Wszystkie epidemiczne decyzje rządu były i są podejmowane bez wizji celu, za wolno, za późno, bez logicznej konsekwencji i na wątłej podstawie prawnej. Nigdy nie byliśmy przygotowani na zapanowanie nad kryzysem pandemii. Wygląda na to, że piloci, którzy kierują statkiem powietrznym Polska, nie posiadają i kwalifikacji i właściwego doświadczenia. Spadamy, system ostrzegający co i rusz powtarza do nas „terrain ahead” i „pull up”, a piloci jakby nie rozumieli znaczenia tych słów”.
Dzisiaj, gdy minęło 15 miesięcy, wiem jak bardzo się myliłem. Podstawa prawna pozostała wątła, a zakażenie wirusem SARS-CoV-2 w dalszym ciągu nie zostało wprowadzone do wykazu zakażeń i chorób zakaźnych w ustawie o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, bo prowizorką łatwiej się zarządza.
Dla rządu Zjednoczonej Prawicy priorytetem nie jest dobrostan obywatelek i obywateli a utrzymanie władzy, za wszelką cenę. Wszystko, co może zwiększyć szansę kolejnej wygranej i/lub zmniejszyć ryzyko przegranej warte jest popełnienia najcięższego grzechu.
„Ofiary muszą być”
Nie można przecież działaniami prozdrowotnymi i ratującymi życie zrazić do siebie dużej grupy dotychczasowych wyborców. Straty w ludziach, no cóż. Jest wojna, ofiary być muszą.
„Zrobili w PiS kalkulację, że umrze góra 20 tysięcy osób miesięcznie i stwierdzili, że to się opłaca” (pisała w OKO.press Agata Szczęśniak). Przecież wśród ofiar będą nie tylko ich niezaszczepieni wyborcy. Wśród zmarłych nadmiarowo będą również zaszczepieni wyborcy opozycji.
Jeśli PiS wybory w taki czy inny sposób wygra, Prokurator Generalny pozostanie ten sam, a ksiądz, który odpuści popełnione grzechy, też się znajdzie.
Dlatego nie ma i nie będzie lockdownu dla niezaszczepionych, nie ma i nie będzie sprawdzania paszportów covidowych, nie ma i nie będzie ścigania za szerzenie nieprawdziwych treści dotyczących szczepień i pandemii.
Będzie dalsze powiększanie bazy łóżek szpitalnych dla chorych COVID-19 kosztem ograniczania miejsc dla osób potrzebujących pomocy z innych niż COVID-19 przyczyn, będzie ustawa typu „lex Kaczyński”, czy jakieś inne wymyślone „lex kuriozum”.
Przeczekać i zapomnieć
Przeczekać, przegadać, przenieść odpowiedzialność na kogoś innego, przekonywać, że tym razem to już naprawdę ostatnia fala, nie wspominać i nie celebrować zmarłych, o wszystkim zapomnieć.
To rządowa strategia walki z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2.
To, co w tym wszystkim zdumiewa, to brak reakcji, wręcz zupełna obojętność znacznej części społeczeństwa na zależną od COVID-19 skalę śmiertelności, cierpienie duszących się dorosłych, czy dramat dzieci z PIMS.
Akceptacja zdrowotnej katastrofy to efekt posługiwania się przez rządzących do perfekcji opanowanymi technikami manipulacji społecznej, szczególnie manipulacji medialnej, czy tworzenia społecznego dowodu słuszności prowadzonych działań.
Tu kluczową rolę odgrywają podporządkowane rządzącym tzw. media publiczne. Dla przeciwników wprowadzenia paszportów covidowych i towarzyszących ograniczeń, majstersztykiem było wymyślenie genu sprzeciwu, który „od wielu, wielu wieków” ma być obecny w naszych polski genach.
Przeciwnicy szczepień „ciepło przyjęli” konstatację, że my Polacy „nie jesteśmy społeczeństwem austriackim czy niemieckim, więc inaczej reagujemy na różnego rodzaju działania, choćby administracji rządowej. Rząd, podejmując decyzję, patrzy, jakie będą jej konsekwencje – korzyści i koszty, w tym te społeczne. Trzeba podejmować decyzje, które są pragmatyczne i racjonalne. Trzeba ważyć ryzyko. Za każdym razem podejmując decyzję musimy wyważyć względy medyczne z siłą względów społecznych”.
Parafrazując słowa Prezydenta Andrzeja Dudy rządzący wzięli jedno dobro, wzięli drugie dobro i ocenili, które z nich ma w danym, konkretnym przypadku ważniejsze znaczenie. Ważąc te ryzyka rządzący uznali, że ważniejsze są względy przeciwników szczepień, przeciwników wprowadzenia obowiązku posługiwania się paszportami covidowymi i stosowania zasady DDM (dystans-dezynfekcja-maseczka).
Obrona antyszczepionkowców
Mając do wyboru zdrowie i życie Polek i Polaków stanęli po stronie sił prezentujących szczepienia jako eksperyment medyczny czy uniemożliwiających szczepienie dzieci w szkołach.
Samo poszerzanie bazy łóżek szpitalnych dla chorych COVID-19 kosztem ograniczania miejsc dla osób potrzebujących pomocy z innych niż COVID-19 przyczyn pokazuje, na których chorych rządzącym zależy bardziej, a na których raczej mniej.
Państwo nawet nie próbuje walczyć z osobami szerzącymi nieprawdziwe treści dotyczące szczepień i pandemii. Przeciwnie, Państwo staje w ich obronie.
Przypadek małopolskiej kurator oświaty, która nazwała szczepienia przeciwko COVID-19 eksperymentem wyjaśnia wszystko. Wiedząc, że ceną za stanowisko Pani kurator mogą być dymisje w Radzie Medycznej przy Premierze Morawieckim zdecydowano się na akcję „murem za małopolskim kuratorem”, poświęcając Radę Medyczną.
Pamiętajmy, że kurator, która o szczepieniach przeciwko COVID-19 mówiła, że są eksperymentem, sama się zaszczepiła. Jakim trzeba być obłudnikiem, żeby będąc kuratorem, posłem Zjednoczonej Prawicy lub Konfederacji szerzyć treści i propagować działania antyszczepionkowe, samemu szczepiąc się przeciwko COVID-19?
Jakim trzeba być draniem, żeby po zabezpieczeniu się szczepieniem przeciwko COVID-19 demonstrować z antyszczepionkowcami pod napisem „Szczepienia czynią wolnym”.
Jakim trzeba być moralnie upadłym, żeby gdy po publikacji artykułu Kamila Dziubki w ONET.pl fakt zaszczepienia posła Konfederacji stał się jawny twierdzić, że nie ma się wyrzutów sumienia, że ktoś z powodu działań partii nie będzie chciał się zaszczepić.
W rozmowie poseł tłumaczy, że sam się zaszczepił, bo COVID przeszedł ciężko, jest otyły, ma astmę i w jego sytuacji zdrowotnej trzeba się zaszczepić. Pytanie, czy to samo mówi do swoich otyłych i astmatycznych wyborców? (Andrzej Stankiewicz ONET.pl w „Stan po burzy”).
Jak to jest możliwe, że po wpisie w mediach społecznościowych (26.01.2022) jednego z tych bohaterskich posłów Konfederacji: „Jeszcze chwila i usłyszę, że jestem ciężko chory, bo mam zaświadczenie zwalniające z noszenia maseczki:) Ludzie nie zdają sobie sprawy, ilu z oficjalnie zaszczepionych od lat nie miało kontaktu z igłą” z hasztagiem #polakPotrafi nie usłyszeliśmy komunikatu prokuratury o wszczęciu postępowania sprawdzającego, czy poseł Konfederacji nie wyłudził zaświadczenia zwalniającego z noszenia maseczki oraz czy posiada fałszywy certyfikat szczepienia potwierdzający szczepienie.
Zgodnie z art. 273 Kodeksu karnego, posługiwanie się fałszywym certyfikatem jest czynem zabronionym, zagrożonym grzywną, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Przerzucanie odpowiedzialności
W potoku niepowodzeń towarzyszących wprowadzeniu tzw. Polskiego Ładu, gwałtownie rosnącej inflacji, coraz wyższych cen kopalin i energii najważniejszym zadaniem do zrealizowania przez Ministerstwo Zdrowia Zjednoczonej Prawicy jest próba przeniesienia odpowiedzialności za ciężkie zachorowania i zgony na kogoś innego lub chociaż podzielenie się tą odpowiedzialnością (to plan minimum).
Uważny obserwator wychwyci, że w każdym wystąpieniu któregoś z pracowników Ministerstwa Zdrowia winni są wszyscy, tylko nie ministerstwo i nie rząd Zjednoczonej Prawicy.
Winni są pacjenci, lekarze i pozostały personel medyczny oraz totalna opozycja.
Dokładnie rok temu Minister Adam Niedzielski w rozmowie z portalem „Co w zdrowiu” po raz pierwszy pozwolił sobie przerzucić odpowiedzialność za zjawisko okołocovidowej nadumieralności na społeczeństwo. Stwierdził, że analiza liczby zgonów prowadzi do wniosku, że za większością z nich stoi brak odpowiedzialności Polek i Polaków za swoje zdrowie i lekceważący stosunek do kondycji zdrowotnej.
W OKO.press pisał o tym Sławomir Zagórski.
Dokładnie takie same komentarze rządzących pojawiają się również teraz. Ministrowie zdrowia niezmiennie prezentują takie samo tłumaczenie, że za wszystko złe co wiąże się z pandemią odpowiadają sami pacjenci, bo (-) nie szczepią się, (-) nie testują się, (-) za późno zgłaszają się do szpitala, wreszcie (-) w ciągu swojego dotychczasowego życia nie dbali o zdrowie.
Za niedostatek szczepień trudno odpowiedzialność zrzucać na pacjentów czy personel ochrony zdrowia. Wszystkimi „asami i jokerami” dysponowali rządzący i stworzony przez siebie Narodowy Program Szczepień przeciw COVID-19 uczynili nieskutecznym.
Przez ponad rok czekaliśmy na uchwalenie ustawy o Funduszu kompensacyjnym szczepień ochronnych, z którego wypłacane będą odszkodowania dla osób, u których wystąpiły niepożądane odczyny poszczepienne. Wielokrotnie domagaliśmy się wyjęcia projektu ustawy z sejmowej zamrażarki.
Prezydent Andrzej Duda ustawę o powołaniu Funduszu kompensacyjnego przyjętą przez Sejm i Senat w grudniu 2021 roku podpisał dopiero 4 stycznia 2022. Funduszu kompensacyjnego zabrakło w newralgicznym momencie, gdy Narodowy Program Szczepień przeciw COVID-19 ruszał pełną parą.
Zabrakło go w maju 2021 roku, gdy w długi weekend do nielicznych jeszcze wtedy punktów szczepień ustawiały się tasiemcowe kolejki. Jednocześnie każdy niepożądany wzrost temperatury, każde zdarzenie medyczne, które wystąpiło u osoby zaszczepionej, było zgłaszane przez lobby antyszczepionkowe jako pozostające w związku ze szczepieniem, za które to szczepienie nikt, również polski rząd nie chcą wziąć odpowiedzialności.
W takich warunkach niemal niemożliwe stało się przekonanie tych nieprzekonanych i tych przestraszonych narracją lobby antyszczepionkowego do zaszczepienia przeciwko COVID-19.
Reszty dopełniły wybory, kilkukrotne ogłoszenie końca pandemii i podobnego typu wybryki rządzących. W efekcie bardzo szybko zapał Polek i Polaków do szczepień zgasł.
Czy ktoś dzisiaj pamięta rozpętaną przez Ministra Adama Niedzielskiego aferę z aktorami-celebrytami zaszczepionymi poza kolejnością? Zamiast wykorzystać ten fakt dla promocji szczepień w kampanii szczepionkowej Niedzielski żądał wyrzucenia ze stanowiska Rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Uruchomiona w zamian kampania „Ostatnia prosta” swoją pomysłowością i przebojowością kojarzyła się z „ostatnią posługą”. Jeśli Ministerstwu Zdrowia postawilibyśmy dzisiaj pytanie, kto za opóźnienie uchwalenia ustawy o funduszu medycznym odpowiada, w odpowiedzi usłyszelibyśmy, że przecież nie oni.
Dlaczego ludzie nie chcą się testować
W czasie wszystkich dotychczasowych wzmożeń pandemii, również fali obecnie przyspieszającej, niska liczba testów wykonywana w ciągu doby nie wynika z problemów z dostępem do punktów testujących a z braku chętnych do testowania.
Ludzie nie chcą się testować, bo obecnie obowiązujące przepisy powodują, że jeszcze przed otrzymaniem potwierdzenia daty i miejsca testowania już się jest wysłanym na kwarantannę – bez względu na to, czy skierowanie wystawił lekarz, czy dokonaliśmy samoskierowania.
Obawa przed automatyczną kwarantanną odstręcza od testowania, np. z obawy o utratę pracy. Więcej, nawet jeśli uzyskujemy ujemny wynik testu PCR, kwarantanna zostanie zdjęta najwcześniej następnego dnia po wpisaniu wyniku testu do systemu EWP (Ewidencja Wjazdu do Polski).
Jeżeli laboratorium będzie wpis opóźniać (np. z powodu niedostatku kadr), kwarantanna pomimo ujemnego wyniku będzie trwała. Rozwiązaniem dla tego problemu może być zmiana momentu rozpoczęcia kwarantanny.
Jeżeli lekarz POZ na podstawie zebranego wywiadu nie zdecyduje inaczej, skierowanie przez lekarza, czy samoskierowanie na test PCR nie powinny automatycznie uruchamiać kwarantanny. Dopiero decyzja lekarza i/lub dodatni wynik testu PCR albo testu antygenowego, który laboratorium lub apteka będą musiały wpisać w system natychmiast po jego otrzymaniu, powinny rozpocząć izolację.
Tak prosta zmiana powinna wpłynąć na zwiększenie liczby osób poddających się testowaniu.
Dlaczego zgłaszają się za późno
Według Adama Niedzielskiego, z jakiegoś powodu większość pacjentów z COVID-19 zgłasza się po pomoc za późno. „W wielu przypadkach pacjenci odwlekali decyzję o udaniu się do lekarza czy nawet szpitala tłumacząc, że dziś to nie, jeszcze nie, a potem nagle się okazywało, że wartość saturacji wynosi zaledwie 60…”.
Na zastosowanie leków przeciwwirusowych wtedy jest już za późno, a respirator nie będzie w stanie poradzić sobie ze zniszczonymi chorobą płucami.
Oczywiście może być kilka przyczyn późnego zgłaszania się chorych do szpitala, dopiero wtedy, kiedy zmiany w płucach są już rozległe. Najważniejszym z nich jest jednak tzw. „szczęśliwa hipoksja” (inaczej „cicha hipoksemia”).
Zjawisko „szczęśliwej hipoksji” jest efektem specyficznego działania wirusa SARS-CoV-2 na neurony tworzące ośrodek oddechowy położony w pniu mózgu i specjalne komórki w kłębkach szyjnych, które rozpoznają poziom tlenu i dwutlenku węgla w krwi tętniczej.
Jedne i drugie zajęte wirusem przestają ostrzegać o niedotlenieniu. Osoba chora nie czuje, że jest chora, nie czuje duszności. Dla wzmocnienia przekazu zacytuję słowa zmarłego nie tak dawno wybitnego lekarza anestezjologia intensywisty Wojciecha Serednickiego, który z zespołem, w prowadzonym przez siebie oddziale intensywnej terapii, ratował kolejne życia zakażonych wirusem SARS-CoV-2:
„W wirusie najbardziej zaskakuje mnie jego zdradliwość. Upośledza pracę płuc, a chorzy nie czują niedotlenienia. Mówią mi, że jest im trochę duszno, a mnie urządzenia diagnostyczne pokazują już wtedy ciężką patologię. To fenomen COVID-u – człowiek traci przytomność z niedotlenienia, nie zdając sobie z tego sprawy. COVID-19 dusi mocniej niż boa i zabija jak cyjanek”.
Ryzyko „szczęśliwej hipoksji”
Ta wiedza jest powszechna i od Ministerstwa Zdrowia powinniśmy oczekiwać prowadzenia akcji informacyjnej dotyczącej „szczęśliwej hipoksji”.
Od początku trwania III fali, gdy utrata węchu i smaku już nie ostrzega o zachorowaniu na COVID-19, ryzyko „szczęśliwej hipoksji” jest szczególnie duże. Z powyższych powodów osoba, która zachorowała na COVID-19 powinna monitorować swój stan natlenienia pulsoksymetrem.
Pulsoksymetry są dostępne w programie rządowym DOM (domowa opieka medyczna) razem z właściwą aplikacją, pozwalającą na monitorowanie wskazań urządzenia w Centrum Kontaktu MZ. Ten program trzeba rozwijać.
Gdybyśmy wizytę u lekarza POZ osoby COVID-19 plus powiązali z uruchomieniem dla niej programu DOM, możliwe stałoby się śledzenie przebiegu choroby i wychwycenie momentu pogorszenia stanu pacjenta w celu przeniesienia do szpitala na wciąż wczesnym etapie zachorowania.
Dostępny stał się nowy, podawany doustnie lek przeciwwirusowy. Gdyby możliwe było uzależnienie wielkości refundacji leku dla pacjenta od jego wpisania się w program DOM, liczba zgonów z powodu COVID-19 być może stałaby się mniejsza.
Żeby ten cel mógł być zrealizowany, lek powinien być powszechnie dostępny i wydawany w aptece na receptę od lekarza POZ. Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że wybrało inny sposób dystrybucji leku, bezpośrednio w poradni POZ. Oznacza to ogromną dodatkową pracę dla jednostek POZ, bo lek trzeba będzie przyjąć, wydać, potem rozliczyć – nowe, dodatkowe dokumenty, dodatkowa sprawozdawczość, dodatkowa praca.
Bo „Polacy nie dbają o zdrowie”
Według Wojciecha Andrusiewicza, rzecznika prasowego Ministerstwa Zdrowia, Polacy są społeczeństwem, które nie dba o swój stan zdrowia, i gdy dotyka nas epidemia, odbija się to w statystykach hospitalizacji i zgonów.
„Jeżeli popatrzymy, jak dużo osób w Polsce jest dotkniętych cukrzycą, jak dużo osób się nie diagnozuje, jak dużo osób jest dotkniętych chorobami układu naczyniowego, ma nadciśnienie, problemy kardiologiczne, to jest obraz społeczeństwa, które – jeśli dotknie je epidemia – to, niestety, ona się odbija w hospitalizacji i w statystyce zgonów”.
Właśnie taka ma być jedna z przyczyn ogromnej liczby zgonów nadmiarowych według resortu zdrowia. Tyle że to Ministerstwo, którego rzecznikiem jest Andrusiewicz, wspólnie z NFZ odpowiadają za ograniczenie, czasami wręcz uniemożliwienie dostępu do specjalistycznej diagnostyki i leczenia.
Zrzucanie winy na lekarzy
Kolejnymi winnymi nadmiarowych zgonów są lekarze i ci pracujący w szpitalach i lekarze POZ. To kolejna próba zrzucenia odpowiedzialności za zgony z powodu COVID-19 i przez COVID-19 z rządzących na „kozły ofiarne”.
Według Ministra zdrowia za przebieg pandemii, za brak dostępu do poradni (POZ) i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS), za uruchomienie teleporad, za brak zabezpieczenia zaplanowanej przez rządzących liczby łóżek covidowych oraz za ogromną śmiertelność odpowiadają lekarze.
Według Adama Niedzielskiego to lekarze na łóżkach szpitalnych przetrzymują chorych, których z powodzeniem można by wypisać do domu i w ten sposób stworzyć kolejne łóżka covidowe.
Zaprawdę byłoby to kapitalne i godne paska w TVP Info wytłumaczenie obecnego od października 2020 roku zjawiska nadumieralności Polek i Polaków, gdyby nie fakt, że mówił to Minister Zdrowia, który w chwili, gdy pandemia w Polsce się pojawiła, kierował Narodowym Funduszem Zdrowia.
W dniu 15 marca 2020 roku Centrala NFZ wysłała do świadczeniodawców pisma:
- przypominające lekarzom, pielęgniarkom i położnym POZ o możliwości realizowania świadczeń w postaci teleporad, bez równoczesnego uruchomienia mechanizmu kontrolującego taki sposób realizowania świadczeń;
- zalecające ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo lub zgodnie z przyjętym planem postępowania leczniczego, które dotyczyło:
- planowanych pobytów w szpitalach w celu: przeprowadzenia diagnostyki oraz zabiegów diagnostycznych, leczniczych i operacyjnych,
- prowadzenia rehabilitacji leczniczej,
- świadczeń z zakresu opieki psychiatrycznej i leczenia uzależnień,
- stomatologii,
- ambulatoryjnej opieki specjalistycznej,
- badań diagnostycznych wykonywanych ambulatoryjnie takich jak: tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, PET, gastroskopia, kolonoskopia, USG oraz badań profilaktycznych i przeprowadzania szczepień.
Przypomnieć tu też trzeba, że zalecenia ograniczenia do niezbędnego minimum lub czasowego zawieszenia udzielania świadczeń wykonywanych planowo, dla których istniało prawdopodobieństwo konieczności leczenia w okresie okołooperacyjnym w oddziale intensywnej terapii, w ciągu dwóch lat trwania pandemii były formułowane kilkukrotnie.
To z punktu widzenia ryzyka wystąpienia zgonów nadmiarowych były szczególnie złe decyzje.
Chaos w kierowaniu szpitalami
Ministerstwo Zdrowia jest również odpowiedzialne za nieprzygotowanie szpitali do każdej kolejnej fali pandemii. Pierwsza fala mogła nas wszystkich zaskoczyć, ale następne już nie. Szpitale były przygotowywane cztery kolejne razy. Za każdym razem obowiązywała inna doktryna.
Najpierw mieliśmy wielospecjalistyczne szpitale jednoimienne. Przez kilka miesięcy trwania pandemii szpitale jednoimienne wytworzyły swoje schematy, wręcz automatyzmy działań, wprowadziły procedury zabezpieczające. Powstały plany, gdzie i w jaki sposób tworzyć oddziały zapasowe oraz kto w nich miałby pracować.
I … przed kolejną falą większość szpitali jednoimiennych zlikwidowano, a pandemia została przeniesiona do zupełnie nieprzygotowanych szpitali I poziomu (powiatowych), bez śluz, bez izolatek, bez uzupełnienia infrastruktury dystrybucji tlenu, z nieliczną kadrą medyczną.
Nie trzeba było mieć wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć co wydarzy się w szpitalach, które do tej pory miały raczej iluzoryczną styczność z chorym na COVID-19 i covidowych procedur (nawet jeśli one były przygotowane) nie miały okazji przetestować.
Po kilku miesiącach MZ powróciło do dopiero co zlikwidowanych szpitali jednoimiennych w każdym województwie, tym razem dla niepoznaki nazywanych wielospecjalistycznymi szpitalami koordynacyjnymi.
Następnym pomysłem MZ była zmiana całych szpitali powiatowych w jednostki leczące wyłącznie chorych COVID-plus i obowiązek wydzielenia w każdym z pozostałych szpitali do 35 proc. łóżek jako covidowe.
Ta ostatnia decyzja wszystkie szpitale zmieniła w covidowe.
Nie podjęcie decyzji o sztywnym rozdzieleniu potoku chorych na dwa nie krzyżujące się nurty (chorzy z COVID-19 i chorzy bez towarzyszącego zakażenia COVID-19), chorym z innymi schorzeniami odebrało szansę na bezpieczne leczenie.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia również dzisiaj, a utworzone w obiektach targowych i sportowych szpitale tymczasowe nie czynią różnicy i są zwykłym marnotrawieniem publicznych środków finansowych. Szpitale tymczasowe powinny być tworzone w zupełnie inny sposób i w zupełnie innych lokalizacjach.
Wyznaczyć szpitale niecovidowe
Organizując zabezpieczenie możliwości leczenia chorych wymagających pomocy medycznej z innej niż COVID-19 przyczyny powinniśmy w każdym województwie zidentyfikować kilka szpitali, w tym wielospecjalistyczne, które będą dedykowane leczeniu wyłącznie chorych bez Covid-19.
Przy nakładających się falach 4 i 5 jest to zadanie trudne do zrealizowania, ale stworzy nadzieję na utworzenie jednostki wolnej od COVID-19 przed kolejną falą pandemii.
W tym celu przy wybranych szpitalach powinny zostać postawione pawilony / kontenery, z wydzielonymi boksami – izolatkami.
Chory przyjmowany do szpitala, do czasu uzyskania wyniku szybkiego testu PCR, powinien zostać umieszczony w boksie. Chory COVID minus powinien zostać przeniesiony do oddziału wieloprofilowego, a po dwóch-trzech dniach do oddziału jednoprofilowego.
Oddział wieloprofilowy byłby drugą barierą chroniącą oddziały jednoprofilowe. Chory dodatni z pawilonu powinien zostać przeniesiony do szpitala covidowego / tymczasowego, a boks zdezynfekowany.
Teraz winni mają być lekarze POZ
W ostatnich tygodniach Ministerstwo Zdrowia podjęło kolejną próbę przeniesienia odpowiedzialności za prawdopodobną porażkę w organizacji zabezpieczenia medycznego w piątej, omikronowej fali pandemii, tym razem na lekarzy POZ.
Ministerstwo czyni to wprowadzając obowiązek wizyt lekarzy POZ w domach osób 60 plus zgłaszających zachorowanie, w ciągu 48 godzin od zgłoszenia.
Ten wymóg odbierze możliwości udzielania świadczeń medycznych osobom chorym przewlekle, ale bez COVID-19, wpływając na pogłębienie długu zdrowotnego i wzrost zgonów nadmiarowych.
Lekarz POZ nie będzie mógł przyjmować chorych i w swojej poradni i w tym samym czasie w domu pacjenta. Każdy z lekarzy ma pod swoją opieką do 2500 osób, które złożyły deklarację.
Tu nie ma możliwości, żeby podzielić zespół lekarski na pracujący w poradni i wyjazdowy, a zespół POZ ma być rozliczany przede wszystkim za wizyty w domach. Obowiązek badania chorych w miejscu zamieszkania w krótkim okresie doprowadzi do wzrostu liczby zakażeń wśród medyków, czego skutkiem będzie całkowite ograniczenie dostępu pacjentów do POZ.
Nie jest to pierwsza próba uderzenia w lekarzy POZ w wykonaniu tego Ministra Zdrowia. Pierwszą, o podobnym charakterze była tzw. Strategia Smart ogłoszona chwilę po objęciu stanowiska przez Adama Niedzielskiego.
W czasach, gdy nie było jeszcze szczepionek, wymuszała na lekarzach POZ pozbawionych środków ochrony indywidualnej podjęcie osobistego kontaktu z każdym niepełnoobjawowym chorym COVID plus. Kierowanie pacjenta na testy COVID-19 po teleporadzie miało być możliwe według Ministra Zdrowia wyłącznie po stwierdzeniu w trakcie kontaktu telefonicznego wszystkich czterech wymaganych przez MZ objawów głównych (gorączka, kaszel, duszność, utrata węchu lub smaku), gdy wszystkie cztery objawy miało zaledwie 1-3 proc. zarażonych.
To zdecydowanie nie był rozsądny pomysł, podobnie jak ten wprowadzany aktualnie, ale i wiele kolejnych.
- Wprowadzenie zakażenia COVID-19 do wszystkich szpitali,
- skuteczne długoterminowe zablokowanie 30 tysięcy łóżek szpitalnych dla chorych z COVID-19 kosztem łóżek niecovidowych,
- skłócenie ratowników medycznych z zespołów ratownictwa medycznego z zatrudnionymi w SOR i centrach urazowych,
- uruchamianie studiów medycznych poza uniwersytetami medycznymi,
- likwidowanie stażu podyplomowego lekarzy,
- modernizowanie szpitali przez nadzorcę posiadającego wykształcenie zawodowe dużo gorsze niż zastępowany kierownik podmiotu leczniczego.
I można by tak wymieniać bez końca.
Chronić system POZ
Jeśli Ministerstwo Zdrowia naprawdę chce piątą falę oprzeć przede wszystkim na lekarzach medycyny rodzinnej, powinno chronić system POZ przed pogorszeniem warunków udzielania świadczeń i wydłużającymi się kolejkami.
Ministerstwo Zdrowia powinno porzucić zamiar wymuszenia prowadzenia wizyt domowych u chorych 60 plus w ciągu 48, czy nawet 72 godzin po zgłoszeniu.
Ministerstwo powinno natomiast spowodować przywrócenie do pracy w POZ wszystkich tych lekarzy, pielęgniarki i pozostały personel POZ, których na wcześniejszym etapie wojewodowie powołali do pracy w szpitalach tymczasowych i/lub covidowych i zapobiec takiemu procederowi w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Bez względu na to, co myślimy o teleporadach i ich realizowaniu w POZ, w obliczu piątej fali pandemii ich likwidowanie nawet tylko w grupie chorych 60 plus będzie działaniem co najmniej nierozsądnym.
Powinniśmy promować stworzenie, w miarę posiadanych możliwości personalnych i lokalowych, osobnych godzin przyjęć dla chorych przewlekle (bez COVID-19) i osobnych dla chorych w stanie infekcyjnym.
W czasie pandemii wizyta lekarska w miejscu zamieszkania chorego powinna być realizowana wyłącznie w uzasadnionych stanem zdrowia osoby chorej sytuacjach.
Nad rolą opozycji nie trzeba się tu rozwodzić. Stanowisko rządzących wyczerpująco definiuje komentarz Jarosława Kaczyńskiego do uwag przedstawicieli opozycji zgłoszonych do projektu ustawy „lex Kaczyński”: „Ja rozumiem, że totalna opozycja musi totalnie, ale czy musi głupio?”.
Szczęśliwie ten bardzo słaby projekt przepadł.
Czy Ministerstwo Zdrowia stać jeszcze na stanowienie przyzwoitego i sensownego prawa? Niech odpowiedzią będzie krótka recenzja opublikowanego 21 stycznia 2022 roku przez Ministerstwo Zdrowia dokumentu „Strategia walki z pandemią COVID-19– zima/wiosna 2022”.
Dzień wcześniej dr Paweł Grzesiowski napisał: „Wobec braku realnych działań władz przeciw V fali (pandemii), konieczna samoorganizacja, zabezpieczenie rezerw zasobów, ustalenie awaryjnego trybu pracy kluczowych sektorów i pracowników, monitorowanie absencji, unikanie spotkań grupowych, zapewnienie darmowych masek FP2, 3 dawka! (szczepienia)”.
W tych 273 znakach zawartych jest wielokrotnie więcej treści niż na 45 stronach rządowego Strategii.