Z żubrówką w Arizonie. Jak polskie wojsko kupowało spadochrony

Z żubrówką w Arizonie. Jak polskie wojsko kupowało spadochrony

Armia zorganizowała wielki przetarg na spadochrony. Do wzięcia 35 mln zł, a w dalszej perspektywie ponad 100 mln zł. Firmy ruszyły do walki, stosując często nieczyste zagrania, uruchamiając znajomości i zapraszając oficerów na atrakcyjne wyjazdy. Efekt: zarzuty usłyszeli emerytowany generał i oficer elitarnej jednostki specjalnej, a jedyny polski producent spadochronów został wyeliminowany z przetargu. Przez dyletanctwo organizującego przetarg Inspektoratu Uzbrojenia MON sprawa utknęła w sądzie, a sam przetarg — w martwym punkcie. Tymczasem polscy żołnierze wciąż skaczą na konstrukcjach pamiętających czasy Gomułki i Gierka.

Kraków, 2 grudnia 2021 r. Do budynku Prokuratury Okręgowej w różnych godzinach wchodzi dwóch mężczyzn. Pierwszy to mjr Piotr M., zajmujący się zamówieniami i pozyskiwaniem sprzętu oficer jednostki specjalnej JW Nil. Po przesłuchaniu prokurator stawia komandosowi zarzut przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Grozi mu za to nawet 10 lat więzienia.

Drugi z mężczyzn to emerytowany generał Wojska Polskiego, a obecnie prezes produkującej spadochrony firmy Air-Pol gen. Piotr P. Po przesłuchaniu dostaje zarzut zmowy przetargowej w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Za to grozi mu trzyletnia odsiadka.

W tej samej sprawie zarzuty oszustwa kredytowego słyszy jeszcze jedna, niewymieniona z nazwiska osoba. Jej grozi do pięciu lat więzienia.

To jeden z ostatnich aktów historii dotyczącej największego przetargu na spadochrony w polskiej armii. Jej ofiarami są polscy producenci i sprzedawcy sprzętu wojskowego, a wiele wskazuje na to, że zwycięzcami tej rozgrywki znowu okażą się Amerykanie.

Do NATO na rosyjskim sprzęcie

Rok 1999. Polska wchodzi do NATO. Jest to wielkie święto i ogromny krok w procesie wyrywania się naszego kraju z moskiewskiej strefy wpływów. Jednak polskie wojsko wjeżdża do Sojuszu Atlantyckiego na rosyjskim sprzęcie. Przestarzałe czołgi T-72, myśliwce MiG-29 i Su-22, a nawet karabinki AK-47 – to wszystko wymaga co najmniej modernizacji, a najlepiej wymiany na bardziej nowoczesne, zachodnie konstrukcje.

Na odległym miejscu w natłoku pilnych potrzeb znajdują się spadochrony. Nasi żołnierze skaczą wprawdzie na polskich systemach – najpierw zakładu Aviotex, potem jego spadkobierczyni, firmy Air-Pol z Legionowa pod Warszawą – ale wszystkie one są oparte na postsowieckich konstrukcjach pamiętających lata 60. ubiegłego wieku.

Te konstrukcje obarczone są wieloma wadami. Polscy żołnierze skaczą na spadochronach, które uniosą maksymalnie 140 kg, czyli żołnierza z kamizelką kuloodporną, karabinem i kilkoma magazynkami nabojów. Nowoczesne pole walki wymaga lepszych parametrów na poziomie co najmniej 170 kg, co pozwoli żołnierzowi skakać z większą ilością ekwipunku. Nowoczesne spadochrony można poza tym szybciej składać, a nowe materiały są też lżejsze i wytrzymalsze.

Czy leci z nami certyfikat?

Po 2010 r. w wojsku coraz głośniej się mówi o potrzebie dużego przetargu na nowoczesne spadochrony desantowe, które zastąpią wiekowe poradzieckie konstrukcje. Wiadomo, że głównym polskim oferentem będzie Air-Pol z Legionowa – to jedyna firma nad Wisłą, która produkuje spadochrony dla wojska. W tamtym czasie nasza armia skacze na spadochronach AZ-95 i AD-95 z tej właśnie firmy, jednak wiadomo, że ten oparty na przestarzałych wzorcach sprzęt nie będzie miał żadnych szans w nowym wojskowym przetargu.

Air-Pol pracuje więc nad nową konstrukcją. W 2013 r. trwają prace nad ukończeniem spadochronu dopasowanego do standardów NATO i wyrobieniem na niego odpowiedniego certyfikatu. Wtedy jednak niespodziewanie zamknięcie swojej działalności z końcem roku ogłasza niemieckie Stowarzyszenie Niezależnych Kontrolerów Sprzętu Lotniczo-Sportowego.

To zła wiadomość dla europejskich producentów spadochronów. Niemieckie stowarzyszenie jest bodaj jedynym na Starym Kontynencie, które testuje nowe konstrukcje, a następnie wydaje im certyfikaty zgodne z Europejskim Porządkiem Standardów Technicznych (ETSO). Ten certyfikat spełnia standardy Agencji Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA), odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotnicze w Europie.

Firmie z Legionowa zaczyna się spieszyć. Trafnie przewiduje, że wojsko będzie wymagało certyfikatu na nowy spadochron. Wypełniają formularze i przesyłają je do siedziby niemieckiego stowarzyszenia w mieście Greiling. Jeszcze przed końcem roku dostają z Niemiec certyfikat na spadochron AZ-95 serii 3.

Tylko czy na pewno jest to certyfikat na nowy spadochron Air-Polu? Do tego pytania wrócimy niebawem.

Specjalsi szukają spadochronu

Air-Pol ma jeszcze jeden problem. Firma zdaje sobie sprawę, że największe szanse w przetargu będzie mieć sprzęt, który nie tylko posiada uznane certyfikaty, ale jest też wykorzystywany w którejś z armii na świecie, najlepiej, gdyby to była armia NATO.

Nowy spadochron AZ-95 serii 3 jest wprawdzie wykorzystywany w armiach Ukrainy czy Bangladeszu, ale w żadnej z armii NATO. Taka obecność znacznie zwiększyłaby jego szanse w nadchodzącym przetargu.

Wtedy na ratunek przychodzi Jednostka Wojskowa Nil z Krakowa. To wchodząca w skład dowództwa wojsk specjalnych formacja zajmująca się m.in. logistyką, ale też rozpoznaniem i zabezpieczeniem. 20 sierpnia 2019 r. JW Nil ogłasza przetarg na 50 spadochronów desantowych. Air-Pol startuje w tym przetargu. Wymagania JW Nil świetnie pasują do produktu firmy. Air-Pol wydaje się niekwestionowanym faworytem.

Jednak w każdym przetargu obowiązują pewne reguły. Jedna z nich mówi o tym, że w trakcie procedury przetargowej przedstawiciele zamawiającej spadochrony organizacji nie mogą brać udziału w żadnych wydarzeniach, a tym bardziej prezentacjach produktów firm, które przystąpiły do przetargu.

Impreza w Pobiedniku

17 września 2019 r., w samym środku przetargu, na facebookowym profilu Szkoły Spadochronowej „Kraksky” pojawiają się zdjęcia z imprezy spadochronowej organizowanej na lotnisku Pobiednik Wielki pod Krakowem. Album ze zdjęciami jest zatytułowany: „Nowy sprzęt, nowi MY !!!”. Wśród skaczących widać komandosów z kilku polskich jednostek.

Skok na spadochronie AZ-95 serii 3 firmy Air-Pol w Pobiedniku Wielkim

W kontekście trwającego właśnie przetargu najbardziej interesujące postacie to były dowódca wojsk specjalnych, a obecnie prezes Air-Polu Piotr P. [ze względu na postawione mu zarzuty nie podajemy nazwiska] oraz szef wyszkolenia spadochronowego w organizującej przetarg jednostce JW Nil mjr Dariusz Zoń. Jest także Marcin Mikołajewski ze służby spadochronowej w Dowództwie Komponentu Wojsk Specjalnych (DKWS), które mieści się na tym samym podwórku, co JW Nil i nadzoruje tę i wszystkie inne jednostki specjalne w kraju.

Prezes Air-Pol Piotr P. podczas skoków w Pobiedniku Wielkim.
Prezes Air-Pol Piotr P. podczas skoków w Pobiedniku Wielkim. – Facebook Kraksky / Facebook Kraksky

Zdjęcia z Pobiednika Wielkiego wzbudzają duże zainteresowanie wśród innych podmiotów biorących udział w przetargu. Jednym z nich jest niewielka firma Wingstore z Jeleniej Góry, która startuje w przetargu z niemieckim spadochronem Paratec. Kiedy przedsiębiorcy z Jeleniej Góry widzą na Facebooku zdjęcia, także chcą zorganizować prezentację swoich spadochronów dla wojsk specjalnych. Dwa dni później wysyłają zaproszenia. Nie zgłaszają się do JW Nil, zdając sobie sprawę, że w ten sposób złamaliby prawo.

Zapraszają jednak Dowództwo Komponentu Wojsk Specjalnych. Ku swojemu zdziwieniu w odpowiedzi szefa oddziału planowania w DKWS ppłk. Marcina Gołdy czytają: „(…) z przykrością zmuszony jestem poinformować, że ze względu na postępowanie przetargowe mające na celu nabycie spadochronów, przedstawiciele Wojsk Specjalnych nie wezmą udziału w przedmiotowym przedsięwzięciu”.

Przedsiębiorcy sądzą, że musiała nastąpić pomyłka, bo przecież przedstawiciel DKWS ledwie kilka dni wcześniej brał udział w imprezie Air-Polu. Piszą więc kolejne zaproszenie. Tym razem DKWS odpowiada już w bardziej obcesowy sposób: „(…) udział przedstawicieli Wojsk Specjalnych w tym przedsięwzięciu jest wykluczony”.

Onet także wysłał do dowództwa polskich specjalsów pytania dotyczące udziału jego oficerów w pokazie sprzętu spadochronowego. Rzecznik DKWS ppłk Tomasz Pokojski odpisał nam, że przedstawiciele wojsk specjalnych wzięli udział w pokazie na podstawie zgody Dowódcy Komponentu Wojsk Specjalnych.

Jednak w dalszej części odpowiedzi napisał: „W skład delegacji nie wchodzili żołnierze Jednostki Wojskowej NIL”. Poniżej prezentujemy zdjęcie z tego pokazu. Druga osoba od prawej to szef wyszkolenia spadochronowego w JW Nil mjr Dariusz Zoń.

Mjr Dariusz Zoń z JW Nil (drugi od prawej) podczas skoków w Pobiedniku Wielkim
Mjr Dariusz Zoń z JW Nil (drugi od prawej) podczas skoków w Pobiedniku Wielkim – Facebook Kraksky / Facebook Kraksky

Wobec oczywistej sprzeczności zdjęcia z deklaracją rzecznika DKWS wysłaliśmy do niego kolejne, bardziej precyzyjne pytanie: „Czy w pokazie sprzętu z 17.09.2019 r. brał udział szef wyszkolenia spadochronowego w JW NIL mjr Dariusz Zoń?”. Dopiero wtedy dowództwo przyznało, że ten oficer brał udział w pokazie jako pracownik JW NIL (obecnie pracuje w DKWS).

Mimo protestów firmy z Jeleniej Góry postępowanie przetargowe trwa w najlepsze. W październiku 2019 r. JW Nil ogłasza jego wynik: wygrywają spadochrony AZ-95 serii 3 firmy Air-Pol. 50 systemów spadochronowych za 1 mln 906 tys. 500 zł trafia do krakowskiej jednostki.

To nie ten spadochron!

Specjalsi od paru już ładnych miesięcy skaczą na spadochronach Air-Polu, kiedy w marcu 2020 r. w hotelu Mazurkas w Ożarowie Mazowieckim pod Warszawą odbywa się Europejskie Sympozjum Spadochronowe. Wśród około 200 gości są też byli szefowie niemieckiego Stowarzyszenia Niezależnych Kontrolerów Sprzętu Lotniczo-Sportowego.

Oglądając prezentacje wystawców, Niemcy trafiają na spadochron AZ-95 Serii 3 z Air-Polu i dokonują zaskakującego odkrycia: choć nazwa spadochronu pokrywa się z tą, której przed laty wystawili certyfikat, to jego parametry są zupełnie inne niż deklarowane wówczas przez Air-Pol. Krótko mówiąc – to nie jest spadochron, który certyfikowali, a więc ktokolwiek na nim skacze, lata na niecertyfikowanym sprzęcie.

Konsekwencje prawne tej sytuacji mogą być bardzo poważne, włącznie z odpowiedzialnością karną. Niemcy zaczynają więc przeglądać archiwalne dokumenty, żeby zrozumieć, czy to oni popełnili błąd, czy może ktoś ich w ten błąd wprowadził.

W swoich archiwach odnajdują certyfikaty spadochronów AZ-95 serii 1, 2 i 3. Do każdego z nich jest dołączona tzw. Deklaracja Projektu i Możliwości Technicznych, czyli lista parametrów danego spadochronu. Wszystkie spadochrony o tej samej nazwie z zasady mają identyczne parametry, a w kolejnych seriach zmieniają się detale, jak na przykład dodatkowa kieszonka do pokrowca spadochronu. W takich przypadkach testuje się tylko pierwszy spadochron z serii, a kolejnym nadaje się certyfikaty, bo są to te same spadochrony. Gdyby jednak producent chciał zmienić takie parametry spadochronu jak powierzchnia czaszy czy maksymalne obciążenie, musiałby mu nadać nową nazwę i od podstaw przeprowadzić proces certyfikacyjny.

Parametry w deklaracjach spadochronów Air-Polu z serii 1 i 2 są zgodnie z wydanymi im przez niemiecki instytut certyfikatami. To te same stare konstrukcje o powierzchni czaszy spadochronu 50 m kw. i obciążeniu 140 kg.

Następnie otwierają przesłaną im przez Air-Pol deklarację o numerze 015, która dotyczy spadochronu serii 3 i… widzą tam te same parametry, co w spadochronach serii 1 i 2, ale zupełnie inne od parametrów spadochronu, który widzieli w Ożarowie Mazowieckim.

To znaczy, że nie oni popełnili błąd, ale polski producent przesłał im deklarację z nieprawidłowymi parametrami. Ale dlaczego to zrobił? Niemcy zaczynają odtwarzać fakty.

Air-Pol pracował nad swoim spadochronem w końcówce 2013 r., w tym samym czasie, kiedy oni szykowali się do zamknięcia firmy. Aby certyfikować jakikolwiek nowy spadochron, musieliby wykonać badania i testy zrzutu. To było jednak niemożliwe z powodu nadchodzącego terminu zamknięcia ośrodka, a także dlatego, że ich samoloty były w tamtym czasie w serwisie.

Niemcy sprawdzają datę wystawienia certyfikatu spadochronowi AZ-95 serii 3. Okazuje się, że zrobili to rzutem na taśmę, na dwa dni przed końcem 2013 r. i jednocześnie zamknięciem swojej działalności. Czyżby firma Air-Pol celowo przysłała im fałszywe dane spadochronu, licząc na to, że Niemcy certyfikują go jako przedłużenie poprzednich serii?

Zadaliśmy firmie Air-Pol to pytanie. Firma nie odpowiedziała.

Zaglądamy do dokumentów, które Air-Pol wysłał do przetargu w JW Nil w 2019 r. Wśród nich znajdują się wystawiony przez Niemców certyfikat oraz Deklaracja Projektu i Możliwości Technicznych z parametrami spadochronu AZ-95 serii 3.

To deklaracja o tym samym numerze 015, którą Air-Pol wysłał do Niemiec. Jednak jej kluczowe dane są zupełnie inne. W wysłanej do Niemiec deklaracji powierzchnia czaszy wynosiła 50 m kw., a w wysłanej do JW Nil to już 63 m kw. W niemieckiej maksymalne obciążenie spadochronu wynosiło 140 kg, a w tej z JW Nil jest to 185 kg.

Niemieccy certyfikatorzy składają zeznania w Żandarmerii Wojskowej. W październiku 2020 r. Wydział ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie wszczyna śledztwo w sprawie spadochronów dla JW Nil. W perspektywie nadchodzącego przetargu na spadochrony dla całej polskiej armii nie jest to dobra informacja dla firmy Air-Pol.

Piwo, żubrówka, skoki, czyli Amerykanie wchodzą do gry

Do rozpoczęcia wielkiego wojskowego przetargu pozostaje coraz mniej czasu. Wszystkie wróble ćwierkają, że Inspektorat Uzbrojenia przedstawi charakterystykę poszukiwanego przez wojsko spadochronu, czyli w żargonie przetargowym Specyfikację Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ), w połowie 2021 r.

Drugim poważnym graczem, który szykuje się do batalii o wojskowy kontrakt, jest amerykański gigant Airborne Systems. Wśród wojskowych słychać, że właśnie spadochron tej firmy trafi do polskiej armii. A niektórzy z nich – z dużym wyprzedzeniem – wprost o tym piszą.

Cofamy się do 20 lutego 2019 r. W tym dniu na internetowej stronie 2. Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego mjr. Artur Gosiewski publikuje relację z tzw. Airborne Days (ang. „Dni Spadochronowe” i jednocześnie „Dni Firmy Airborne”) w Arizonie w USA.

Airborne Days to prywatna impreza promocji sprzętu firmy Airborne Systems. Amerykanie podkreślają, że można wziąć w niej udział tylko na zaproszenie organizatorów. Z takiego zaproszenia skorzystali Polacy. Od osoby, która była wtedy w polskiej delegacji, dowiedzieliśmy się, że podczas imprezy odbywały się skoki, choć nie każdego dnia. Rozmówca dodaje, że były też wycieczki oraz imprezy integracyjne z jedzeniem i piwem. Zdjęcia, do których dotarliśmy, pokazują, że nie było to jedynie piwo. Na jednym z nich dwóch umundurowanych polskich żołnierzy i jeden Amerykanin fotografują się z wódką Żubrówką.

Polscy żołnierze i Amerykanin z żubrówką podczas Airborne Days
Polscy żołnierze i Amerykanin z żubrówką podczas Airborne Days – Materiały prasowe / materiały

Polscy żołnierze pochwalili się zdjęciem z żubrówką także w oddzielnym filmie z imprezy, który opublikowali na YouTube.

Mjr Gosiewski pisze w swojej relacji, że w trwającej tydzień imprezie spadochroniarze z Hrubieszowa „stanowili jedną z kilku delegacji polskich jednostek wojskowych i instytucji MON”. Zapytaliśmy więc Ministerstwo Obrony Narodowej, czy przebywający na oficjalnej zagranicznej delegacji polscy żołnierze mogli brać udział w komercyjnym wydarzeniu na terenie obcego kraju.

Biuro prasowe MON odpowiedziało, że „przedstawiciele SZ RP [Sił Zbrojnych RP] biorą udział w różnego rodzaju targach, pokazach sprzętu i innych wydarzeniach, na których prezentowane są rozwiązania techniczne i produkty przeznaczone dla wojska lub wykorzystywane przez inne armie na świecie. W ten sposób wojsko ma możliwość zapoznania się z nowoczesnym sprzętem, stosowanymi technologiami oraz trendami na świecie”.

Faktycznie, tuż przed Airborne Days odbywało się w Dallas sympozjum Parachute Industry Association (PIA) (z ang. Stowarzyszenie Przemysłu Spadochronowego), w którym uczestniczyła polska delegacja. Różnica polegała na tym, że PIA jest organizacją pożytku publicznego typu non profit.

Sympozjum PIA w Dallas zakończyło się 8 lutego. Dzień później Polacy byli już półtora tysiąca km dalej na prywatnej imprezie firmy Airborne Systems w Eloy w Arizonie.

O okoliczności pobytu polskiej delegacji w Arizonie zapytaliśmy też reprezentującą Airborne Systems firmę Glomex. Od niej dowiedzieliśmy się, że „uczestnictwo przedstawicieli MON miało związek z prowadzoną przez IU procedurą dialogu technicznego”, a „uczestnictwo w prezentacji sprzętu jest standardową procedurą dialogu technicznego”. Firma przestawiła nam nawet dokument, z którego wynika, że Inspektorat Uzbrojenia planował przeprowadzenie dialogu technicznego w terminie „wrzesień 2018 r. – kwiecień 2019 r.”.

Dialog techniczny to opisane w ustawie Prawo zamówień publicznych oficjalne konsultacje rynkowe, których celem jest uzyskanie przez zamawiającego jak największej wiedzy o przedmiocie swojego zamówienia.

Zapytaliśmy przedstawicieli innych firm, które przygotowywały się wówczas do przetargu, kiedy realnie rozpoczęły się prezentacje sprzętu na dialogach technicznych. – Pytaliśmy kilkukrotnie urzędniczkę z inspektoratu, kiedy rozpoczną się prezentacje. Dowiedzieliśmy się, że inspektorat planuje zebrać wszystkie firmy w podobnym terminie. To nastąpiło miesiąc po tej imprezie w Arizonie, w marcu 2019 r. w Leźnicy Wielkiej. Wcześniej nie mieliśmy najmniejszych sygnałów o jakichkolwiek prezentacjach – mówią osoby z Avitec.

Także miesiąc po wydarzeniach w Arizonie prezentował na dialogach technicznych francuski spadochron ESP Jarosław Garstka, doświadczony skoczek i były GROM-owiec, a wówczas reprezentant producenta spadochronu Zodiac Aerospace. – Wiadomo, że podczas dialogu technicznego wszystkim firmom należy stworzyć jednakowe warunki prezentacji swojego sprzętu, aby każda z nich miała równe szanse – mówi nam Garstka. – Nie mieliśmy pojęcia, że miesiąc wcześniej odbywała się jakaś prezentacja w USA.

Mamy więc kilka całkowicie odrębnych wersji w sprawie pobytu Polaków w Arizonie:

  • Ministerstwo Obrony Narodowej twierdzi, że żołnierze po prostu zapoznawali się ze sprzętem, nie wspominając ani słowem o dialogu technicznym;
  • Glomex, przedstawiciel Airborne Systems, twierdzi, że była to część dialogu technicznego;
  • Sama firma Airborne Systems, gospodarz tamtej imprezy, uznała informacje, o które prosiliśmy, za „wrażliwe”, więc napisała: „nie możemy ani potwierdzić, ani zaprzeczyć udziałowi jakichkolwiek organizacji wojskowych”;
  • Pozostali uczestnicy przetargu twierdzą, że prezentacje sprzętu w ramach dialogu technicznego dla wszystkich firm rozpoczęły się miesiąc później.

Impreza Airborne Systems trwała siedem dni i obejmowała nie tylko skoki spadochronowe, ale i wiele innych niezwiązanych ze sprzętem wydarzeń. Airborne Days były organizowane pod hasłem stulecia powstania amerykańskiej firmy i brało w niej udział około 200 osób z różnych krajów. Jak pisze mjr Gosiewski, Polacy byli „jedną z najliczniejszych grup narodowych”.

Wszyscy uczestnicy imprezy Airborne Days z okazji stulecia tej firmy.Wszyscy uczestnicy imprezy Airborne Days z okazji stulecia tej firmy. – Materiały prasowe / materiały

Kto zapłacił za polską wycieczkę? Decyzja ministra obrony narodowej „w sprawie zasad postępowania w kontaktach z wykonawcami” wyraźnie mówi, że „przy rozliczaniu kosztów poniesionych w związku z bezpośrednimi kontaktami z wykonawcami należy przyjąć zasadę »każdy płaci za siebie«”. Należy więc wierzyć, że koszty transportu, hoteli i wyżywienia polskiej delegacji w Arizonie poniósł polski podatnik.

Koszty te obejmowałyby także inne atrakcje, ponieważ przedstawiciel Airborne Systems zarzeka się, że podczas imprezy z okazji stulecia tej firmy gospodarze za nic nie płacili, oprócz organizacji skoków spadochronowych.

Zapytaliśmy MON, ile to wszystko kosztowało. Resort odmówił nam podania konkretnych kwot.

Ani MON, ani Airborne Systems, ani reprezentujący Amerykanów Glomex nie odpowiedziały też na inne nasze istotne pytanie: kto konkretnie z ramienia polskiego wojska uczestniczył w Airborne Days? Odpowiedzi więc musieliśmy szukać sami.

Na zdjęciach z Arizony widać m.in. żołnierzy z 2. Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego, Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca oraz Dowództwa Komponentu Wojsk Specjalnych w Krakowie. Z dostępnych zdjęć i informacji wyliczyliśmy, że na imprezie w Arizonie było co najmniej kilkanaście osób z polskiego wojska i MON.

Jaki był efekt imprezy? W relacji mjr. Gosiewskiego cały długi akapit poświęcony jest zaletom „najlepszego na świecie” spadochronu OCTO-11 firmy Airborne Systems, który wkrótce weźmie udział w przetargu dla polskiego wojska:

„Zdecydowanie – zdaniem żołnierzy 2. pr mających możliwość wykonywania z nim skoków – jest to najlepszy spadochron tego typu obecnie na świecie. Zarówno jego parametry, jak i jakość wykonania nie ma sobie równych. Jak najszybsze wprowadzenie go do użytku znacząco poprawiłoby możliwości dotarcia w rejon działań naszych żołnierzy metodą spadochronową oraz bezpieczeństwo w szkoleniu spadochronowo-desantowym” – pisze oficer.

Żołnierz z 2. pułku rozpoznawczego w Hrubieszowie podczas skoków w ArizonieŻołnierz z 2. pułku rozpoznawczego w Hrubieszowie podczas skoków w Arizonie – Materiały prasowe / materiały

Równi i równiejsi

Miesiąc po imprezie w USA, w marcu 2019 r., Inspektorat Uzbrojenia zaprasza firmy na prezentacje swoich spadochronów. Miejsce prezentacji okazuje się nieco mniej atrakcyjne od Arizony: to wieś Leźnica Wielka w województwie łódzkim.

Według powszechnej opinii do zwycięstwa w przetargu pretendują cztery spadochrony:

  1. Zdecydowanym faworytem wydaje się francuski spadochron EPC, z którym do przetargu staje były GROM-owiec Jarosław Garstka, reprezentujący francuskiego producenta Zodiac Aerospace. Spadochron posiada wszelkie niezbędne certyfikaty i jest stosowany w armiach NATO – Francji, Włoch, Belgii, Portugalii, Austrii – a także w armiach Pakistanu i Japonii. Żaden z konkurentów nie może się pochwalić choćby zbliżoną skalą obecności w wojskach różnych części globu.
  2. Kolejny kandydat to niemiecki Paratec, z którym startuje Avitec z Jeleniej Góry. On także posiada certyfikaty i wykorzystują go dwie armie spoza NATO – meksykańska i brazylijska.
  3. Polski producent Air-Pol prezentuje AZ-95 serii 3. Skaczą na nim wojska Ukrainy i Bangladeszu. W tamtym czasie zakup spadochronów przez polską jednostkę JW Nil jest jeszcze przed nim.
  4. Wreszcie na dialogach technicznych pojawia się spadochron, który dla pozostałych uczestników prezentacji jest całkowitą zagadką, choć jest wśród nich wielu doświadczonych spadochroniarzy. Nie posiada on żadnych certyfikatów, nikt też nie słyszał, aby wykorzystywała go jakakolwiek armia na świecie. To właśnie amerykański OCTO-11 z Airborne Systems, z którymi zapoznawali się polscy uczestnicy wycieczki do Arizony. W Leźnicy Wielkiej Amerykanów reprezentuje polski oddział czeskiej firmy Glomex.

Wśród oceniających spadochrony w Leźnicy Wielkiej urzędników i żołnierzy nie brak tych, którzy byli w Arizonie. Z ramienia przygotowującego przetarg Inspektoratu Uzbrojenia w komisji zasiada Magdalena Wojtczak. W inspektoracie prowadziła postępowania na zakup spadochronów desantowych.

Zapytaliśmy inspektorat o jej uczestnictwo w Airborne Days. Dostaliśmy odpowiedź, podobną jak od MON, że przedstawiciele Inspektoratu Uzbrojenia „brali udział w wielu pokazach sprzętu spadochronowego w celu doprecyzowania wymagań sprzętowych dla spadochronu planowanego do pozyskania przez Siły Zbrojne RP”.

Magdalena Wojtczak podczas prezentacji spadochronów na dialogu technicznym w Leźnicy WielkiejMagdalena Wojtczak podczas prezentacji spadochronów na dialogu technicznym w Leźnicy Wielkiej – Archiwum prywatne / Archiwum prywatne

Drugą ciekawą postacią, która ze strony wojska bierze udział w dialogu technicznym, jest sierż. Tomasz Tyński z 6. Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie. – Facet wiedział, co mówi i widać było, że liczą się z jego zdaniem – charakteryzuje go nasz rozmówca, który uczestniczył w dialogach. – W trakcie prezentacji wyrażał się bardzo pozytywne o OCTO-11 – dodaje inny uczestnik dialogów technicznych.

Sierż. Tyński także był w Arizonie. To właśnie on reklamuje na zdjęciach polski przemysł spirytusowy.

Ostateczne starcie

6 kwietnia 2021 r. Inspektorat Uzbrojenia otwiera wielki przetarg na 900 spadochronów desantowych dla polskiej armii. Na kolejnym etapie postępowania inspektorat poinformuje, że zamierza na nie wydać nie więcej niż 35 mln zł. Jednak w dalszej perspektywie do wzięcia jest ponad 100 mln zł, bo w ciągu kolejnych ośmiu lat wojsko planuje zakupić łącznie 3,5 tys. sztuk nowych spadochronów.

Tuż przed otwarciem przetargu okazuje się, że tydzień wcześniej Służba Kontrwywiadu Wojskowego przesłała do Inspektoratu Uzbrojenia dokument dotyczący firmy Air-Pol. Afera wokół fałszywych certyfikatów na spadochrony dla JW Nil jest już zbyt głośna, aby można było ją zignorować. Inspektorat wyklucza z przetargu firmę z Legionowa.

Kilka miesięcy wcześniej Francuzi zmieniają swojego przedstawiciela w Polsce na firmę Avitec. Nie dostarczają jej jednak dokumentów niezbędnych do uczestnictwa w przetargu i lądują poza grą. Zapytaliśmy francuską firmę Safran o wycofanie dokumentów. Odpowiedzieli krótko, że „polityka firmy nie pozwala udzielać informacji o jej działaniach”.

W walce o kontrakt pozostaje dwóch graczy:

  • Avitec z Jeleniej Góry ze spadochronem głównym RZ21 oraz zapasowym RZ21R niemieckiej firmy Paratec;
  • Firma Glomex, która jest przedstawicielem amerykańskiego Airborne Systems, ze spadochronem głównym OCTO-11 oraz zapasowym T-11R.

Pieniądze dla Polski? „Nie ma potrzeby”

To nie koniec zaskoczeń, jakie przynosi dzień otwarcia przetargu. W trakcie poprzedzających przetarg dialogów technicznych Inspektorat Uzbrojenia informował, że istotnym czynnikiem decydującym o wyborze spadochronu przez wojsko będzie uczestnictwo polskich firm w ich produkcji. W ten sposób część wydanych pieniędzy mogłaby zostać w kraju. Inspektorat wysłał nawet do wszystkich firm „Ankietę dotyczącą możliwości zaangażowania polskich podmiotów gospodarczych w proces dostawy”.

Największe atuty miał w tym zakresie w całości polski Air-Pol, jednak ten był już poza przetargiem.

Bardzo mocno stał w tej kategorii także polski Avitec, który wprawdzie startował z zagranicznym spadochronem, ale według przesłanych nam danych, o które poprosiliśmy firmę, niemiecki Paratec zadeklarował produkowanie w naszym kraju części pokrowca zapasowego, taśm nośnych, paczek do spadochronów, toreb transportowych, uchwytów, specjalistycznych narzędzi riggerskich, części zapasowych, a także wykańczanie uprzęży spadochronowych. Oznacza to, że około 30 proc. kwoty kontraktu pozostałoby w Polsce.

O plany zaangażowania polskiej firmy w produkcję spadochronów zapytaliśmy także reprezentującą Amerykanów firmę Glomex. W odpowiedzi dowiedzieliśmy się, że „firma Glomex MS Polska Sp. z o.o. jest polskim podmiotem gospodarczym”. 70 proc. udziałów w tym polskim podmiocie posiada jednak czeska firma Skupina A.S., a jedynie 30 proc. jej polski prezes Łukasz Nowak. W dalszej części odpowiedzi czytamy, że „spółka Glomex wyraziła również gotowość współpracy z polskimi producentami przemysłu tekstylnego i obronnego”. Nie dowiedzieliśmy się jednak, jakie konkretnie propozycje padły ze strony Glomexu.

Kiedy jednak w dniu otwarcia przetargu Inspektorat Uzbrojenia przedstawił Specyfikację Istotnych Warunków Zamówienia, okazało się, że nie ma tam już wymogu offsetu, czyli angażowania polskich podmiotów gospodarczych w proces dostawy spadochronów. Zapytaliśmy inspektorat, dlaczego tak się stało. Rzecznik IU mjr Krzysztof Płatek odpowiedział, że „nie zidentyfikowano potrzeby stosowania offsetu”.

Gdzie latają spadochrony

Innym tematem poruszanym jeszcze podczas dialogów technicznych był naturalny w przypadku sprzętu wojskowego fakt stosowania danego spadochronu w innej armii. To pozwala zamawiającemu upewnić się, że dany sprzęt został sprawdzony w innych wojskach.

Zapytaliśmy Avitec i Glomex, czy ich startujące w przetargu spadochrony są wykorzystywane w innych armiach.

Avitec poinformował nas, że ich spadochrony stosują armie Meksyku i Brazylii, a także trwają zaawansowane rozmowy z Amerykanami. Firma z Jeleniej Góry przedstawiła też dowody, że te armie faktycznie skaczą na spadochronach Parateca.

Bardzo dziwną odpowiedź dostaliśmy za to od firmy Glomex, która napisała, że owszem, ich spadochron OCTO-11 jest wykorzystywany w innych armiach, a nawet armii państwa członkowskiego NATO, ale ta informacja ma „poufny charakter”.

– Nie jest tajemnicą, że armie kupują myśliwce, drony, systemy rakietowe, a tajemnicą są spadochrony? Przecież to nie jest żadna tajna broń, więc nie może być tajemnicą. Zwykle jest wręcz odwrotnie: firmy chwalą się, że różne wojska skaczą na ich spadochronach, bo jest to znakomita reklama dla ich sprzętu – komentuje tę informację zastrzegająca anonimowość osoba z branży spadochronowej.

W dniu otwarcia przetargu okazuje się jednak, że i ten wymóg nie trafił do Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia. Znowu zapytaliśmy Inspektorat Uzbrojenia, dlaczego tak się stało. „Zgodnie z wymaganiami Sił Zbrojnych RP, przygotowana przez Zamawiającego Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ) nie zawierała wymagania dotyczącego udokumentowania wykorzystywania spadochronu, stanowiącego przedmiot postępowania, przez inne siły zbrojne jak również Inspektorat Uzbrojenia nie przedstawiał przedmiotowego wymogu wykonawcom w toku dialogu technicznego” – odpowiedział rzecznik inspektoratu.

Kto ma certyfikat

Jednego warunku Inspektorat Uzbrojenia nie mógł pominąć: to konieczność posiadania certyfikatu, na którym tak boleśnie poślizgnęła się firma Air-Pol.

Tu należy się czytelnikowi wyjaśnienie: każda firma wystawia w przetargu zestaw złożony z dwóch spadochronów – głównego i zapasowego. Jednak certyfikatu wymaga się od spadochronu zapasowego w ukompletowaniu z uprzężą spadochronu głównego, ponieważ to spadochron zapasowy – w razie awarii głównego – będzie ostateczną instancją ratującą życie skoczka.

Zwykle europejskie armie wymagają certyfikatu zgodnego ze standardami Agencji Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA), bo to ta organizacja jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo lotnicze w Europie. Inspektorat Uzbrojenia nie jest jednak tak rygorystyczny w swoich wymaganiach. W warunkach przetargu określa, że spadochronowi wystarczy certyfikat zgodny z jednym z następujących standardów:

  • Agencji Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA);
  • Stowarzyszenia Przemysłu Spadochronowego w USA (PIA)
  • lub innego uprawnionego organu narodowego lub wojskowego państwa należącego do NATO.

Avitec przedstawia dla swojego zestawu certyfikat o nazwie Musterprufbescheinigung Type Certificate, zgodny ze standardami EASA, który zostaje zaakceptowany przez Inspektorat Uzbrojenia.

Bardziej skomplikowana jest sprawa z certyfikatem dla amerykańskiego zestawu spadochronów. Glomex przedkłada certyfikat Urzędu Lotnictwa Węgier. Szybko się okazuje, że węgierski certyfikat dotyczy wprawdzie amerykańskiego spadochronu zapasowego T-11R, ale w zestawieniu z zupełnie innym spadochronem głównym (SF-10A) niż proponowany w przetargu OCTO-11. Nie zgadzają się tam również dane techniczne spadochronu, jak jego wymiary czy czas eksploatacji. Inspektorat nie ma innego wyjścia, jak tylko odrzucić węgierski certyfikat.

Wtedy inspektorat sam prosi Amerykanów o przesłanie certyfikatu. Ci przysyłają pismo z Dowództwa Sił Powietrznych USA, które wymienia spadochrony dopuszczone do użytkowania w amerykańskiej armii, jednak to pismo nie jest żadnego rodzaju certyfikatem.

Przedstawiciele małej firmy z Jeleniej Góry śpią spokojnie, przekonani, że udało im się pokonać amerykańskiego giganta.

Ich spokój jest tym większy, że cenowa oferta firmy Glomex wynosi 38 mln zł, a firmy Avitec – 31,5 mln zł. Oznacza to, że Amerykanie przekroczyli o 3 mln założoną przez inspektorat kwotę 35 mln zł. Polacy okazali się z kolei tańsi od założonej przez wojsko kwoty o 3,5 mln zł, a od Amerykanów – aż o 6,5 mln zł.

Wojsko zostaje ze starociami

Ich spokój zostaje zburzony 1 września 2021 r., kiedy otrzymują pismo z Inspektoratu Uzbrojenia z „Informacją o wyborze najkorzystniejszej oferty”. Wygrywają Amerykanie.

Polacy dowiadują się, że ich oferta została odrzucona, ponieważ nie zawierała oprzyrządowania do układania spadochronów. Zapytaliśmy Avitec, czy nie zawarli w swojej ofercie tego oprzyrządowania. W odpowiedzi przedsiębiorcy przesyłają nam dokument, który został wysłany do Inspektoratu Uzbrojenia i który zawiera pełen zestaw narzędzi do układania spadochronów. Zaznaczają, że w wymaganiach przetargowych nigdzie nie było sprecyzowane, że mają takie narzędzia umieścić w ofercie.

Więcej postów