Ziobryści się zbroją? Czekają Kraby, Raki, Borsuki i stanowiska

Ziobryści się zbroją? Czekają Kraby, Raki, Borsuki i stanowiska

Jeden z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry został wiceministrem nadzorującym państwowy przemysł obronny. Może to oznaczać inwazję ziobrystów na Polską Grupę Zbrojeniową w ramach koalicyjnego podziału łupów.

Mało było ostatnio tak zaskakujących decyzji kadrowych w rządzie. Przyjęty niedawno do resortu aktywów pupil Zbigniewa Ziobry został wiceministrem od strategicznego bądź co bądź obszaru – przemysłu zbrojeniowego. Jan Kanthak będzie sprawował nadzór nad Polską Grupą Zbrojeniową i kilkunastoma innymi podmiotami sektora obronnego, w których skarb państwa ma bezpośrednie, z reguły większościowe, udziały. Będą mu więc podlegać producent armatohaubic Krab, moździerzy automatycznych Rak i przyszłych bojowych wozów piechoty Borsuk, czyli Huta Stalowa Wola, wytwórca transporterów opancerzonych Rosomak czy najważniejszy kombinat rakietowo-amunicyjny Mesko. Do tego liczne „WZ”, czyli wojskowe zakłady remontowo-produkcyjne wyspecjalizowane w różnych technologiach obronnych, różnej wielkości i kondycji, ale kryjące czasem największe tajemnice. A gdyby Jan Kanthak szukał w swoim portfolio prawdziwej bomby, jest nią bydgoski Nitro-Chem, potentat na rynku trotylu.

Kanthak: młody i wygadany pupil Ziobry

Kanthak ma 30 lat i obserwatorom polityki dał się poznać głównie jako niestrudzony piewca dobrej zmiany w sądownictwie, aktywny uczestnik polemik w rozmaitych studiach radiowych i telewizyjnych oraz jedna z prawych rąk Ziobry (jako szef jego gabinetu politycznego i rzecznik resortu). Gdańszczanin z urodzenia, prawnik z wykształcenia, prawicowy aktywista z zamiłowania, radny PiS, poseł, urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości, wreszcie sekretarz stanu w ważnym resorcie – z karierą wstrzelił się w idealny moment: gdy PiS musiał bliżej związać ze sobą Ziobrę i jego ludzi, by nie stracić większości.

To tzw. win-win. W resorcie aktywów państwowych da radę. W końcu przecież nie o to chodzi, by się na zbrojeniówce znać. PGZ tylko formalnie podlega Jackowi Sasinowi, a faktycznie rządzi tam szef MON Mariusz Błaszczak. A temu do ziobrystów bliżej niż wcześniej do skażonych „liberalnym ukąszeniem” gowinowców. W dodatku nielubiący się z Sasinem Błaszczak chętniej będzie widział jako formalnego partnera kogoś mało doświadczonego, nie z PiS i nie od wicepremiera, którym sam wciąż nie jest.

Dlaczego PiS zlekceważył PGZ

W obecnej kadencji PiS tylko raz obsadził wiceministra od nadzoru nad zbrojeniówką. Maciej Małecki sektorem się nie interesował, nawet go lekceważył. Dziś nadzoruje paliwowe kolosy: Orlen, Lotos, PGNiG. Po roku oddał stanowisko koalicjantowi: wywodzącemu się z Porozumienia Zbigniewowi Gryglasowi. Rezygnacja PiS świadczy o tym, że ten fotel nie jest traktowany jako szczególnie istotny i służy raczej załatwianiu partyjnych i rządowych targów, a nie rzeczywistemu kontrolowaniu czy reformie sektora obronnego.

Pomimo to Gryglas starał się wykazać. Szybko po objęciu stanowiska zaprezentował „plan sanacji PGZ”, częściowo oparty na dokumencie, który powstał w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pod skrzydłami Michała Dworczyka. Pech chciał, że gdy Gryglas zaprezentował swój plan, w koalicji zaczęły się niesnaski, Gowin zagroził dymisją, a potem ją złożył. Nastąpiły długie miesiące politycznej wendety zakończone wyrzuceniem gowinowców. Nie pomogła wolta, na jaką zdecydował się Gryglas. Najpierw stracił zbrojeniówkę, potem stanowisko, odszedł z rządu. Niewykluczone, że młody i wygadany Kanthak też będzie chciał narobić szumu, zainteresować sobą media, być może przedstawić jakiś nowy plan. I pewnie tak samo nie będzie to miało większego znaczenia dla funkcjonowania przemysłu zbrojeniowego. Nie znaczy to jednak, że nie będzie miał nic do roboty.

Zasób stanowisk dla małego koalicjanta?

Zarząd PGZ SA, warszawska centrala spółki w eleganckim biurowcu przy Nowym Świecie, a przede wszystkim kilkadziesiąt mniejszych i większych spółek i spółeczek, są dla partii rządzącej oraz koalicjantów cennym rezerwuarem stanowisk i pieniędzy. Nie są to oczywiście posady tak ważne i pieniądze tak duże jak w bankach, firmach ubezpieczeniowych, Orlenie czy KGHM. Ale też do PGZ nie idą biznesowe gwiazdy PiS największego formatu, jak Daniel Obajtek. Mniejsze pieniądze rekompensuje relatywny spokój. Firmy PGZ rzadko trafiają pod lupę mediów.

Co więcej, PGZ zajmuje się na tyle specyficzną produkcją i ma tak specyficznego klienta, że w zasadzie nie oczekuje się tam sukcesów. Firmy mają robić, co się im każe, jeśli akurat MON czegoś od nich chce. Poza tym mają trwać w spokoju. Eksport w zasadzie nie istnieje, więc nikt nie zmusza do konkurencji. A ponieważ rzeczywiście atrakcyjne produkty policzyć można na palcach obu rąk, większość firm żyje ze skromnych zleceń pozwalających przetrwać. Oczywiście są wyjątki i takim polityczni spadochroniarze w radach nadzorczych i zarządach mogą zaszkodzić. Ale parasol nad kluczowymi spółkami roztacza Mariusz Błaszczak, któremu nawet odwieczny rywal Jacek Sasin nie popsuje szyków. A już na pewno nie w interesie małego, psotnego i nielubianego koalicjanta.

Oczekiwanie na inwazję ziobrystów?

Jan Kanthak może właśnie został „kadrowym” ziobrystów, który ma ich obsadzić w tym nie najbardziej lukratywnym, ale stabilnym sektorze na lata, a przynajmniej do wyborów. Ilu i gdzie, zależy od MON i tego, jaką pulę stanowisk i jakie fundusze wydzieli generalnie przyjazny Solidarnej Polsce Błaszczak. Kontrola byłego najbliższego współpracownika Ziobry nad spółkami obronnymi może oznaczać całą szarżę ziobrystów na zbrojeniówkę, a na pierwszy ogień pójść może jej spółka czapka PGZ SA. Kilka tygodni temu, gdy PiS formował nową większość bez partii Gowina, PGZ miała właśnie kończyć rozpisany latem konkurs na czwartego członka zarządu. Konkurs zakończył się jednak bez wyboru, mimo że zgłoszeń było sporo. W realiach państwowych spółek to jasny sygnał, że stanowisko czeka na „właściwszego” kandydata.

Do tej pory w zarządzie PGZ nie było międzypartyjnego podziału miejsc, obsadzały je różne frakcje PiS. Poprzedni zarząd miał w składzie kogoś od premiera Morawieckiego, kogoś od ministra-koordynatora służb Mariusza Kamińskiego, przedstawiciela ministra obrony i uzgodnionego z szefem MON prezesa. Dziś zatem rządzi człowiek Błaszczaka, a w zarządzie ma mecenasa od lat związanego z Nowogrodzką i – co ciekawe – menedżera związanego z radomskimi strukturami PiS i Markiem Suskim. Przewodniczącym rady nadzorczej jest z kolei wpływowy Wojciech Dąbrowski, obecny prezes PGE (w państwowym biznesie najgrubsza szycha). Zmiany personalne w radzie, a później w zarządzie, pokażą, czy i jak wielkie są ambicje Ziobry w zbrojeniówce.

Co Kanthak może zepsuć?

Poza obsadzaniem swoich sam Kanthak może mieć pewne ambicje „merytoryczne”. Jak wiadomo, nie posiada raczej kompetencji w obszarze przemysłu zbrojeniowego (będzie musiał szybko się nauczyć odróżniać Kraba od Raka) i zarządzania, więc raczej nie pomoże. Ale zaszkodzić jest w stanie, bo w resorcie Sasina zostały mu powierzone również sprawy europejskie.

Jak czytamy w zarządzeniu o podziale kompetencji, delegat antyunijnego Ziobry ma „realizować zadania związane z prowadzeniem spójnej polityki międzynarodowej, w tym europejskiej, oraz formułować jej założenia; członkostwem w UE oraz koordynacją współpracy z Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim i innymi instytucjami unijnymi”. Właściwy człowiek na właściwym miejscu – można by powiedzieć sarkastycznie. Tyle że akurat w obszarze zbrojeń Polska nie ma żadnych zastrzeżeń do pogłębiania integracji, korzysta z Europejskiego Funduszu Obronnego i uczestniczy w programach wzmocnionej współpracy obronnej PESCO, współkształtuje politykę Unii w ramach Europejskiej Agencji Obrony.

Mało tego, od nowego roku Polska stanie się państwem ramowym Eurokorpusu, dowództwa wojskowego mogącego realizować misje tak na rzecz NATO, jak UE. Niby niechętny idei europejskiej obrony PiS dogaduje się z Francją, jak wspólnie ten pomysł zrealizować, oczywiście tak, by nie szkodził NATO. Być może nawet na znak pojednania z Paryżem polscy żołnierze wyruszą do Afryki, a w zamian polskiemu przemysłowi ma być łatwiej uczestniczyć w strategicznych programach na Zachodzie i pozyskiwaniu technologii.

Jeśli więc owładnięty jakąś antyunijną szarżą Kanthak zacznie kombinować, jak tu w europejskich projektach nie uczestniczyć lub je blokować, może popsuć szyki nie tylko MON, ale przede wszystkim PGZ, która jak powietrza potrzebuje technologii, więzów biznesowych i porozumienia z zachodnioeuropejskim przemysłem obronnym. To z nim chce realizować dwa sztandarowe dziś programy: Narew (system obrony powietrznej) i Miecznik (budowa fregat), a na horyzoncie ma wiele innych, choćby satelitarne, czołgowe i lotnicze. Może lepiej Kanthaka trzymać od nich z daleka?

MAREK ŚWIERCZYŃSKI, POLITYKA INSIGHT

Więcej postów