Zapowiedź wprowadzenia regularnych kontroli na wszystkich granicach Niemiec, w tym przedłużenia o kolejne pół roku kontroli na granicy z Polską, branża transportu drogowego przyjęła wyjątkowo negatywnie. Zdezorganizuje to łańcuchy dostaw w Europie w trudnym dla jej gospodarki czasie.
- Jestem przerażony tym, co się stanie z europejską logistyką, z europejskim transportem, jeśli Niemcy spełnią zapowiedź i od przyszłego poniedziałku wprowadzą kontrole na granicach z Francją, Belgią, Holandią czy Luksemburgiem – mówi Maciej Wroński, prezes organizacji Transport i Logistyka Polska.
- Między tymi krajami przewożone są przy udziale polskich przewoźników ogromne ilości towarów. Każda dostawa, nawet spotowa, ma określone okno czasowe, termin, w którym należy przyjechać, żeby się załadować czy rozładować. Cała ta misterna układanka legnie w gruzach, jeśli czas przejazdu ciężarówki przestanie być przewidywalny.
- Z kolei Północna Izba Gospodarcza wskazuje, że niemieckie kontrolne zaburzają działanie ekonomicznego ekosystemu, który po wejściu Polski do strefy Schengen w 2007 wytworzył się po obu stronach granicy.
Od 16 września mają się zacząć tymczasowe kontrole na wszystkich granicach lądowych Niemiec i potrwać początkowo sześć miesięcy. Już wcześniej Niemcy kontrolowali przejazd od strony: Polski, Czech, Szwajcarii i Austrii. Teraz będzie dotyczyło to także pozostałych państw, z którymi graniczy nasz zachodni sąsiad.
Słabsza współpraca biznesowa na pograniczu polsko-niemieckim
– Bardzo trudno jest dyskutować z argumentami podnoszonymi przez władze niemieckie, które kontrole graniczne tłumaczą walką z nielegalną migracją i chęcią zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom. Nie da się jednak ukryć, że kontrole graniczne w pewien sposób naruszają zasady swobody przepływu handlowego, usługowego, a także mocno komplikują życie pracownikom transgranicznym. Z zasady więc kontrole sprawiają, że nasza integracja na pograniczu polsko-niemieckim i współpraca biznesowa jest po prostu słabsza – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Jak zwraca uwagę, Pomorze Zachodnie szczyciło się swobodnym przepływem usług, towarów, ale także kadr między Polską a Niemcami. Wiele inwestycji lokowało się blisko polsko-niemieckiej granicy właśnie przez to, że ułatwiony transport umożliwiał dobre prowadzenie biznesu, sprawny transport i możliwość pozyskania do firmy pracowników zarówno z Polski, jak i z Niemiec. Trudno więc ocenić pozytywnie sytuację ograniczenia swobody w przekraczaniu granicy.
– Z ubolewaniem stwierdzam, że tracimy pewną wartość, która wyróżniała nas na mapie świata. Udało nam się zbudować zintegrowane pogranicze, które było silne poczuciem wspólnoty. Najpierw osłabiła to pandemia, a potem niestety najpierw kontrole incydentalne, a teraz stałe – dodaje Hanna Mojsiuk.
Kontrole na granicy polsko-niemieckiej odbywają już od jakiegoś czasu. Najpierw były to kontrole mobilne, a teraz są to kontrole stacjonarne na wszystkich przejściach granicznych.
– Sytuacja dla przedsiębiorców działających transgranicznie jest o tyle trudna, że kontrole zajmują coraz więcej czasu, szczególnie w miejscach, gdzie trwają remonty i prowadzone są objazdy, a taka sytuacja ma miejsce w okolicach Szczecina, gdzie zamknięte jest przejście graniczne na wysokości Rosówka. Swoboda przekraczania granic jest wielką, europejską wartością, która sprawia, że wiele inwestycji zostało zrealizowanych, a firmy chętniej lokowały się blisko granicy po stronie polskiej czy niemieckiej. Niestety, w ostatnim czasie widzimy, że sytuacja mocno się komplikuje, nie tylko ze względu na kontrole graniczne, ale i np. wzrost opłat za korzystanie z niemieckich dróg i autostrad – mówi Przemysław Hołowacz, dyrektor ds. rozwoju biznesu logistycznej Grupy CSL.
Co się stanie z europejską logistyką, z europejskim transportem?
Maciej Wroński, prezes organizacji pracodawców Transport i Logistyka Polska, skupiającej firmy z całego kraju, nie bagatelizując problemów przewoźników z Zachodniopomorskiego, jest zdania, że kontrole na granicy polsko-niemieckiej w skali całej branży nie są dużym problemem ze względu na stosunkowo niskie natężenie ruchu, z wyjątkiem okresów po tzw. weekend traffic bans. Są to zakazy ruchu samochodów ciężarowych w weekendy, ale także w święta. W ich trakcie po stronie polskiej gromadzą się oczekujące na wjazd do Niemiec pojazdy. Kiedy mija zakaz, wszystkie te pojazdy ruszają. Tak tworzą się zatory.
– Jestem natomiast przerażony tym, co się stanie z europejską logistyką, z europejskim transportem, jeśli Niemcy spełnią zapowiedź i od przyszłego poniedziałku wprowadzą kontrole na granicach z Francją, Belgią, Holandią czy Luksemburgiem. To będzie bardzo silnie oddziaływało na naszą branżę. Między tymi krajami przewożone są przy udziale polskich przewoźników ogromne ilości towarów. Każda dostawa, nawet spotowa, ma określone okno czasowe, termin, w którym należy przyjechać, żeby się załadować czy rozładować. Cała ta misterna układanka legnie w gruzach, jeśli czas przejazdu ciężarówki przestanie być przewidywalny. Łańcuch dostaw zostanie zdezorganizowany – zwraca uwagę Maciej Wroński.
Z kolei z punktu widzenia przewoźnika liczy się to, że kierowca, który stoi w kolejce do kontroli, cały czas pracuje, trzeba mu za to zapłacić. Co gorsza, traci limitowany przepisami czas potrzebny na aktywną jazdę. To grozi skokowym wzrostem kosztów przewoźników.
– To wszystko dzieje się w chwili, gdy w Europie występuje poważny kryzys popytowo-podażowy, które negatywnie odbija się na kondycji branży. To nie ukraińscy przewoźnicy są problemem, ale twarde załamanie gospodarcze w Europie. Wystarczy, że popyt zmniejsza się 3-4 proc., a na rynku przewozowym pojawiają się silne turbulencje. Niestety, cały ten kierunek reform klimatycznych – wyłączenie przez Niemcy elektrowni atomowych, postawienie na OZE, wzrost cen energii – ciągnie w dół niemiecką i całą unijną gospodarkę – komentuje prezes TLP.
To nie tylko problem transportowców, ale także lekarzy
Kontrole dotykają nie tylko transportowców. Szczególnie na Pomorzu Zachodnim w ostatnich latach utrwaliło się zjawisko pracy po drugiej stronie granicy.
– Szacuje się, że setki pracowników z województwa zachodniopomorskiego codziennie przekraczają granicę, by dotrzeć do pracodawców w Niemczech. W ostatnich latach aktywnie rekrutowane były osoby do pracy w halach magazynowych, logistycznych i produkcyjnych w przygranicznych miejscowościach. W Niemczech pracują także osoby zatrudnione w handlu. Mało kto wie, że w Loecknitz, Pasewalku czy Schwedt pracują także polscy lekarze, opiekunowie osób starszych czy farmaceuci. Dla nich wszystkich kontrole graniczne bywają problemem – dodaje ekspertka rynku pracy Anna Sudolska, cytowana w komunikacie Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
– Sprawa jest skomplikowana i czujemy, że rząd niemiecki nie do końca zdaje sobie sprawę, jak poważny problem sprawia samorządom landów przygranicznych oraz zarządzającym szpitalami. Z jednej strony lekarze z Polski są gorąco zachęcani do pracy w niemieckich szpitalach, a z drugiej niestety dojazd do nich w ostatnich miesiącach mocno się komplikuje. Sytuacja pogranicza polsko-niemieckiego wymaga dyskusji i cieszy nas jasne stanowisko premiera Donalda Tuska, czas, by w sprawę zaangażował się także samorząd – dodaje Michał Bulsa, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.
W opinii Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie przedłużanie kontroli, nawet przy racjonalnym uzasadnieniu związanym z kwestiami bezpieczeństwa, jest uderzeniem w pracowników transgranicznych, którzy codziennie są zmuszani do reorganizowania swojej pracy.
– By dotrzeć do pacjentów lekarze ze Szczecina, muszą wyjeżdżać do szpitali nawet pół godziny wcześniej. Czas dojazdu zwykle jest zagadką, bo czasem kontrole idą płynnie i nie powodują żadnych zatorów, a czasem są wnikliwe i dotykają szereg samochodów – mówi Rafał Krysztopik, przewodniczący Komisji ds. Lekarzy Praktykujących Za Granicą przy Okręgowej Radzie Lekarskiej w Szczecinie.
Źródło: wnp.pl