Poddawanie sędziów procedurom sprawdzeniowym z całą pewnością spotka się z żywiołowym protestem środowisk sędziowskich, które twierdzić będą, iż objęcie sędziów takimi procedurami naruszać będzie zasadę trójpodziału władz. Zapewne pojawią się też argumenty polityczne sugerujące, że każdy postulujący zmianę jest skrytym wielbicielem zamachu na niezależność sądownictwa i cichym adoratorem Zbigniewa Ziobry.
W pierwszej sytuacji służby de facto decydowałyby o tym, kto może, a kto nie może rządzić Polską. Innymi słowy, sytuacja taka byłaby zamachem na podstawy systemu demokratycznego. W odniesieniu do sędziów sytuacja jest jednak zasadniczo odmienna.
Jeśli służby odmówiłyby dostępu do tajemnicy państwowej 100, 200 czy nawet 300 sędziom z ogólnej liczby około 10 tys., nie mielibyśmy od czynienia z zamachem na zasady demokratycznego państwa prawa, a z jego obroną przed wrogami zewnętrznymi.
Jak mógłby wyglądać kompromis
Sytuacja, w której sędzia, który rozpatrywał tak wrażliwe kwestie, jak dopuszczenie do tajemnicy państwowej, czyli tym samym miał dostęp do materiałów służb specjalnych, a okazał się zdrajcą, nie może się powtórzyć i żadne argumenty o charakterze teoretycznym powyższego stanu rzeczy nie mogą zmienić.
Kompromisowo, tak aby z jednej strony zadbać o bezpieczeństwo państwa, a z drugiej o zasady nim rządzące, można znaleźć rozwiązanie, w ramach którego zgodę na dopuszczanie sędziów do tajemnic o klauzuli tajne i ściśle tajne wydawałaby któraś z izb Sądu Najwyższego w oparciu o materiały służb specjalnych.
Idealnym rozwiązaniem byłoby, aby z pomysłem na temat tego, jak zmienić system, wyszły same środowiska sędziowskie. Gdyby jednak nie chciały niczego zmienić, należałoby konieczne zmiany im narzucić. W czasach rządów PiS takie, jak poprzednie zdanie byłoby niestosowne. Dziś, gdy do władzy przyszły siły, które niezależności sądownictwa broniły, takich ograniczeń nikt sobie narzucać nie musi.
Sędziowie mają zaś doskonałą okazję, by przekonać również prawicę, że chodziło im o to, o co im chodziło, czyli o niezależność, a nie o bycie ponad państwem.
Żródło: onet.pl