Jak poinformował przedstawiciel Komisji Europejskiej Tim McPhee, Unia Europejska nie zamierza zwracać się do Ukrainy o przedłużenie porozumienia w sprawie tranzytu rosyjskiego. Tym samym niemal przesądzone jest, że udział rosyjskiego gazu w UE będzie najmniejszy w historii.
- Udział Gazpromu w europejskim rynku gazu zmalał z ponad 40 do kilkunastu procent.
- Brak tranzytu przez Ukrainę nie grozi Europie problemami gazowymi.
- Rosja straci i tak malejące udziały w naszym rynku gazu.
W 2021 roku udział rosyjskiego gazu w europejskim rynku surowca sięgnął rekordowe 45 proc. W dwa lata po napaści na Ukrainę spadł do 15 proc., a po zatrzymaniu dostaw przez Ukrainę, będzie to maksimum 10 procent.
Gazprom rządził, ale sam się skazał na europejską infamię
Przed wojną na Ukrainie Gazprom dzielił i rządził na europejskim rynku gazu. W ciągu dwóch dekad zwiększył swój udział w rynku z 25-33 proc. do ponad 40 proc. Część polityków miała świadomość tego, jak groźne jest to zjawisko. O zagrożeniu bezpieczeństwa gazowego Europy mówił nasz europoseł, były premier Jerzy Buzek. Problem w tym, że niewielu chciało go słuchać.
Jak krytyczna była sytuacja pokazał zwłaszcza 2021 rok. Dziś możemy sądzić, że Rosja, Kreml i Gazprom już wtedy przygotowywały się do wojny na Ukrainie. Stąd manipulowanie cenami surowca, dostawami czy kontraktami. Efektem tego był skokowy wzrost cen gazu, z czym musimy mierzyć się jeszcze dzisiaj.
Jak się jednak okazało, plany Rosjan nie całkiem ziściły się. Po pierwsze kraje Unii nie chciały za wszelką cenę kupować rosyjskiego gazu, po drugie okazało się, że istnieje alternatywa.
Dla Rosjan przez długi czas Ukraina była kluczowym państwem w Europie. Eksport surowca odbywał się głównie szlakami przez ten kraj. Nic więc dziwnego, że Rosjanie starali się naciskać na Kijów. Dopóki mieli „swoich”, a przynajmniej przyjaznych polityków, wówczas nie myśleli o alternatywie.
Budowa okrążających Ukrainę gazociągów Nord Stream, Nord Stream 2 i Turkish Stream miała głównie na celu zabezpieczenie sobie ponad 100 mld m3 zdolności przesyłowych gazu, bez tranzytu przez Ukrainę, zwłaszcza że Kijów nie chciał już tłoczyć rosyjskiego gazu za przysłowiowa czapkę gruszek.
Tranzyt gazu przez Ukrainę odgrywał coraz mniejsza rolę
Po uruchomieniu Nord Streamu i Turkish Streamu znaczenie ukraińskiego systemu przesyłowego zaczęło maleć. Jednak nadal był on wykorzystywany. Obecnie tłoczone jest nim około 40-43 mln m3 gazu na dobę. Czynna jest tylko jedna droga tranzytowa, bo drugą częściowo okupują Rosjanie.
W praktyce Rosjanie odpowiadają obecnie – o czym mówił rzecznik Komisji Europejskiej Eric Mamer – za około 15 proc. europejskiej konsumpcji gazu. Z tego około 5 proc. daje tranzyt przez Ukrainę, a resztę Turkish Stream i LNG.
Problem w tym, że z końcem tego roku umowa na tranzyt zawarta przez Rosję i Ukrainę dobiega końca. Czy może być przedłużona?
Dla Rosjan nawet 5 proc. to sporo. Raz, że nie bardzo mają komu innemu gaz sprzedać, dwa, że kraje UE płaciły za surowiec lepiej niż inni. Moskwa, choć oficjalnie – robił to prezydent Władimir Putin – naśmiewała się z Ukrainy, że ta transportuje surowiec wrogiego kraju, to jednak nadal dawała sygnały, że nie wyklucza kontynuowania współpracy. Twardego „nie” nie powiedziała również Ukraina. Jednak w obliczu agresji nie zamierza negocjować bezpośrednio z Rosją.
W praktyce szanse na porozumienie wydają się być mikroskopijne.
Wiadomo też do kogo trafiał gaz przesyłany przez Ukrainę. W praktyce kupowały go niemal wyłącznie Węgry, Słowacja i Austria. Jednak bez surowca transportowanego ze Wschodu sobie poradzą.
Być może zyska na całej sprawie Gaz-System. W końcu mamy gazowe połączenie transgraniczne ze Słowacją. Teraz będzie ono jak znalazł.
Żródło: wnp.pl