Nietuzinkowy nekrolog wzruszył internautów. Córka Telesfora Wieraszki opowiada o ojcu

Niezależny dziennik polityczny

„I oto przyszła pora na Telesfora. Do zobaczenia Tato” — takimi słowami zakończyła nekrolog swojego ojca Anna Wieraszka. Nietypowe pożegnanie poruszyło internautów. Wielu zadawało sobie pytanie, kim był człowiek, którego dotyczy. W rozmowie z Plejadą córka pana Telesfora Wieraszki dzieli się wspomnieniami związanymi ze swoim niezwykłym ojcem.

  • „Absolutny wzorzec pisania nekrologów” – zdjęcie pożegnania Telesfora Wieraszki, które ukazało się w „Rzeczpospolitej”, od kilku dni krąży w internecie, po tym, jak wyłapał go jeden z czytelników
  • W rozmowie z Plejadą córka, autorka nekrologu, zgodziła się opowiedzieć więcej o swoim ojcu. „Chciałam pokazać go takim, jakim ten człowiek był” — relacjonuje
  • We wspomnieniach pani Anny Telesfor Wieraszka jawi się jako postać równie nietuzinkowa, jak pożegnanie na łamach dziennika. — Miał ogromne poczucie humoru — mówi kobieta
  • — On to w ogóle był taki trochę słodziak. Był ulubieńcem sióstr mojej mamy — dodaje. I zdradza, skąd wzięło się niezwykłe imię jej ojca

„W czasie wojny jako młody chłopiec, idąc w ślady swoich starszych braci, walczył w szeregach Batalionów Chłopskich na wschodnich terenach Polski. Z zawodu był inspektorem nadzoru budowlanego i z dużą skrupulatnością wykonywał swą pracę. Przez całe życie był człowiekiem pogodnym, łagodnym i ciepłym, kochającym przyrodę, ceniącym rodzinę oraz relacje z drugim człowiekiem. Takim Go zapamiętam i taki pozostanie w moim sercu. Ulubionym powiedzeniem Telesfora Wieraszki było nawiązanie do telewizyjnego programu dla dzieci pt. „Pora na Telesfora”. I oto przyszła pora na Telesfora. Do zobaczenia Tato” – nekrolog o takiej treści opublikowało papierowe wydanie „Rzeczpospolitej”. Kiedy jego zdjęcie trafiło do sieci, wywołało poruszenie.

O wyjątkowym pożegnaniu napisało wiele mediów, internauci podawali je dalej w serwisach społecznościowych.

To musiał być świetny gość

— napisała dziennikarka Joanna Gierak-Onoszko.

Jeeeeezu, jakie wzruszające pożegnanie

– wtórował reporter Witold Szabłowski.

„Wzruszające i piękne”. „Dla takiego nekrologu warto żyć”

– to kolejne wpisy.

Córka Telesfora Wieraszki, pani Anna Wieraszka, o fali zainteresowania i wzruszenia, jaką wywołało jej pożegnanie, dowiaduje się z rozmowy z nami. – Wczoraj byłam na grobie mamy, była rocznica śmierci. Więc mówiąc szczerze, nawet nie patrzyłam na żadne fora itd.— mówi. I od razu wyznaje, że jako PR-owiec pisaniem przez lata zajmowała się zawodowo, więc „może jest jej trochę łatwej” uciec od schematów. Ale nie chodzi tylko o nietypową formę. – Tam jest prawda. Istotą tego, co podałam, było to, że ja go chciałam pokazać takim, jakim ten człowiek był – podkreśla pani Anna.

No właśnie. Jaki był Telesfor Wieraszka? Internauci się nie mylą. Za wyjątkowym pożegnaniem kryje się nietuzinkowa postać. Córka opisuje go jako człowieka, od którego wszyscy moglibyśmy uczyć się pogody ducha.  Radowały go takie naprawdę bardzo proste rzeczy. Takie zwyczajne. Zbierał listki, szyszki. Rodzice przez 50 lat mieli działkę i spędzał tam bardzo dużo czasu. Latem właściwie opuszczali Łódź i praktycznie się tam wyprowadzali. Na stare lata zgodził się przenieść się do mnie do Warszawy i bardzo się cieszył, że mamy niewielki ogródek. Myślę, że przypominał mu tę działkę – opowiada pani Anna.

— Byliśmy dla siebie w zasadzie jedyną rodziną, byłam jedynaczką. Mama zmarła w 2015 r., więc byliśmy tylko my. Myślałam, że pochowam tatę w Łodzi, obok mamy, na takim piękny, starym cmentarzu. Ale jakieś dwa lata temu oświadczył, że chce być pochowany w Warszawie. „Dlatego, że ty będziesz tu do mnie przychodziła, a tam, do Łodzi, jednak jeździsz rzadko”. Spytałam: a mama? „To przenieś mamę” – odpowiedział – relacjonuje córka, przyznając, że miał rację.

„Jak św. Franciszek”

Miał dwóch starszych braci. Podobno, kiedy matka małego Telesfora myślała, czym będą się kiedyś zajmować, typowała, że zostanie księdzem. – Śmiałam się, że przypomina św. Franciszka, bo zawsze przyroda, zwierzątka, ptaszki. Kupowałam mu obrazy, akwarele z ptakami, atlasy ptaków. Dokarmiał je na działce. Karmił też jeże, mama mieliła mięso, a on jeździł i je karmił. Nie bały się go, a mnie kiedyś pokłuły – uśmiecha się córka pana Wieraszki.

— On to w ogóle był taki trochę słodziak. Był ulubieńcem rodziny mojej mamy, stawianym na wzór innym jej członkom. W czasie spotkań rodzinnych był miły, serdeczny. Usłużny. Grał na mandolinie. Była w nim taka wrażliwość, delikatność – wspomina Anna Wieraszka.

Pani Anna podkreśla też, że jej ojciec miał ogromne poczucie humoru. — Myśmy sobie na różne sposoby żartowali. Na te najstarsze lata lubił być bardzo ciepło czymś przykryty. Ja go nawet pochowałam pod jego ukochanym kocykiem — oprócz, wiadomo, normalnego ubrania. Mieliśmy taki zwyczaj, on to bardzo lubił, żeby go okryć dokładnie. To był taki rytuał, taki nasz żart: ja coś tam w domu jeszcze robiłam, a on się kładł i wołał „Aaaaaaania, przykryj mnie” – wspomina.

— W ostatnich latach interesował się kosmosem, a szczególnie wyprawami na Marsa. Nawet swój chodzik nazwał tak jak ten robot, który wylądował na Marsie, „Curiosity” – dodaje.

Telesfor Wieraszka. „Starał się dla rodziny”

Zawodowo Telesfor Wieraszka zajmował się budownictwem: był inspektorem nadzoru, ale też i projektantem. — Pamiętam z dzieciństwa ojca pochylonego wieczorami, jak już zasypiałam, nad deską kreślarską, projektującego domki dla zwykłych ludzi, to była taka forma zarobkowania. On się starał dla rodziny. Moja matka do czasu aż miałam chyba dziewięć lat, nie pracowała, zajmowała się mną, domem, więc on starał się zarobić na tę rodzinę, żeby żyło nam się w miarę wygodnie. Żyliśmy spokojnie i na potrzebne rzeczy bez problemu wystarczało – wspomina jedyna córka pana Telesfora. Jak podkreśla, jej rodzice byli wieloletnim, dobrym małżeństwem.

 Jego koledzy, szczególnie z tej branży, po południu czy wieczorem się spotykali w jakiejś knajpce, a on nie. Prawie nie pijał alkoholu poza okazjami rodzinnymi, w ogóle nie palił. Taki miał charakter – relacjonuje Anna Wieraszka. Wspomina także etykę pracy ojca. — Różni kierownicy budów nie byli zachwyceni, jak wiedzieli, że mój ojciec został im przydzielony, ponieważ był skrupulatny, pilnował wskaźników oraz przepisów — wylicza.

Telesfor Wieraszka – skąd oryginalne imię?

Na pewno większość z nas, podobnie jak pan Wieraszka, kojarzy telewizyjny program „Pora na Telesfora”. Skąd jednak wziął się pomysł, by niemal sto lat temu ochrzcić tak małego chłopca ze wsi na Lubelszczyźnie? Oczywiście ze wszystkim wiąże się rodzinna anegdota.

– Do chrztu pojechał jego ojciec, czyli dziadek i rodzice chrzestni. A babcia chyba została w domu. I rozmowa z księdzem, jakie dać imię. Ksiądz się zdenerwował: w kółko jakieś Antki i Kaziki, wymyślcie jakieś bardziej oryginalne. A potem zaproponował tego Telesfora. Tamci nie śmieli się sprzeciwić i tak przywieźli Telesfora. Babcia była zdumiona – uśmiecha się.

Jak zdrabniali jego imię bliscy? — Mama mówiła Tesio albo Tenio — opowiada Anna Wieraszka.

Żródło:  plejada.pl

Więcej postów