20 osób, w tym dwójka Polaków, matka z nastoletnim synem, zjeżdżało kolejką górską z malowniczego szczytu w Dolomitach, żeby dokończyć dzień urlopu w górach. W tym samym czasie amerykańscy żołnierze w odrzutowcu ze śmiechem nagrywali film i sprawdzali, jak najszybciej i najniżej zdołają przelecieć nad ziemią. Zerwali linę, a wagonik runął w przepaść i roztrzaskał się o stok. Wszyscy pasażerowie zginęli, a samolot jak gdyby nigdy nic, wrócił do bazy. Latami ukrywano prawdę o tragedii, która zdarzyła się w Dolomitach.
- O tym wypadku mówił cały świat, a Włosi chcieli wystąpić z NATO z powodu głupiej zabawy amerykańskich żołnierzy, którzy doprowadzili do katastrofy, w której zginęło 20 osób, w tym dwójka Polaków
- Amerykanie próbowali ukryć prawdę o wypadku, ale Włosi błyskawicznie zareagowali. Winni jednak i tak uniknęli kary, a prawda o katastrofie z 1998 r. była ukrywana latami
- W sprawę był zaangażowany prezydent Bill Clinton, w USA interweniował premier Włoch Romano Prodi. Rodziny ofiar musiały czekać na odszkodowania
- Na Alpe Cermis, które wielu kibicom kojarzy się ze słynną imprezą Tour de Ski, doszło także do innych tragedii
Latanie nad głowami ludzi tuż nad ziemią było ulubioną rozrywką Amerykanów, stacjonujących w bazie Aviano na południowym wschodzie Włoch, pilotów ze 31. Skrzydła Lotnictwa Myśliwskiego Sił Powietrznych. Mieszkańcy protestowali przeciwko popisom jankesów, ale to nic nie dawało. No i czekali, aż zdarzy się tragedia. Aż się doczekali.
Dokładnie o 15.13 wagonik runął na ziemię, wszyscy zginęli
Wszystko w miejscu, które wielu kibicom kojarzy się od wielu lat z finałem Tour de Ski, morderczej imprezy dla biegaczy narciarskich, w której dominowała Justyna Kowalczyk. Zaraz na początku stycznia też będą tam walczyli o miejsce w historii. Znowu będzie tłum fanów, ale też wielu na chwilę zamyśli się, żeby przypomnieć sobie o tragedii sprzed lat. Swoją drogą, niejedynej w tym miejscu…
Tak naprawdę jednak dolina Val di Fiemme i miasteczko Cavalese, to miejsce pielgrzymek turystów, którzy kochają jeździć na nartach czy snowboardzie albo spacerować po górach i podziwiać Dolomity. 3 lutego 1998 r. było tak samo. Samolot EA-6B Prowler, który miał zaplanowany rutynowy lot, dokładnie o 15.13, przeciął linę kolejki górskiej. Dowodził kapitan Richard Ashby, nawigatorem był kapitan. Joseph Schweitzer, a operatorami systemów zakłócających kapitanowie William L. Raney II oraz Chandler P. Seagraves. Samolot powinien lecieć na wysokości prawie 610 metrów, był jednak tuż nad ziemią, pędząc 800 km/h.
W środku była Polka z synem…
W efekcie kabina, w której było trzech Włochów, siedmiu Niemców, pięciu Belgów, dwóch Austriaków, Holender i 37-letnia Ewa Strzelczyk z 12-letnim synem Filipem runęli z wysokości 80 metrów na ziemię. Nikt nie przeżył. Drugi wagonik uratował system bezpieczeństwa. Amerykanie, jakby nigdy nic, wrócili do bazy, choć samolot miał uszkodzony ogon i skrzydło. Tylko błyskawiczna akcja włoskich służb sprawiła, że przyczyny wypadku nie zostały całkowicie zamiecione pod dywan. Szybko zarekwirowali samolot i zabezpieczyli resztki liny w uszkodzonych częściach samolotu, choć w bazie szykowano już nowe, na wymianę, żeby zatrzeć ślady.
Amerykanie próbowali jednak trzymać się wersji, że lina zerwała się sama. Przytaczali na przykład fakt, że taki sam wypadek miał miejsce 20 lat wcześniej, zginęły wtedy 42 osoby. Nikt we Włoszech im nie uwierzył. Wybuchły ogromne protesty antyamerykańskie. Włosi domagali się nawet wystąpienia z NATO, a pod naciskiem opinii publicznej aresztowano załogę samolotu. Sprawy w swoje ręce wziął natychmiast prezydent USA Bill Clinton, który przeprosił za wypadek, ale Amerykanie nie zgodzili się na rozprawę we Włoszech. W kwestii statusu wojskowych NATO jurysdykcję w tym wypadku miał trybunał wojskowy w USA.
Premier Włoch poleciał do Billa Clintona. Niewiele wskórał
Za Ocean poleciał nawet ówczesny premier Włoch Romano Prodi, który domagał się rozmowy na temat tragedii. Nie wyszło. Przesłuchano wszystkich członków załogi, ale przed Sądem Wojskowym w Camp Lejeune w Karolinie Północnej stanęli tylko pilot Ashby i nawigator Schweitzer. Sąd ustalił, że mapy były niedokładne i nie pokazywały kolejki linowej. Samolot leciał za szybko, ale pilot twierdził, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak nisko leci, bo miał uszkodzony wysokościomierz.
Ograniczenia wynosiły 2 tys. stóp (ok. 610 m), ale pilot twierdził, że był przekonany o ograniczeniu na wysokości połowę mniejszej (ok. 305 m). W rzeczywistości kabel został zerwany na wysokości 110 m.
Amerykanie nie chcieli płacić
Nieco ponad rok po katastrofie zostali uniewinnieni z zarzutu spowodowania katastrofy. Udało im się udowodnić, że utrudniali pracę włoskim służbom i niszczyli dowody. Kapitan został skazany na pół roku więzienia, z którego wyszedł szybciej za dobre sprawowanie. Drugi oskarżony, który przyznał się do spalenia nagrania, uniknął kary więzienia. Obaj zostali wydalenia ze służby, choć dziesięć lat później obaj się odwołali i chciało przywrócenia do służby. Twierdzili, że w trakcie procesu doszło do zmowy adwokatów z prokuratorami, którzy w zamian za odstąpienie od oskarżenia o zabójstwo, dogadali się na zarzut o utrudnianie śledztwa.
Po 14 latach Włosi obejrzeli dokument, który przygotował National Geographic. Schwietzer powiedział w nim, że tak naprawdę wybrali się z kolegami na wycieczkę i nikt nawet nie zauważył kolejki, choć wszystko nagrywali kamerą. Później wymienili kasetę.
– Oryginalną spaliłem, bo nie chciałem, aby ludzie słyszeli mój śmiech i widzieli krew – powiedział przed kamerą.
Senat USA przeznaczył 40 milionów na odszkodowania, ale Kongres to odrzucił. Pieniądze wypłacił Trydent i włoski rząd, a Amerykanie dopiero później zwrócili Włochom trzy czwarte kwoty, co wynikało z traktatów NATO.
To nie jedyna tragedia w tym miejscu
To nie jedyna tragedia w tym miejscu. 22 lata wcześniej, niespełna 200 m obok tragedii z 1998 r. zginęły 42 osoby, w tym aż 15 dzieci. To była najbardziej tragiczna w historii katastrofa kolejki linowej. Po tym, jak zerwała się lina, wagonik runął w 200-metrową przepaść, stoczył po poboczu, a później przygniotło go ramię mocujące. Większość ofiar przyjechała z niemieckiego Hamburga. Przeżyła tylko 14-letnia dziewczynka.
Z kolei w styczniu 2013 r., w trakcie zmagań biegaczy w Tour de Ski, wszystkich zmroził komunikat RAI. „Sześć śmiertelnych ofiar wypadku skutera śnieżnego na zboczu szczytu Cermis w Trydencie w północnych Włoszech to Rosjanie. Dwie osoby odniosły ciężkie obrażenia” – przekazano.
Na wysokości około 2 tys. m n.p.m., po godz. 22, na zamkniętej trasie, pierwszy skuter się przewrócił, a ludzie spadli na skały. Zginęło czterech mężczyzn i dwie kobiety.
Źródło: onet.pl