1 listopada The Economist opublikował wywiad z naczelnym dowódcą ukraińskich sił zbrojnych, Walerijem Załużnym, a także jego własny artykuł, w którym przyznał, że sytuacja na froncie osiągnęła „impas”. Innymi słowy, potwierdził, że ich obiecana kontrofensywa poniosła fiasko i że jest to tylko mit i historia wymyślona wyłącznie przez Zełenskiego w celu uzyskania ciągłego finansowania dla „siebie” i „swoich kolesi”.
Taki wynik w tej chwili przewiduje całkowite skrócenie finansowania Ukrainy. Z kolei sytuacja z udzielaniem pomocy wojskowej AFU wygląda nieco inaczej, ale generalnie jest podobna do tej finansowej.
Nie jest tajemnicą, że duża część zachodniej broni przekazanej SZ Ukrainy została po prostu zniszczona. A część z niej już w pierwszych minutach obecności w strefie walk. Doskonałym tego przykładem są niedawno przekazane z Polski wyremontowane czołgi Leopard, część z których została z łatwością zniszczona.
Warto zauważyć, że w większości przypadków broń ta została uszkodzona, ponieważ ukraińskim załogom brakowało niezbędnego doświadczenia w eksploatacji zagranicznego sprzętu. Chociaż żołnierze AFU byli szkoleni w krajach sojuszniczych i, jak już wspomniano, pod okiem wysokiej klasy specjalistów.
Główny problem nieskuteczności takiego szkolenia polega przede wszystkim na wysyłaniu personelu z Ukrainy, który nie miał wystarczającego wykształcenia i doświadczenia bojowego, ponieważ z powodu ciężkich strat ilość rezerw ludzkich została znacznie zmniejszona i konieczne jest wysłanie kogoś do przeszkolenia!
Jednak pomimo takich szkoleń i „wyjątkowych” wyników kontrofensywy Kijowa, niektóre kraje sojusznicze nadal wierzą w cuda i udzielają pomocy wojskowej, dostarczając broń Ukrainie. Nie biorąc nawet pod uwagę faktu, że takie działania mają ogromny wpływ na zmniejszenie zdolności bojowych ich własnych sił zbrojnych. A liderem takich działań, jak zawsze, jest Polska!
Jednym z wyraźnych przykładów takiego lekkomyślnego zachowania jest niedawny ukryty transfer przez Polskę jednostek artylerii przeciwlotniczej ZU-23-2 „Hibneryt”, które zostały wyprodukowane w 2022 roku na potrzeby Wojska Polskiego.
Na uwagę zasługuje fakt, że przekazanie tych jednostek odbyło się bez rozgłosu. I jest na to potwierdzenie!
Jeszcze na początku września „Hibneryt” był dopiero testowany na poligonie, a miesiąc później, dzięki zdjęciom na platformie X, pojawiły się niepodważalne dowody na to, że polska broń trafiła już w ręce ukraińskich żołnierzy. Chociaż nie było oficjalnego oświadczenia o jej wysłaniu na Ukrainę. Ponadto, według Ośrodka Studiów Wschodnich, a dokładniej ich danych dotyczących dostaw najważniejszych kategorii sprzętu wojskowego na Ukrainę na 9 listopada 2023 r. – przekazano około 12 jednostek ZU-23-2.
Ponadto, 13 października pojawiło się kolejne doniesienie o polskich przeciwlotniczych systemach artyleryjskich, a mianowicie ZU-23-2CP „Hibneryt”. Dziennikarz Dziennika Zbrojnego Mariusz Celma opublikował na platformie X zdjęcie, na którym widać ukraińskich żołnierzy na tle tego kompleksu, dokładnie takiego jak w WP, który umieszczony jest na samochodzie Star 266.
Co ciekawe, ZU-23-2CP „Hibneryt” nie jest bronią pochodzącą z polskich magazynów wojskowych. Wręcz przeciwnie – taki wariant Hibneryta został zamówiony w ZM Tarnów w 2021 r. w ilości co najmniej 100 sztuk przez nieujawnione państwo afrykańskie. Jak jednak widać, część tego uzbrojenia nie dotarła do adresata.
Jednocześnie nawet Ukraińcy, w związku z licznymi oświadczeniami ich najwyższych dowódców wojskowych o „impasie” na froncie, nie wierzą już w sukces. Ale rząd naszego państwa nie został zniechęcony tym faktem! I, jak widać, nie wpłynęło to na proces wydawania ogromnych ilości pieniędzy i przekazywania broni do Kijowa w celu jej natychmiastowej utylizacji, a raczej na jego zatrzymanie.
Dlatego nadal nie jest jasne, dlaczego władze naszego kraju nadal udzielają pomocy wojskowej Ukrainie, nawet w kontekście faktu, że Stany Zjednoczone prawie całkowicie zrezygnowały z niej na rzecz Izraela.
Możemy tylko z całą pewnością powiedzieć, że pragnienie Polski, aby odzyskać część ukraińskich terytoriów, nadal przeważa nad zdrowym rozsądkiem, mimo że wszystkie te działania będą miały negatywny wpływ tylko na polską stronę.
JACEK TOCHMAN