Tsunami w spółkach Skarbu Państwa. Opozycja chwyci za miotłę

Niezależny dziennik polityczny

Audyty, kontrole, a w konsekwencji zwolnienia z pracy – tak, po przejęciu władzy przez opozycję może wyglądać codzienność w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Na celowniku koalicji opozycyjnej są m.in. Orlen, Poczta Polska, TVP oraz spółka Centralny Port Komunikacyjny.

Z wyników podawanych przez Państwową Komisję Wyborczą wynika, że Prawo i Sprawiedliwość – mimo zwycięstwa – może mieć problem z utworzeniem stabilnego rządu.

Opozycja złożona z Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi oraz Lewicy uzyskała łącznie parlamentarną większość i już przygotowuje się do przejęcia władzy, a w poniedziałkowej rozmowie z Wirtualną Polską poseł KO Borys Budka zapowiedział, że jednym z pierwszych działań nowego rządu będą kontrole w spółkach z udziałem Skarbu Państwa.

– Tam będzie tsunami ekspertów. Ci, którzy wydatkowali środki niezgodnie z prawem, też muszą wiedzieć, że zostaną rozliczeni – poinformował polityk opozycji.

Kadrowa miotła i pożegnania w mediach

Budka dodał, że w spółkach z udziałem Skarbu Państwa zwolnieni zostaną wszyscy członkowie rad nadzorczych i zarządów. – Przeprowadzimy nowy nabór w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne – podkreślił.

Poseł KO nie ukrywał, że kadrowe trzęsienie ziemi czeka również Telewizję Polską. – To, co robiono przez ostatnie osiem lat, a zwłaszcza w tej kampanii wyborczej, to były metody Putina i Łukaszenki – ocenił Budka.

TVP nie jest jedyną spółką publiczną, która znalazła się na celowniku opozycyjnej koalicji. Kadrowa miotła ma również dosięgnąć zarządy takich spółek jak: Orlen, Poczta Polska czy Centralny Port Komunikacyjny.

Związkowcy z Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty (WZZPP) już żegnają się z obecnym zarządem. “Panowie prezesi Poczty Polskiej i pan panie (nie)dorzeczniku Witkowski, pakujcie biurka. Wasz czas dobiegł końca. W końcu. Czas najwyższy” – napisał na platformie X (wcześniej Twitter) przewodniczący WZZPP Piotr Moniuszko.

W rozmowie z money.pl Moniuszko wyraził nadzieję, że wszyscy menedżerowie spółki, którzy byli dobierani według klucza PiS i którzy działali na jej szkodę, zostaną rozliczeni. Również ci, którzy odeszli do innych spółek Skarbu Państwa po tzw. wyborach kopertowych, jak były prezes PP Tomasz Zdzikot.

Przypomnijmy: w wyniku decyzji podjętych przez rząd PiS Poczta Polska miała zorganizować w 2020 r. prezydenckie wybory kopertowe. Głosowanie w tej formie ostatecznie nie doszło do skutku. Spółka musiała jednak za tę nieudaną akcję odprowadzić VAT oraz zapłacić za utylizację niewykorzystanych kart do głosowania. Kosztowało to 14 mln zł. PP pozwała do sądu w tej sprawie Krajowe Biuro Wyborcze.

 

Jak podkreśla Piotr Moniuszko, wybory kopertowe to niejedyny przykład złego zarządzania finansami spółki. Poczta Polska ma obecnie problemy z Komisją Europejską. Nad spółką wisi groźba nieuzyskania zgody na uruchomienie środków publicznych w ramach zwrotu poniesionych strat na usługach powszechnych. Bruksela może odmówić zgody na udzielenie spółce takiej pomocy.

– Władze spółki nie odpowiedziały Komisji na wiele pytań związanych z sytuacją finansową Poczty – informuje nasz rozmówca.

Według związkowca polska poczta jest dużo gorzej zarządzana niż jej ukraiński odpowiednik i to mimo toczącej się w sąsiednim kraju wojny. Jednak przy zwolnieniach z pracy, menadżerowie spółki mogą liczyć na wysokie odprawy i odszkodowania sięgające nawet sumy rocznych zarobków. Jak podała “Gazeta Wyborcza”, odpowiedzialny za przygotowanie wyborów kopertowych były prezes Zdzikot miał pobierać wynagrodzenie w kwocie 49 tys. zł brutto miesięcznie.

Zapytane o wysokość przysługujących odpraw i odszkodowań dla obecnego zarządu spółki biuro prasowe Poczty Polskiej milczy. W krótkim komunikacie prasowym stwierdza jedynie, że obecna kadencja zarządu, która trwa trzy lata, skończy się w 2025 r. i że zarząd można odwołać lub zawiesić w każdej chwili.

Na Orlenie szok, ale nie cenowy

W Orlenie atmosfera jest pełna wyczekiwania i napięcia. – Prezes ma świadomość, że niedobory paliwa na stacjach przed wyborami mogły przyczynić się do pogrzebania szansy PiS-u na samodzielne rządy. Nikt nie próbuje się z niczym teraz wychylać. Wszyscy chodzą na palcach. Kierownictwo spółki czeka na dalsze instrukcje – mówi nam jeden z pracowników centrali Orlenu, chcący zachować anonimowość.

Dodaje, że jeśli ktoś myśli, że w spółce odbywa się teraz jakieś wielkie zacieranie śladów, niszczenie niewygodnych dokumentów itd., to się myli.

– Takie dokumenty, jeśli w ogóle są, to znajdują się w rządzie, a nie u nas – podkreśla nasz informator. Jak słyszymy, wielu pracowników w centrali pozostaje w szoku po ogłoszeniu pierwszych wyników wyborów. Byli pewni, że PiS będzie rządził trzecią kadencję.

Idą zmiany. Będą gruntowne

Również w innej spółce Skarbu Państwa, która należy do tzw. infrastruktury krytycznej, pracownicy mówią nam o liczeniu na cud w kontekście możliwości utworzenia nowego rządu przez PiS. – Kierownictwo naszej spółki tak bardzo uwierzyło w to, że opozycja nie chce objąć władzy w kraju, że nikt nie myślał o żadnym planie “B” – donosi nasze źródło.

Ekspert prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju Patryk Wachowiec nie ma jednak wątpliwości, że w przypadku przejęcia władzy przez opozycję plan “B” będzie PiS-owi potrzebny, a zmiany w spółkach z udziałem Skarbu Państwa będą powszechne i gruntowne, ale nie natychmiastowe.

Na biurkach szefów państwowych spółek mogą lądować teraz sterty podań o podniesienie należnych odpraw i odszkodowań z tytułu zakazu pracy w konkurencji. Większość kadry zarządzającej w spółkach Skarbu Państwa pracuje na kontraktach menedżerskich, gdzie nie obowiązują żadne limity kwotowe dotyczące wysokości odpraw, jak jest to w przypadku umów o pracę.

Potrzebny przegląd kadr, ale bez odszkodowań

Jak zauważa Wachowiec, zwolnienia z pracy, chociaż obejmą wiele zarządów, nie odbędą się jednocześnie, a wynika to m.in. z zadań, które pełnią niektóre z tych podmiotów. W przypadku likwidacji Centralnego Portu Komunikacyjnego – co zapowiada w swoim programie m.in. KO – sprawa może się jeszcze bardziej rozciągnąć w czasie, bo zgodnie z ustawą, poza zgodą właściwego ministra (a ściśle specjalnego pełnomocnika rządu, który sprawuje nadzór właścicielski nad tą spółką), potrzebna będzie jeszcze zgoda prezydenta.

Ekspertka Business Centre Club w zakresie przekształceń własnościowych dr Grażyna Majcher-Magdziak również uważa, że zmiany w zarządach państwowych spółek będą duże, ale nie momentalne. – Najpierw musi powstać nowy rząd z nowymi ministrami oraz dyrektorami departamentów nadzoru właścicielskiego – tłumaczy.

Dopiero nowe zespoły eksperckie w ministerstwach, jako nadzór właścicielski nad spółkami, powołają nowe rady nadzorcze, które z kolei wybiorą nowe zarządy w spółkach. Taki proces zdaniem naszej rozmówczyni może potrwać minimum trzy miesiące od rozpoczęcia prac nowego rządu.

– W niektórych przypadkach zostaną wymienieni tylko kluczowi menadżerowie w spółkach, a w innych większość kadr. Każda spółka będzie objęta odrębnym badaniem i innym postępowaniem – uważa dr Majcher-Magdziak.

Z kolei ekonomistka i ekspertka od spółek państwowych z Polskiej Akademii Nauk prof. Barbara Błaszczyk zwraca uwagę, że PiS wprowadził takie zmiany do statutów spółek z udziałem Skarbu Państwa, nawet tych o mieszanej własności, że umożliwiają one daleko idące ingerencje kadrowe przez ministra aktywów państwowych.

– Nowy opozycyjny rząd może to w pierwszym kroku wykorzystać, żeby wyrzucić to całe “kolesiostwo”. A potem trzeba zmienić cały system powoływania kadr – twierdzi prof. Błaszczyk.

Dodaje, że za ten “masowy przegląd kadr” jako podatnicy nie musimy wcale drogo zapłacić. – Tam jest dużo ludzi bez żadnych kompetencji i wiedzy – ocenia ekspertka i zaznacza, że jeśli uda się nowym władzom uzasadnić, że ludzie ci zostali mianowani bez wymaganych kwalifikacji, wtedy nie będzie ani odpraw, ani “złotych parasoli”.

Źródło: money.pl

Więcej postów