Magazynowanie CO2 to mrzonki. Kopalnie padną, zanim się pojawi

Niezależny dziennik polityczny

Duże ilości dwutlenku węgla są niebezpieczne, więc na przykład Niemcy zakazały na swoim terenie jego składowania – zaznacza w rozmowie z portalem WNP PL prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.

  • Prof. Władysław Mielczarski wskazuje, że jest przeciwny podnoszeniu postulatu o możliwościach zastosowania CCS-u (wychwytywania i składowania dwutlenku węgla) w dużej skali.
  • Nie ma na to szans, to służy tylko ogłupianiu ludzi – podkreśla prof. Mielczarski.
  • Zaznacza również, że możemy sami wydobywać węgiel lub go importować, ale będzie on niezbędny do niezawodnej produkcji energii elektrycznej w dużej skali.

W ostatnim czasie górniczy związkowcy wskazują, że zgodnie z nowymi wytycznymi Unii Europejskiej instalacje wychwytywania i składowania dwutlenku węgla (CCS – ang. carbon capture and storage) mogą być finansowane zarówno ze środków europejskich, jak i krajowych. Zaznaczają oni, że zastosowanie CCS-u może dać szansę na to, że nasze górnictwo węgla kamiennego energetycznego dotrwa – zgodnie z zapisami umowy społecznej – do 2049 roku. Czy rzeczywiście CCS może być zbawieniem dla polskiego górnictwa i energetyki?

– Zacznijmy od kwestii wychwytywania dwutlenku węgla. Mówi się tu o trzech metodach. Wychwyt przed spalaniem, wychwyt w trakcie spalania i po spaleniu tzw. post-combustion. Najbardziej opanowaną od strony technicznej metodą jest wychwytywanie po spalaniu.

Jednak jest to bardzo kosztowna metoda wykorzystująca parę technologiczną, co powoduje, że sprawność całego procesu produkcji energii elektrycznej spada o 1/3, czyli poniżej 30 proc., podczas gdy nowe instalacje mają sprawności powyżej 40 proc. Dlatego słuszną była decyzja elektrowni Bełchatów przed 10 laty rezygnująca z budowy instalacji do wychwytywania CO2.

Kolejnym etapem jest skraplanie tego dwutlenku węgla w celu jego przesyłania i jest to bardzo energochłonne. Natomiast największy problem jest ze składowaniem. Pojawia się pytanie, gdzie ten dwutlenek węgla składować. I to jest problem bardziej natury prawnej niż technicznej, czy nawet nieopłacalności ekonomicznej.

Nie wiadomo nawet, do kogo miałby należeć składowany dwutlenek węgla

Dlaczego?

– Jeżeli dwutlenek węgla jest w postaci gazowej lub płynnej, ale na terenie elektrowni, to ona jest jego właścicielem i podnosi odpowiedzialność. Jednak kiedy ten dwutlenek znajdzie się poza terenem elektrowni, to zachodzi pytanie, kto będzie jego właścicielem i gdzie może być składowany.

Nawet jeżeli znajdziemy formację geologiczną do składowania dwutlenku węgla, to kto będzie właścicielem tego składowanego CO2? Gmina? Urząd Marszałkowski? Czy też inny podmiot? Kto będzie nadzorował to składowanie i monitorował składowisko, i jak długo? Tysiąc lat czy pięć tysięcy lat? Inna kwestia to ta, w jakich formacjach geologicznych może być ten dwutlenek węgla składowany.

Przykładowo na Śląsku mamy górotwór w formie raczej sera szwajcarskiego, bowiem długie lata eksploatacji górniczej zrobiły swoje. Pod uwagę bierze się zatem wyrobiska po gazie i po ropie. I znowu nasuwa się pytanie, czy można składować dwutlenek węgla na lądzie, czy powinno to się robić tylko na morzu. Trzeba pamiętać, że duże ilości dwutlenku węgla są niebezpieczne, więc na przykład Niemcy zakazały na swoim terenie jego składowania.

Gdyby przyjąć, że dwutlenek węgla będzie można składować w formacjach geologicznych po wydobyciu ropy czy gazu ziemnego, to najbliższe możliwe składowiska są na Morzu Północnym czy Morzu Barentsa. Wobec tego konieczna byłaby budowa rurociągów ze Śląska czy z centralnej Polski do odległych ponad 2000 km składowisk.

Przesłanie rurociągami dwutlenku węgla tylko z jednej elektrowni wielkości Bełchatowa to prawie 30 mln ton rocznie, a przecież całe zużycie paliw płynnych w Polsce to około 35 mln ton. Takie wielkości dwutlenku węgla, jakie trzeba by transportować i następnie składować, aby uzyskać jakieś znaczące efekty redukcji emisji, są niewyobrażalne.

Wizje na temat CCS są snute, by uspokajać górników

Skąd zatem te słowa otuchy, że technologia CCS pozwoli nam przetrwać z naszym górnictwem?

– Od strony politycznej jest to taki środek znieczulający, aby uzyskać zgodę na likwidację górnictwa. Górnictwu mówi się: na razie zamykamy kopalnie, ale może kiedyś będzie technologia CCS, to trochę będziecie mogli sobie pofedrować.

I ten przekaz idzie do zwykłych górników, aby przystali na obecny program likwidacji, bo może w międzyczasie pojawi się cudowna technologia pozwalająca zagospodarować dwutlenek węgla w dużej skali. Nie pojawi się. Nie liczyłbym na cuda.

Czyli lepiej nie mamić ludzi tym CCS-em?

– Jestem przeciwny podnoszenia postulatu o możliwościach zastosowania CCS-u w dużej skali. Nie ma na to szans, to służy tylko ogłupianiu ludzi.

O dobrą alternatywę dla węgla w naszej energetyce jest bardzo trudno

Czy polskie górnictwo węgla kamiennego energetycznego dotrwa do 2049 roku, jak stanowi umowa społeczna dla górnictwa, czy też zostanie zlikwidowane wcześniej?

– Myślę, że górnictwo przetrwa i będzie funkcjonowało również po 2049 roku, chociaż niekoniecznie w Polsce, dlatego że nie ma dla niego alternatywy. Możemy sami wydobywać węgiel lub go importować, ale będzie on niezbędny do niezawodnej produkcji energii elektrycznej w dużej skali. Inne technologie mają ograniczone zastosowanie.

A atom?

– Technologia jądrowa to nie jest technologia dla Europy czy USA. W tej branży doskonale o tym wiedzą, więc uprawiają teraz agresywną propagandę. To technologia niebywale kosztowna, a każda nawet drobna awaria może przerodzić się w katastrofę na skalę regionalną.

Przecież w USA zrezygnowano z przeszło dwudziestu projektów jądrowych. Są kontynuowane tylko dwa projekty, których budżety zostały znacznie przekroczone. Jest ostatnio lobbing dotyczący SMR-ów, czyli małych reaktorów modułowych.

Jednak skomercjalizowanie tej technologii zajmie ze 20 czy 30 lat, o ile w ogóle będzie możliwe. Te małe reaktory także mają ograniczenia. Są bardziej kosztowne w przeliczeniu na jednostkę mocy i potrzebują stężonego uranu. Pojawiają się zatem kwestie dostaw tak niebezpiecznego paliwa do rozproszonych instalacji i bezpieczeństwa z tym związanego.

Co zatem powinno się zrobić w zakresie dalszego funkcjonowania polskiego górnictwa?

– To samo, co robi się w Niemczech. Tam uruchamiają elektrownie na węgiel brunatny, które były odstawione do rezerwy, bowiem zdają sobie sprawę, że same źródła odnawialne to za mało.

Alternatywą dla węgla miał być gaz ziemny, ale dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że możliwości pozyskania dużych ilości gazu ziemnego dla energetyki są ograniczone. Elektrowni jądrowych nie mamy. Elektrowni gazowych niezbyt wiele i dużo więcej raczej nie będzie, to zostaje nam węgiel albo samobójstwo energetyczne. Zatem pozostaje nam węgiel.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów