Izraelski płot graniczny jest lepszy od polskiego. Co z tego wynika?

Niezależny dziennik polityczny

Atak na Izrael z 6 października 2023 roku pokazuje wyraźnie, że deklaracje niektórych polskich polityków o naszej zdolności do zatrzymaniu agresora na linii granicy są całkowicie pozbawione sensu. Terroryści Hamasu znaleźli bowiem słabe strony Izraelczyków, stosując również niekonwencjonalne metody działania wdarli się na w głąb izraelskiego terytorium, zabijając, gwałcąc oraz porywając ludzi. I na takie zagrożenie my również powinniśmy się przygotować.

Historia już wielokrotnie pokazała, że nie ma nieprzekraczalnych barier i pancerzy nie do pokonania. Dlatego krytyka systemu izraelskiej obrony za to, że terroryści (głównie z Hamasu i Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu) wdarli się przez granicę wgłąb terytorium Izraela, jest nieuzasadniona. Z pewnością nie pomoże też w wypracowaniu środków przeciwdziałania takim przypadkom w przyszłości. I to nie tylko w Izraelu.

Przede wszystkim trzeba pamiętać o jednej z najważniejszych zasad sztuki wojennej – że przeciwnik nie jest od nas głupszy. Jeżeli więc my przygotowujemy system obronny, to musimy zakładać, że agresor będzie próbował go przerwać i wypracuje do tego odpowiednie środki. Naszym celem nie powinno być więc tworzenie barier przeciwko istniejącym zagrożeniom, ale zbudowanie systemu obrony na tyle elastycznego, by bardzo szybko zareagować na działania niekonwencjonalne, wymyślone przez agresora w przyszłości. Bardzo szybko, ale nie od razu, ponieważ to byłoby po prostu niemożliwe.

W przypadku Izraela terroryści z Hamasu wdarli się na teren tego państwa nie dlatego, że nie było barier granicznych, ale dlatego, że te bariery zostały utworzone na czas pokoju. Dzięki temu Palestyńczykom udało się w konkretnych miejscach uzyskać przewagę liczebną i sprzętową. I nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ żadne państwo nie ma możliwości, by skupić na granicy siły zapobiegające w każdym miejscu takiemu skomasowanemu natarciu.

Nie mogli tego zrobić także Izraelczycy, a to nie tylko z powodu długofalowych kosztów takiej operacji. Jeżeli bowiem nawet doszłoby do skupienia izraelskich wojsk na granicy, to właśnie na te zgrupowania, a nie na miasta, poszłoby uderzenie kilku tysięcy rakiet, powodując ogromne straty. Dodatkowo bardzo trudno walczy się z przeciwnikiem, którego celem wcale nie jest zwycięstwo terytorialne, ale spowodowanie jak największych strat wśród ludności cywilnej.

To, co od razu nazwano wojną, było bowiem w rzeczywistości atakiem terrorystycznym przeprowadzonym jednocześnie na dużym obszarze. Nie bez powodu terroryści, którzy w 22 miejscach przekroczyli granicę, wdarli się na terytorium Izraela prawdopodobnie nie głębiej niż na 24 km. Tylko taka odległość dawała im bowiem możliwość szybkiego ewakuowania się do teoretycznie bezpiecznej Strefy Gazy.

Najprawdopodobniej nikt w Hamasie nie zakładał, by zatrzymać, nawet chwilowo, terytorium Izraela kontrolowane w pierwszej fazie walk przez terrorystów. Obszar ten został więc już odbity przez Izraelczyków, albo zostanie przywrócony w ciągu najbliższych dni. Niewiadomą jest więc tylko to, czy izraelska ofensywa na tym się zakończy, bo może nawet dojść do zajęcia całej strefy Strefy Gazy przez Izrael.

O celach założonych przez Hamas może świadczyć chociażby sposób, w jaki zaatakowano festiwal muzyczny Supernova. Wydarzenie to zorganizowano na pustyni Negew nieopodal kibucu Re«im, a więc niecałe 6 km od Strefy Gazy. Dla około 50 uzbrojonych i umundurowanych Palestyńczyków nie było więc żadnego problemu, by dotrzeć tam motolotniami, furgonetkami oraz motocyklami, by rozpocząć prawdziwe polowanie na bezbronnych cywilów, zabijając co najmniej 260 z nich.

Część z około 3 tys. uczestników festiwalu ukryła się do czasu przyjazdu na miejsce oddziałów armii izraelskiej. Cahal przybył około pięć godzin później, nie spotykając się z praktycznie żadnym oporem ze strony terrorystów, którzy wcześniej ewakuowali się z terenu akcji. Tak też wydarzyło się w innych miejscach. Po trzech dniach kilkudziesięciu terrorystów otwarcie broniło się tylko w jednej izraelskiej miejscowości (Be«eri).

Jest to z zrozumiałe, biorąc pod uwagę gigantyczną przewagę sił i środków, jaką nad Palestyńczykami mają Siły Obronne Izraela. Atak terrorystyczny udał się więc tylko dlatego, że Hamas uderzał punktowo, a także wiedział, gdzie znajdują się stałe posterunki wojskowe oraz punkty kontrolne. Omijano je więc, albo atakowano w pierwszej kolejności, wykorzystując zaskoczenie oraz fakt, że w Izraelu był to czas świąteczny, zaś część żołnierzy przebywała na przepustkach.

Oczywiście Palestyńczycy chwalili się w filmach propagandowych wykorzystaniem „nowoczesnych” sposobów ataku, jak choćby paralotni do wdarcia się na terytorium Izraela oraz dronów do zrzucania bomb i granatów na przeciwnika. W rzeczywistości stosowano najczęściej proste, bandyckie metody, wysadzając mur w kilkunastu miejscach lub stosując do tego buldożery.

Jednak dało to tylko czasowy dostęp do terytorium Izraela, ponieważ później terroryści musieli ponownie korzystać z tuneli podziemnych do ewakuacji i dostarczania sprzętu oraz amunicji. Do przejęcia kontroli nad wyłomami Izraelczykom wystarczyło bowiem wysłanie w tamten obszar uzbrojonych dronów.

Nie należy też przesadzać ze słowem „ofensywa”. Przez granicę przedarło się nie więcej niż tysiąc uzbrojonych Palestyńczyków. W typowych działaniach wojskowych nie byłoby to więc żadnym problemem dla armii izraelskiej. Jednak inaczej jest z atakiem terrorystycznym, którego założeniem jest po prostu zabicie jak największej liczby osób. Dodatkowo jak dotąd nie ma informacji, by Palestyńczycy użyli transporterów opancerzonych, a tym bardziej czołgów. Terroryści stosowali głównie odpowiednio przygotowane półciężarówki oraz samochody terenowe, szybko przemieszczając się z miejsca na miejsce, zabijając tam ludzi i szybko się ewakuując.

Lekcja dla Polski

Atak Hamasu na Izrael pokazuje wyraźnie, że budowa muru na granicy polsko-białoruskiej i polsko-rosyjskiej być może pomaga w czasie pokoju, ale na pewno nie zapewni Polakom bezpieczeństwa w czasie konfliktu. Terroryści palestyńscy bez problemu przebili się przez o wiele bardziej wyrafinowane zapory izraelskie.

Nie należy więc zastanawiać się, jak rozbudowywać mur graniczny, by był on nieprzekraczalny, ale co zrobić, gdy zostanie on przekroczony, a także jak w ogóle przeciwdziałać takiemu atakowi. Oczywiście trzeba przeprowadzić analizę, jak Palestyńczykom udało się w tak zmasowany sposób przekroczyć izraelski mur graniczny. Jednak nie chodzi o fizyczną konstrukcję samej zapory, ale o szybszy sposób reagowania na jej przerwanie oraz lepsze wykrywanie symptomów przygotowywanego ataku, na dodatek przeprowadzonego na tak dużą skalę.

I to właśnie te wnioski powinny zostać przedstawione również w Polsce. A trzeba to zrobić, ponieważ nasz system obronny jest nadal mniej skuteczny niż izraelski. Wystarczy tylko sobie odpowiedzieć, ile czasu potrzeba, by w sobotę rano uruchomić polską jednostkę wojskową, by sobie odpowiedzieć, czy jesteśmy gotowi na odparciu ataku na naszą granicę.

Izraelscy żołnierze pojawili się na terenie festiwalu Supernova po czterech-pięciu godzinach. Dla większości polskich jednostek wojskowych jest to wynik nieosiągalny, chociażby przez zbyt długi czas stawiennictwa się wojskowych w swoich miejscach służby w czasie alarmu.

Ale jesteśmy w tyle za Izraelczykami w o wiele większej liczbie dziedzin. Ja na razie możemy tylko pomarzyć o systemie antyrakietowym, jaki udało się zbudować w Izraelu. A on zadziałał, o czym świadczy liczba zestrzelonych rakiet nadlatujących od strony Gazy. Ale nie jest to jedyny obszar, w którym jest bardzo wiele rzeczy do zrobienia. Czy mamy środki, by przeciwdziałać atakowi setek uzbrojonych dronów w strefie przygranicznej? Nie mamy. Czy posiadamy system szybkiego reagowania z jednostkami zdolnymi do natychmiastowego zastopowania atakujących jednostek wroga? Nie posiadamy.

No i najważniejsze – czy posiadamy odpowiednią liczbę środków rozpoznania radioelektronicznego i satelitarnego, by rozpoznać symptomy zbliżającego się ataku? Nie posiadamy. Co gorsza, naprawa tej sytuacji nie jest traktowana w polskim wojsku jako priorytet. Zakup systemów walki radioelektronicznej został bowiem ponownie odsunięty w czasie, podobno z powodu konieczności zredefiniowania wymagań sprzętowych pod kątem aktualnych potrzeb.

Nie krytykujmy więc Izraela za to, co się stało koło Strefy Gazy. Zamiast tego zastanówmy się nad tym, co zrobić, by to samo nie powtórzyło się na polskim terytorium.

Źródło: defence24.pl

Więcej postów