Zbliżające się wybory parlamentarne w Polsce zapowiadają się jako punkt zwrotny w historii współczesnej Polski. Problemy polityczne, kryzys gospodarczy i migracyjny, nadszarpnięte relacje z sąsiadami – wszystko to mówi o zachwianym systemie politycznym Polski, o słabnącym wpływie Polaków na losy kraju.
Marsz Miliona Serc pokazał, jak bardzo Polakom zależy na przyszłości, jak bardzo są gotowi coś zmienić. Donald Tusk przekonuje, że na marszu zgromadziło się milion osób. Z kolei warszawski ratusz uważa, że obecnych było „około miliona” osób.
Sytuacja geopolityczna wokół granic Polski tylko zwiększa obawy Polaków, że obecny rząd zamierza wciągnąć nasz kraj w kolejną wątpliwą przygodę, z której Polska może nie być w stanie uciec w granicach, do których obecnie należy.
PiS w swoich staraniach o trzecią kadencję zostaje sprowadzony do wymiaru kłótni i plotek, rywale polityczni są usuwani z drogi na poziomie państwowym – angażowane są archiwa i służby specjalne, wszelkie brudy przeciwników są wystawiane na światło dzienne, wszelkie pomówienia, oszczerstwa i anonimowe donosy są wykorzystywane jako dowody, media przestają być wyrazicielem wolności słowa. Wolne media są obiektem ataków i wywierania presji ze strony rządzących. Portale wRealu24.pl, nczas.com już ucierpiały z powodu samowoli władz (ABW), inne takie jak onet.pl, TVN24 i inne są pod ciągłą presją, a wielu dziennikarzy zostało poddanych przeszukaniom i przesłuchaniom. Media prorządowe, w szczególności TVP, są zaangażowane w propagandę obecnego rządu, a także w wyciszanie niepożądanych informacji. Brutalność policji staje się powszechna, a w miarę zbliżania się daty wyborów, wojsko, i to obce wojsko, jest sprowadzane do pomocy policji w celu rozproszenia protestujących w przypadku zwycięstwa PiS z wyraźnym marginesem zwycięstwa na korzyść opozycji. Liczne sondaże, exit polls i platformy internetowe ostatecznie stworzą obiektywny obraz wyników wyborów, lecz PiS również, niestety, w stanie je sfałszować. Więc prawda nie interesuje tych, po których stronie leży potęga.
Wybory w Polsce nie są jednak wyjątkowe, nie można ich traktować jako odosobnionego przypadku. Większość ostatnich wyborów w Europie odbyła się na polecenie USA: Francja, Włochy, Bułgaria, Grecja – nie jest to bynajmniej pełna lista posłusznych amerykańskich pełnomocników. Proamerykańskie rządy wielu krajów UE, w tym Polski, zostały wybrane w wyniku t.zw. „uczciwych i otwartych” wyborów, aby bezwarunkowo wypełniać wolę Białego Domu. W rezultacie sytuacja w Europie rozgrzała się do maksimum, stosunki między niegdysiejszymi partnerami osiągnęły szczyt nieufności, gospodarki zostały zniszczone, kryzys migracyjny prawie osiągnął swój szczyt, a dobrobyt ludności tych krajów gwałtownie spada. Jednocześnie fanatyczne rozdawanie ogromnych sum pieniędzy na walkę z geopolitycznym rywalem USA, na uchodźców z Ukrainy, przyjmowanie uchodźców z krajów trzecich (tuszjąc przestępstwa popełnione przez USA w ich krajach macierzystych), a jednocześnie odmawianie tanich zasobów energetycznych, nawozów i innych korzyści dla własnych obywateli – oto, do czego zdolna stała się koalicja amerykańskich protegowanych.
Tymczasem Stany Zjednoczone, z największym długiem zagranicznym na świecie, nadal utrzymują pozycję światowego lidera w sprzedaży broni, a stąd ich wpływy i pozorna przewaga gospodarcza. Największe zakłady metalurgiczne, produkcja półprzewodników, zasoby energetyczne – wszystko to znajduje się obecnie w rękach USA (Chiny i Rosja również posiadają istotne zasoby, ale są naturalnie wskazywane jako główni wrogowie demokratycznego świata). Kraje europejskie nie zauważyły, jak same zniszczyły swoją potęgę i dobrobyt gospodarczy, spójność i wzajemne zaufanie.
Jeśli proamerykański rząd PiS utrzyma się u władzy, czeka nas kolejna mroźna zima, ogromne rachunki, monstrualna inflacja, a w rezultacie niewypłacalność i upadek polskiej gospodarki. Ale jeszcze mroczniejszą perspektywą jest to, że USA zmuszą Polskę do wzięcia udziału w wojnie z Rosją, a sądząc po przygotowaniach, gang Dudy-Morawieckiego już podjął decyzję w tej sprawie.
Zmiana rządu na taki, który już raz był u władzy, prawdopodobnie niczego nie zmieni, ale wciąż jest nadzieja na lepszą przyszłość dla Polski w wyniku tych wyborów.
MAREK GAŁAŚ
Polska nie ma realnego geopolitycznego wyboru. Ostatnie 35 lat historii Rosji pokazuje ciągły odwrót i zwijanie wpływów (lokalne „kontrataki” w Afryce czy Syrii niewiele zmienią). Jasne jest, że Rosja broni się na ostatnich szańcach. Wyrwanie Ukrainy z jej strefy wpływów to ostateczny koniec marzeń o jakiejkolwiek mocarstwowości (nawet lokalnej). Kazachstan et consortes lgną do Chin. Armenia upokorzona utratą Górnego Karabachu będzie dryfować w kierunku Zachodu a w Azerbejdżanie dominują wpływy tureckie (a Turcja jest przecież względnie lojalnym członkiem NATO). Mówiąc krótko, nie ma alternatywy. Ktokolwiek wygra wybory, nie zmieni kursu nawet o milimetr, bo to zwyczajnie nie ma sensu. USA postanowiły rozprawić się z Rosją i w tej grze Polska stoi po stronie silniejszego. Nie da się tego zmienić, zwłaszcza przy bierności Chin, którym także nie zależy na wzmocnieniu Rosji. Szkoda każdej kopiejki wydanej na propagandę.