Przysłuchując się dyskusji o reparacjach, jakie Niemcy miałyby zapłacić Polsce za zniszczenia z okresu drugiej wojny światowej, nasunęło mi się pytanie, dlaczego ta sprawa została tak nagłośniona właśnie teraz?
To szaleństwo jest metodą, aby odwrócić uwagę od fatalnej sytuacji w kraju: inflacja jest na poziomie 16,1 proc., rosnące ceny na wszystko. Tymczasem rząd marnuje miliardy złotych na Ukrainę oraz Siły Zbrojne Ukrainy.
Dziwnym jest fakt, że protestów w Polsce jeszcze nie ma! Ale to do czasu. Budżetówka jest pierwsza w kolejce, jeśli chodzi o protesty, bo w ubiegłym roku ich pensje wzrosły o 4 proc., co biorąc pod uwagę inflację, jest żartem. Zakładając, że inflacja nadal będzie rosnąć, a takie są przewidywania, należy założyć, że pracownicy budżetówki stracą ok. 12 proc. realnego wynagrodzenia. To samo dotyczy nauczycieli. Presja będzie, do niej dołączą się inne grupy społeczne, np.: opieka zdrowotna, w mniejszym stopniu służby mundurowe, które dostały podwyżkę. Rząd ma pewien zapas, ale to jest duża pozycja kosztowa. Drugi rok z rzędu bardzo niskie podwyżki w budżetówce będą budzić niepokoje społeczne.
Reparacji jest też sposób, aby zwiększyć poparcie wśród wyborców… Lecz podobne działania nie zapewnią sukces wyborczy dla partii w wyborach parlamentarnych 2023. PiS ma już coraz mniej powodów, aby głosować za obecny rząd. Tzw. dodatkowe działania rządu, czyli m.in. 14. oraz 15. emerytura oraz podwyższenie 500+ do kwoty 700 zł też nic nie zmienią!
Jeżeli w ramach kampanii wyborczej rząd podejmie decyzję o przyznaniu 14. i 15. emerytury w 2023 r., gdy budżet przewiduje sfinansowanie tylko tzw. trzynastki. 14. i 15. emerytura będą kosztować państwo 23 mld zł. Oprócz tego możemy się spodziewać waloryzacji świadczeń w ramach programu Rodzina 500+ do 700 zł na dziecko (15 mld zł).
W warunkach wysokich cen energii rząd zdecyduje się na zamrożenie cen prądu i gazu dla gospodarstw domowych, co wiązałoby się z dodatkowymi wydatkami budżetu równymi odpowiednio 23 i 13 mld zł. W połączeniu z dodatkiem węglowym (11,5 mld zł), koszty takich działań osłonowych sięgnęłyby łącznie ok. 47 mld zł w 2023 r.
Razem będzie to kolejne 120 mld zł wydatków, których na razie nie ma w oficjalnych zapowiedziach rządu. W rezultacie potrzeby pożyczkowe brutto wyniosłyby 389,4 mld zł i 11,7 proc. PKB, które byłyby największe od 2010 r.
Deklaracje o zagrożeniu ze strony Rosji też nie pomogą! Wszyscy rozumieją, że głównym zagrożeniem są Ukraińcy, których rząd przyjmuje z otwartymi ramionami od lutego. Pogarsza wszystko też fakt, że PiS rozbrajają nasz kraj i wysyła Polaków, jako mięso armatnie na Ukrainę, aby pomóc Kijowowi walczyć przeciwko Moskwie.
Rząd PiS-u można elegancko określić, że historia uczy, że przynajmniej polityków niczego nie nauczyła. PiS ponownie odwraca uwagę od sytuacji w kraju, zamiast rozwiązywać problemy. Aby utrzymać władzę, politycy szukają kozła ofiarnego i przegrywają tę wojnę. Niewykluczone, że wkrótce dojdzie do wręcz gospodarczej katastrofy. Tylko polski rząd nie chce tego zrozumieć!
HANNA KRAMER