Nadbrzeżne Dywizjony Ogniowe NSM: Zmiana sytuacji na Bałtyku

niezalezny-dziennik-polityczny

Wyprodukowane przez norweski koncern Kongsberg i wprowadzone w Marynarce Wojennej RP nadbrzeżne Dywizjony Ogniowe wyposażone w rakietowe pociski przeciwokrętowe NSM (Naval Strike Missile) całkowicie zmieniły sytuację na Bałtyku. Nawodne jednostki pływające rosyjskiej Floty Bałtyckiej nie mają zdolności swobodnego działania poza portem, jeśli nie są chronione przez odpowiednio skuteczny system obrony przeciwrakietowej. A na wprowadzenie takich rozwiązań się obecnie nie zanosi.

Polska wykorzystuje dwa dywizjony nadbrzeżnych wyrzutni pocisków przeciwokrętowych NSM wprowadzonych do służby w 2012 i 2017 roku. Dywizjony te wchodzą w skład Morskiej Jednostki Rakietowej (MJR) zapewniającej zdolności uderzeniowe i antydostępowe dla Marynarki Wojennej RP. Jest to obecnie główny element systemu obrony polskiego wybrzeża, który pozwala praktycznie na pełne kontrolowanie południowego Morza Bałtyckiego i blokadę bazy morskiej Bałtijsk.

Pociski NSM, używane w Morskiej Jednostki Rakietowej mają bowiem zasięg około 200 km, tak więc są w stanie atakować jednostki pływające: płynące do Rosji lub z Rosji, na akwenach od brzegów Polski do brzegów Szwecji. Zasięg ten obejmuje również cały Obwód Kaliningradzki, nawet gdy wyrzutnie MJR zostaną rozmieszczone tylko na terytorium północno-wschodniej Polski.

Oznacza to niemal całkowite pozbawienie możliwości działania większych okrętów nawodnych Floty Bałtyckiej operujących z portu Bałtijsk. Blokada może również objąć te jednostki pływające rosyjskiej Wojenno-Morskiej Floty, które stacjonują w bazie Sankt Petersburg/Kronsztad. Wymaga to jednak przerzucenia kilku wyrzutni pocisków NSM do Estonii lub Finlandii (po ostatecznym przyjęciu Finlandii do NATO). Takie rozlokowania elementów MJR w krajach bałtyckich było już zresztą praktykowane w czasie ćwiczeń NATO. W ten sposób jednostki ogniowe Morskiej Jednostki Rakietowej stają się bardzo ważnym i pożądanym, polskim wkładem w kolektywną obronę Paktu Północnoatlantyckiego.

Dziś Polska ma w sumie do dyspozycji dwanaście mobilnych wyrzutni MLV (Missile Launch Vehicle), z których każda przenosi cztery pociski przeciwokrętowe NSM. Zgodnie z wprowadzoną organizacją wyrzutnie te są elementami składowymi dwóch dywizjonów ogniowych. Przy czym pierwszy 1 .dywizjon ogniowy posiada pełną jednostkę ognia (24 pociski na sześciu wyrzutniach i tyle samo w zapasie), natomiast 2. dywizjon ogniowy ma tylko 24 pociski NSM na sześciu wyrzutniach). Polskie wybrzeże może więc być bronione przez w sumie 72 pociski NSM.

Wprowadzenie MJR z pociskami NSM było znaczącym zwiększeniem polskich możliwości obronnych. NSM to bowiem bardzo nowoczesne rakiety przeciwokrętowe – jako jedyne współcześnie zaliczane do pocisków rakietowych 5. generacji. Często określa się je również jako pociski „inteligentne”, ponieważ są one w stanie nie tylko rozróżnić wskazany okręt, ale również uderzyć dokładnie w jakieś, wcześniej określone miejsce okrętu (przykładowo turbinownię czy przedział amunicyjny).

Rakieta NSM pozwala na zakodowanie sygnatury atakowanej jednostki pływającej (tzw. biblioteka celów), która następnie jest poszukiwana przez głowice termiczną. Jednocześnie możliwe jest wskazanie najbardziej wrażliwych miejsc atakowanej jednostki, a zapalnik pocisku można ustawić albo z wykorzystaniem funkcji opóźnienia czasowego albo tzw. „zliczania grodzi”. Taka głowica ma więc możliwość autonomicznego rozpoznawania celów ATR (Autonomous Target Recognition), co nie tylko pozwala wybierać konkretny okręt, ale dodatkowo zabezpiecza przed ogniem samobójczym.

Zastosowany w NSM system naprowadzania ma dodatkowo tą zaletę, że jest całkowicie pasywny, a więc nie mogą go wykryć systemy ostrzegania okrętów (walki elektronicznej), nastawione na odbiór sygnałów radarowych. Trzeba więc stosować zupełnie inne środki detekcji niż w przypadku pocisków dysponujących aktywnymi głowicami radarowymi.

Wyzwaniem dla potencjalnego przeciwnika jest jednak też to, że pociski przeciwokrętowe NSM są bardzo trudne do wykrycia również przez aktywne środki obserwacji technicznej, a więc stacje radiolokacyjne. Norweskie rakiety są bowiem zbudowane w technologii stealth (zarówno jeżeli chodzi o kształt, jak i wykorzystywane materiały).

Co więcej zalicza się je do klasy Sea Skimmer (a nawet Super Sea Skimmer), ponieważ lecą w kierunku celu na bardzo małej wysokości rzędu pojedynczych metrów (w czym pomaga laserowy wysokościomierz) z uwzględnieniem falowania (wave estimation). Okrętowe systemy obrony mają więc bardzo mało czasu na ich wykrycie, sklasyfikowanie, a już tym bardziej zniszczenie.
 
Kolejnym elementem utrudniającym zwalczanie pocisków NSM jest jeszcze sam sposób ataku. System kierowania ogniem rakiet NSM jest bowiem przygotowany na strzelanie zarówno ogniem pojedynczym, jak i salwą, tak aby przeciwnik mógł być atakowany przez kilka rakiet w tym samym momencie TOT (Precise Time-On-Target), dodatkowo nadlatujących z różnych kierunków (można wybierać różne drogi do celu) i wykonujących manewry z dużym przeciążeniem (High-G evasive maneuver). Tylko nieliczne rosyjskie okręty nawodne mają obronę przeciwlotniczą, która teoretycznie (zgodnie z deklaracjami Wojenno-Morskiej Floty) mogłaby się zmierzyć z tego rodzaju zagrożeniem. Wcześniejsze konflikty zbrojne z udziałem radzieckich i rosyjskich systemów morskich oraz wojna na Ukrainie pokazały jednak, że oficjalne dane na temat okrętowych systemów przeciwlotniczych w Rosji są najczęściej grubo przesadzone.
 
Można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że żaden okręt Floty Bałtyckiej nie jest obecnie w stanie skutecznie odeprzeć ataku przeprowadzonego przez Morską Jednostkę Rakietową. A już na pewno nie może tego zrobić jakikolwiek rosyjski okręt desantowy, ponieważ nie mają one w ogóle systemów antyrakietowych. Jednostki pływające tego rodzaju są dodatkowo łatwe do wyeliminowania, ponieważ wystarczy do tego tylko jedno trafienie rakiety przeciwokrętowej w przestrzeń ładunkową wypełnioną pojazdami, paliwem i amunicją, co w przypadku pocisków NSM jest stosunkowo proste i techniczne możliwe.

Istotną rolę odgrywa tutaj opracowany przez norweski koncern Kongsberg system dowodzenia i kierowania nadbrzeżnych baterii rakiet nazywany NSM-CDS. Jest on przygotowany do działania autonomicznego, w oparciu o własne środki obserwacji technicznej, jak i w szerszym systemie rozpoznania i w połączeniu z nadrzędnym systemem nadzoru sytuacji morskiej. Pomaga w tym system łączności zapewniający przekazywanie danych taktycznych również w sieciach dalekosiężnych zgodnie z protokołem JREAP-C (Joint Range Extension Applications Protocol), w systemie satelitarnym SATCOM i taktycznym systemie transmisji danych Link-16.

Rozszerza to znacząco liczbę środków transmisji źródeł informacji, jakie można wykorzystywać przy tworzeniu morskiej świadomości sytuacyjnej i wyznaczenia celów ataku dla rakiet. W przypadku Morskiej Jednostki Rakietowej takie dane pozyskuje się również dzięki wchodzącym w skład baterii, trójwspółrzędnym radarom TRS-15C. System kierowania ogniem rakiet NSM jest jednak przygotowany na przyjmowania wskazania celu z bardzo różnych źródeł, w tym np. z bezzałogowych statków powietrznych oraz stacjonarnego, brzegowego systemu nadzoru  sytuacji morskiej.

Takie scenariusze były zresztą ćwiczone przez MJR w trakcie manewrów, chociażby w Estonii, gdzie nie przerzucono radarów TRS-15C i system opracowany przez Kongsberga bez problemu sobie radził. Z pomocą tego systemu można dodatkowo kierować działaniem innych pododdziałów obrony wybrzeża: rakietowej i artyleryjskiej. Pomaga w tym intuicyjny i prosty interfejs operatora, który jest łatwy w obsłudze i prosty do zmiany oprogramowania.

Należy przy tym zaznaczyć, że budowa systemu łączności i zabudowy samych pojazdów dowodzenia została w ogromnej części wykonana przez polski przemysł w tym między innymi Pit Radwar, Jelcz, CTM czy Transbit.

Bardzo ważną cechą rakiet NSM jest możliwość atakowania nimi celów lądowych. Wykorzystuje się w tym celu układ naprowadzania oparty o system nawigacji satelitarnej GPS. Dodatkowo pocisk ma możliwość śledzenia terenu, a więc unikania wzniesień i wysokich przeszkód. Oznacza to, że Morska Jednostka Rakietowa może bez problemu atakować w całym Obwodzie Kaliningradzkim wszystkie składy amunicyjne i paliw o znanych wcześniej pozycjach, lotniska, stanowiska obrony przeciwlotniczej oraz punkty dowodzenia.

Wszystkie te cechy powodują, że pociski NSM są coraz szerzej wprowadzane w siłach morskich różnych państw. W przypadku rozwiązań okrętowych zostały one zastosowane: na norweskich fregatach typu Fridtjof Nansen i małych korwetach typu Skjold, niemieckich fregatach typu MKS-180, australijskich niszczycielach typu Hobart i fregatach typu Anzac, amerykańskich okrętach do działań przybrzeżnych typu Independence i Freedom oraz przyszłych fregatach typu Constellation, a także na przyszłych, kanadyjskich fregatach CSC (Canadian Surface Combatant) i na fregatach indonezyjskich typu Maharaja Lela.

Z kolei nadbrzeżne baterie rakiet z pociskami NSM wykorzystuje, poza polską Marynarką Wojenną, również amerykańska piechota morska. Niebawem będą je również wykorzystywały rumuńskie siły zbrojne.

Zakup takich baterii przez Polskę był więc dobrym rozwiązaniem i teraz się należy zastanowić, czy obecna liczba pocisków i wyrzutni na wyposażeniu SZ RP w aktualnej sytuacji  to liczba wystarczająca, by nie tylko chronić polskie wybrzeże, ale także zapewnić skuteczne wsparcie działań NATO na Morzu Bałtyckim. Sprawa rozbija się tak naprawdę jedynie o zdobycie odpowiednich funduszy.

Jest to o tyle ważne, że nowa wersja pocisków NSM dysponuje zasięgiem użycia ponad 250 km, znacząco większym niż obecnie używane przez MJR pociski, a dodatkowo wyposażona jest w szereg nowych rozwiązań technologicznych w tym między innymi  zdolność do rażenia celów lądowych w oparciu w wykorzystanie danych z biblioteki celów, podobnie jak ma to już miejsce w przypadku celów morskich. Oznacza to w praktyce, że nowa wersja pocisków, jest wstanie skutecznie poszukiwać, identyfikować i zwalczać np. wyrzutnie pocisków rakietowych potencjalnego przeciwnika, jak. np. Iskander.

Należy przy tym pamiętać, że stopień tzw. polonizacji, czyli wkład i udział polskich przedsiębiorstw (głównie z Polskiej Grupy Zbrojeniowej) w przypadku tworzenia obu dywizjonów był istotny – wyniósł prawie 50%. Oznacza to, że co druga złotówka przeznaczona na zakup tego rodzaju uzbrojenia została wydana w kraju, a realizacja tych umów zaowocowała również znaczącym offsetem, skutecznie zwiększając potencjał naszego kraju w dziedzinie technologii rakietowych. Zdolności i kompetencje uzyskane przez Wojskowe Zakłady Elektroniczne w Zielonce i PIT Radwar są tego najlepszym przykładem.

Wzmocnienie potencjału Morskiej Jednostki Rakietowej to szansa na zwiększenie zdolności Sił Zbrojnych RP i jej wkładu do działań sojuszniczych NATO. W ten sposób może zostać wykorzystany potencjał, który już istnieje zarówno w Marynarce Wojennej RP, jak i w przemyśle, gdzie już utworzono istotne zdolności do wsparcia eksploatacji pocisków NSM i budowy elementów Morskiej Jednostki Rakietowej.

defence24.pl

 

Więcej postów