PiS potyka się o własne nogi. CO musiałby zrobić Tusk, żeby to wykorzystać? [OPINIA NA 180 DNI TUSKA]

Trzeciego stycznia minie pół roku od momentu, kiedy do polskiej polityki powrócił Donald Tusk. Miał być efektowny wjazd na białym koniu, dający i byłemu premierowi, i Platformie Obywatelskiej, sondaże jak za dawnych czasów. Tymczasem, mimo sprzyjających Tuskowi opozycji okoliczności, mimo że ekipa rządząca potyka się już o własne nogi, to PiS wciąż jest liderem sondaży. Jak to się dzieje – rozważa Agnieszka Burzyńska, publicystka Faktu.

Oczywiście można powiedzieć, że partia władzy ma bardzo wierny, twardy elektorat. To prawda. Jednak ów wierny, twardy elektorat to zaledwie 30 proc. głosujących. Pozostaje więc jeszcze sporo głosów do zagospodarowania. Jednak lider opozycji jakoś nie potrafi tego wykorzystać.

Plan wielkiego powrotu Tuska wyglądał mniej więcej tak: duża skupiająca uwagę konwencja, powrót Platformy Obywatelskiej do liderowania opozycji, odsunięcie Rafała Trzaskowskiego, zmarginalizowanie Szymona Hołowni oraz zarządzenie szybkich wyborów w Platformie Obywatelskiej, które wygra oczywiście były szef Rady Europejskiej. A potem? A potem się zobaczy. I tak mniej więcej to przebiegało.

Tusk wrócił, zdołał reanimować partię, która powróciła do liderowania opozycji, a Trzaskowski został zmarginalizowany. Co do Szymona Hołowni, nie wszystko poszło według scenariusza. Choć jego gwiazda została mocno przyćmiona, to jednak zdołał przetrwać powrót Tuska. A przecież wielu wieszczyło, że „biały koń” tego politycznego nowicjusza stratuje. Na razie nic nie wskazuje na to, by tak miało się stać, co zresztą w przyszłości będzie coraz większym problemem Tuska. O tym jednak za chwilę.

Najpierw zakończmy rozprawienie się z pierwszą fazą akcji „Powrót”. Były premier bez problemu wygrał wybory na szefa Platformy Obywatelskiej. Rafał Trzaskowski usunął się w cień, aby – jak to powtarzał swoim współpracownikom – „nie kopać się z koniem”. Nie wszystko jednak poszło podczas tych wyborów po myśli nowego-starego przewodniczącego. W dwóch kluczowych regionach ludzie namaszczeni przez Tuska przegrali rozgrywkę o fotele partyjnych baronów. Z punktu widzenia kierowania partią nie ma to żadnego znaczenia, ale przewodniczący na starcie zaliczył symboliczny prztyczek w nos.

W czasie przeprowadzania tych wewnętrznych porządków coraz częściej dawał się jednak odczuć o wiele poważniejszy problem, czyli odpowiedź na pytanie: „co dalej”, a może bardziej nawet brak odpowiedzi. Z mojej perspektywy Tusk postawił na twardy antypisizm, zapowiedzi przyszłych rozliczeń przeciwników politycznych i… nic więcej. Jego współpracownicy tłumaczyli mi, że chodzi tu o mobilizację twardego elektoratu. Stąd uczestnictwo przewodniczącego PO na siódmej rocznicy powstania Komitetu Obrony Demokracji. Na moją uwagę, że twardy elektorat anty-PiS już się zameldował u boku Tuska, usłyszałam, że na inne pomysły przyjdzie czas, a na razie jest „reagowanie na bieżąco”. To ostatnie polega głównie na zwoływaniu konferencji prasowych w tematach opisywanych przez media. Ta taktyka nie przyniosła co prawda żadnych rezultatów w ostatnich latach, jednak z braku innych pomysłów jest nadal stosowana.

Jeszcze dwa miesiące temu nie odczuwało się tak bardzo problemu inflacji. Teraz zaczęła dosłownie szybować. Drożeją paliwa, energia, artykuły codziennego użytku, jedzenie. Oczywiście, analitycy i publicyści pisali o wcześniej w swoich prognozach, że skok cen będzie większy niż ten, który prognozował Adam Glapiński, szef NBP. Dziś to już rzeczywistość.

Coraz trudniej wyobrazić sobie, że PiS-owi uda się przejść przez kryzys inflacyjny suchą stopą. Nie wyobrażam sobie, by miały rzeczywiście pomóc tarcze inflacyjne, bo ich działanie będzie przecież krótkoterminowe. W takiej sytuacji coraz częściej powtarza się pytanie, czy prezes PiS zdecyduje się na wcześniejsze wybory – ostatnim rzutem na taśmę, zanim nastroje społeczne zapikują w dół.

Prezes Kaczyński oczywiście zrobi jak uzna, ale opozycja, a zwłaszcza największa partia opozycyjna, powinna być na to gotowa. Już wiadomo, że samodzielne pójście do wyborów wszystkich ugrupowań nie ma sensu. Wiadomo również, że jeden blok opozycyjny od Adriana Zandberga do Władysława Kosiniaka-Kamysza to też nie jest najlepszy pomysł, co pokazały wybory do Parlamentu Europejskiego. Już teraz powinny zaczynać się przymiarki do stworzenia dwóch bloków wyborczych. Jednego lewicowo-liberalnego, drugiego bardziej konserwatywnego i centrowego. Do tego jednak potrzeba, aby Tusk wyszedł z roli byłego premiera, hegemona i wszedł w rolę jednego z kilku liderów opozycji, który musi się dogadać i z Hołownią, i z Kosiniakiem-Kamyszem, i z dwugłowym smokiem Lewicy, czyli Czarzastym oraz Zandbergiem. Czy będzie to potrafił?

FAKT.PL

Więcej postów