Zaginiony meldunek Żandarmerii Wojskowej w sprawie dezertera Czeczki

Tydzień przed dezercją Emil Czeczko został zatrzymany do kontroli drogowej. Okazało się, że jest pod wpływem alkoholu i narkotyków. Na miejsce została wezwana Żandarmeria Wojskowa. – Powstał meldunek. Nikt nie powiadomił jednak przełożonych żołnierza, nie została wszczęta sprawa – twierdzą źródła Onetu. Ta ruszyła dopiero dziś. Niedawna sekcja zwłok wykazała, że inny żołnierz udusił się wymiocinami w stanie upojenia alkoholowego. To tylko dwa głośne przypadki, jednak alkohol wśród żołnierzy przy granicy z Białorusią, jak twierdzą nasi informatorzy, to duży problem.

11 grudnia, a więc na pięć dni przed dezercją, szeregowy Emil Czeczko został zatrzymany do kontroli przez policjantów z drogówki w Giżycku. Badanie wykazało, że miał 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Kolejne badanie potwierdziło, że był również pod wpływem narkotyków.

Przełożeni żołnierza nie wiedzieli jednak o tym zdarzeniu. Jak się dowiedział Onet, o sprawie wiedziała za to Żandarmeria Wojskowa, która została wezwana na miejsce zdarzenia, ponieważ szeregowy Czeczko powiedział zatrzymującym go policjantom, że jest żołnierzem.

Żandarmi z Elbląga przyjechali na miejsce i sporządzili meldunek z przebiegu zdarzenia. Następnie meldunek trafił na biurko komendanta Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Elblągu. Tam, jak mówią nasi informatorzy, utknął.

– Przeciwko żołnierzowi natychmiast powinno zostać wszczęte postępowanie karne, a on sam powinien zostać zawieszony. Informacja o zdarzeniu, jeszcze tego samego dnia, czyli 11 grudnia powinna zaś trafić do przełożonych żołnierza. Tymczasem nic takiego się nie stało. Mało tego, następnego dnia szeregowy dostał broń i został skierowany na granicę – mówi nasze źródło.

Dopiero dziś Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej przekazała PAP, że „powszechne organy ścigania przekazują Żandarmerii Wojskowej materiały postępowania przygotowawczego w sprawie Emila Cz., który 11 grudnia w Giżycku (woj. warmińsko-mazurskie) kierował pojazdem pod wpływem alkoholu i marihuany”.

Zapytaliśmy rzecznika ŻW ppłk. Artura Karpienkę o losy meldunku w sprawie zatrzymania pijanego żołnierza, który żandarmi z Elbląga sporządzili już 11 grudnia. Jak zapewnił nas ppłk Karpienko, odpowiedzi wciąż są „opracowywane”.

Tymczasem kiedy meldunek starzał się w ŻW w Elblągu, szer. Emil Czeczko uciekł na Białoruś, co wywołało poważne konsekwencje na wielu polach. Nasze źródła w wojsku donoszą, że Czeczko prawdopodobnie już wcześniej współpracował z Białorusinami i właśnie wątek szpiegostwa jest tym, który obecnie najbardziej intensywnie badają polskie służby. Wiadomo, że siostra dezertera była związana z Białorusinem, a on sam miał w tym kraju znajomych.

Zastanawia też łatwość, z jaką Czeczko przedostał się na Białoruś, a także reakcja białoruskich służb na jego pojawienie się w tym kraju.

– Po pierwsze, gdyby żołnierz w polskim mundurze przekroczył granicę, zostałby zastrzelony, albo osadzony w areszcie i poddany wielodniowym przesłuchaniom. Tymczasem Czeczko późnym wieczorem przechodzi przez granicę, ktoś mu to na pewno ułatwia, a następnego dnia rano już udziela wywiadu białoruskim dziennikarzom. Ja nie mam wątpliwości, że to było przygotowane i wyreżyserowane wcześniej – mówił nasz informator w artykule z 17 grudnia, w którym Onet donosił o szpiegowskim wątku w tej sprawie.

Minister zdejmuje pionki, żandarmeria późno się budzi

Po dezercji żołnierza twitterowe oburzenie wyraził minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, pisząc, że szeregowy Czeczko „nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę”. Już wówczas minister obrony miał wiedzę nie tylko o tym, że szeregowy został zatrzymany jadąc pod wpływem alkoholu i narkotyków, lecz również o tym, że od lat okrutnie znęcał się nad matką za co, jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, dostał nieprawomocny wyrok.

Od roku również o tej sprawie wiedziała elbląska Żandarmeria Wojskowa. W tamtejszym oddziale znajduje się teczka personalna szeregowego Czeczko. W niej zaś są opisane interwencje policyjne w domu żołnierza, wywiad środowiskowy ośrodka pomocy społecznej i szokujące zeznania jego matki. Kobieta mówi m.in. że syn ją bił, przypalał papierosami, zamykał w wersalce. Kilka naszych źródeł, które znają zawartość teczki, podkreślają, że taka osoba, jak Emil Czeczko nigdy nie powinna znaleźć się w wojsku.

Tymczasem szeregowy Czeczko nie tylko przeszedł przez sito rekrutacji do armii, lecz również spokojnie służył, chociaż żandarmeria wiedziała o jego problemach z przemocą i alkoholem.

Dzień po dezercji żołnierza na Białoruś minister Błaszczak napisał: „Zażądałem wyjaśnień, kto za to odpowiada”. Wkrótce okazało się, że odpowiedzialnością wojsko obarczyło dowódcę baterii, dowódcę plutonu i dowódcę 2 dywizjonu w Węgorzewie, którzy zostali odwołani ze stanowisk.

Wszystkie te słowa i działania bardziej jednak przypominają pozorowane ruchy obliczone na uspokojenie opinii publicznej niż faktyczne środki zaradcze. Wszyscy odwołani oficerowie pracowali w jednostce stosunkowo niskiej rangi.

Dodatkowo, w środę 21 grudnia, dziennikarz Wirtualnej Polski Łukasz Maziewski zadał na Twitterze publiczne pytanie Ministerstwu Obrony Narodowej i Dowództwu Operacyjnemu Sił Zbrojnych: „czy prawdą jest, że dowódcy baterii i dywizjonu w 11. Mazurskim Pułku Artylerii, zwolnieni ze służby po dezercji Emila Cz. zostali wyznaczeni na te stanowiska odpowiednio 7. i 13. grudnia br.?” Żadna z tych instytucji nie odpowiedziała.

To samo pytanie zadaliśmy rzecznikowi 11. Mazurskiego Pułku Artylerii, z którego zdezerterował szer. Czeczko. Również nie doczekaliśmy się odpowiedzi.

Wojsko na granicy na podwójnym gazie

Problem z nadużywaniem alkoholu przez żołnierzy, którym prewencyjnie ma zapobiegać Żandarmeria Wojskowa, na granicy z Białorusią objawił się nie tylko w przypadku szeregowego Czeczko, lecz również w przypadku żołnierza z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich, który zadusił się wymiocinami. – Przyczyną zgonu było gwałtowne uduszenie się w następstwie zatkania dróg oddechowych treścią wymiotną osoby będącej w stanie upojenia alkoholowego. W organizmie żołnierza stwierdzono 3,61 prom. alkoholu – poinformował we wtorek zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Lublinie ds. wojskowych płk Robert Dąbek.

Zgon czterdziestolatka nastąpił w miejscu stacjonowania brygady w Kopytowie w woj. lubelskim, niedaleko granicy z Białorusią, w nocy z 6 na 7 listopada.

Trzy tygodnie wcześniej realizowaliśmy reportaż ze strefy obowiązującego wówczas stanu wyjątkowego w województwie podlaskim.

Nie mamy pretensji, przecież żyją w stresie

W kilku źródłach w terenie potwierdziliśmy, że od kiedy stacjonuje tam wojsko, w sklepach rośnie sprzedaż alkoholu. Masowo są wykupowane szczególnie tzw. małpki, czyli małe butelki z mocnym alkoholem. Wśród miejscowych panuje jednak duża tolerancja w tej kwestii. – W sumie to nic nikomu do tego, jeżeli rzeczywiście piją po służbie i nie zawalają roboty. Więc też nikt do nich o to pretensji nie ma, ani też nikogo to jakoś specjalnie nie oburza, bo przecież oni naprawdę żyją teraz w dużym stresie i muszą jakoś go rozładować – mówi nam mieszkaniec Podlasia.

Spożycie alkoholu wśród żołnierzy ma jednak większe konsekwencje niż wydaje się miejscowym. Nasi informatorzy w wojsku donoszą, że problem z alkoholem w jednostkach istnieje, ale służby robią w tej sprawie niewiele lub nic. Brzemiennym w skutki przykładem bierności służb w tej sprawie był przypadek szeregowego Emila Czeczko z 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie.

Wygląda jednak na to, że wojskowe służby lekceważą problem lub patrzą na przypadki nadużywania alkoholu wśród żołnierzy przez palce. – Generalnie Żandarmeria Wojskowa nie ma być nadgorliwa w ujawnianiu takich przypadków, bo źle by to wglądało propagandowo – mówi informator Onetu.

ONET.PL

Więcej postów