Polska ugrała na kryzysie granicznym to, co chciała. NIC

„Polska na całej tej sytuacji mogła ugrać sporo, tak politycznie, jak i nawet finansowo”

To, co trzeba przede wszystkim wyjaśnić – to rzekoma różnica między przyjmowaniem tzw. uchodźców przez państwa zachodnie i Polskę. Tak się składa, że od kilku lat pracuję z polskimi imigrantami zarobkowymi na Zachodzie. Jesteśmy tu przyjmowani przecież nie z powodów humanitarnych – tylko ze względu na potrzeby tutejszego rynku pracy. I analogicznie – polski rynek pracy nie potrzebuje takich pracowników z zewnątrz, stąd wśród Polaków znacznie częściej nastawienie do przybyszów bywa wrogie, niechętne, a w najlepszym razie obojętne.

Cały czas przyjmujemy imigrantów…

 To nie tak, że nikt w Polsce nie współczuje dzieciom marznącym na granicy. Tyle tylko, że mamy wciąż swoje, bardzo poważne problemy, przede wszystkim społeczno-gospodarcze, które mogą się tylko pogłębić po pojawieniu się większej ilości obcych. Polskie dzieci też często bywają zmarznięte i głodne – i jest takich coraz więcej.Tymczasem polska imigracja na Zachód – pozwala tamtejszym gospodarkom wypełniać rosną lukę demograficzną i zapewniać ciągłość wypłat emerytów. Ot i cała różnica. Tym wyraźniejsza zresztą, że przecież Polska cały czas przyjmuje imigrantów i to nie trzy tysiące, ale trzy miliony. Tylu bowiem gastarbeiterów z Ukrainy przybyło już w miejsce Polaków emigrujących na Zachód.

Łapy Anglosasów

Jasne, oczywiście sytuację graniczną próbuje się w Polsce wykorzystywać do gier propagandowych rząd-opozycja parlamentarna, stąd próby wywoływania raczej histerii na ich tle niż organizowania im realnej pomocy humanitarnej. Więcej w tym jednak deklaracji partyjnych niż realnych emocji społecznych. Oczywiście też, ze względu na ewidentnie tranzytowy charakter tej fali imigracyjnej – należało zaraz po jej pojawieniu się należało rzecz całą załatwić na roboczo. W ramach negocjacji z udziałem Białorusi, skąd przybywają i Niemiec, dokąd dążą. Znowu jednak, zadecydowały względy wewnątrzpolityczne, jak i zapewne zachęty anglo-amerykańskie, ukierunkowane przede wszystkim na utrudnienie sytuacji nowego rządu Niemiec i dalsze pogorszenie nie tylko relacji polsko-białoruskich, ale i polsko-niemieckich.

Nie ulega wątpliwości, że Polska na całej tej sytuacji mogła ugrać sporo, tak politycznie, jak i nawet finansowo. Tymczasem jak dotąd ponosi jedynie koszta przedłużających się przepychanek i coraz wyraźniejsze międzynarodowe straty wizerunkowe, wykorzystywane bezwzględnie przez Mińsk. Czemu zresztą trudno się dziwić pamiętając, że to przecież z Polski szły pieniądze, szkolenie i pomoc dla nieudanej próby zeszłorocznego przewrotu politycznego na Białorusi. A prezydent Łukaszenko zawsze spłaca swoje długi. Tym łatwiej, że strona polska robi mu jeszcze propagandowe prezenty, jak w przypadku nieszczęsnego dezertera, który przecież w normalnych warunkach nigdy nie powinien był znaleźć się na pierwszej linii i to z bronią w ręku.

Tej granicy nie da się blokować w nieskończoność

Niestety, nie ma obecnie żadnego dostrzegalnego wyjścia z kryzysu, bowiem aktualny polski rząd, a gdyby nawet doszło do jakiejś zupełnie dziś niemożliwej (i fatalnej) zmiany – także i rząd sformowany przez parlamentarną opozycję w Polsce nigdy do poważnych rozmów z prezydentem Łukaszenką nie zasiądzie. Wiosną może natomiast dojść do dalszej eskalacji, gdy poza bezpośrednimi transferami ludzkimi między Mińskiem a Berlinem – na granicę polsko-białoruską powrócą już nie tysiące, ale dziesiątki tysięcy kandydatów na imigrantów, a towarzyszyć im będą kolejne potoki idące z Ukrainy. I bez rozwiązania systemowego, politycznego – dalsza przemoc i prężenie muskułów przez polski rząd przy udziale wojska nie będą już mogły być kontynuowane. Bo Polski po prostu nie będzie już na to stać.

Na pytanie więc co III RP chce ugrać – odpowiedź brzmi: nie chce ugrać niczego. I to właśnie dostanie.

NEON24.PL, Konrad Rękas

Więcej postów