Los zmienionej w piątek ustawy medialnej zależy teraz od prezydenta Andrzeja Dudy. Dokument trafił na prezydenckie biurko wczoraj i chociaż głowa państwa ma 21 dni na podjęcie decyzji, obydwie strony sporu chcą przekonać ją do swych racji, a przez Polskę przetoczyła się fala demonstracji w obronie TVN.
Przeciwko zmianom w ustawie, nazywanej lex TVN, jest większość opozycji. Zdaniem Borysa Budki z PO uchwalone prawo godzi w fundament demokracji, jakim jest wolność słowa. – Jeśli prezydent chce działać zgodnie z prawem i interesem Polski, musi ustawę zawetować. Andrzej Duda mógłby choć raz pokazać, że jest samodzielnym politykiem, a nie wyłącznie nominatem prezesa Kaczyńskiego – mówi Faktowi Borys Budka.
Odmiennego zgoła zdania są przedstawiciele rządzącej większości. Przekonują, że ustawa tylko ureguluje rynek medialny. – W moim przekonaniu najlepszą dla Polski decyzją byłoby szybkie podpisanie ustawy – powiedział Faktowi Przemysław Czarnek, minister edukacji.
W myśl nowych przepisów właścicielem telewizji czy radia w Polsce mogą być co prawda podmioty spoza Europy, ale wolno im posiadać jedynie 49 procent własności. Prezydent zapowiedział, że szczegółowo zapozna się z treścią ustawy.
Podpisze ustawę. W tej sytuacji nowe przepisy wejdą w życie zaraz po ich opublikowaniu, a firmy medialne dostaną 6 miesięcy na dostosowanie swej struktury własnościowej. Decyzja taka spowoduje jednak, że prezydent zrzeknie się prawa powoływania dwóch członków do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Tak stanowi bowiem jedna z poprawek, które wprowadziła Konfederacja.
Zawetuje ustawę. Jeśli głowa państwa uzna, że proponowane przez Sejm przepisy w ogóle mu się nie podobają, może pokusić się o weto. Wówczas ustawa wróci do Sejmu, który mógłby co prawda odrzucić prezydencki sprzeciw, lecz może to zrobić tylko większością 3/5 głosów. Na zebranie tak wielkiego poparcia rządzący nie mają jednak co liczyć.
Wyśle do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent może uznać, że niektóre z przepisów mogą być niezgodne z konstytucją i skierować ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał nie musi się spieszyć z podejmowaniem decyzji, a może orzec, że tylko niektóre przepisy są niezgodne z ustawą zasadniczą. To zaś może dać furtkę do podpisania ustawy, już z wyłączeniem kontrowersyjnych zapisów.