Nie milkną echa po tym, jak okazało się, że jeden z żołnierzy służących na polsko-białoruskiej granicy zdezerterował i przeszedł na stronę białoruską. W piątek media poinformowały, że polski żołnierz porzucił służbę i uciekł na Białoruś. Wcześniej Białoruski Państwowy Komitet Graniczny (GPK), odpowiednik polskiej Straży Granicznej, podał informację, że polski żołnierz poprosił o azyl na Białorusi. Szef MON Mariusz Błaszczak zdymisjonował przełożonych żołnierza. Dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski nazwał działanie żołnierza aktem dezercji. Zapowiedział przegląd kwestii naboru i pracy z żołnierzami.
— Nie mamy służby z poboru, tylko służba wojskowa jest zawodowa. Zgłaszają się różni ludzie i powinno się ich weryfikować pod różnym kątem, także kontrwywiadowczym, czy mogą zdradzić nasz kraj. Coś ewidentnie zawiodło — oceniła Anna Maria Żukowska z Lewicy. —To straszne straty wizerunkowe naszego kraju. Bardzo żałuję, że ta osoba nie została wcześniej wychwycona i wyrzucona z wojska — dodała posłanka.
— Taka osoba nigdy nie powinna być skierowana do służby — powiedział Adam Jarubas. — System koordynacji państwa w tym obszarze nie działa. To zaczęło się kilka lat temu, gdy minister Macierewicz masowo zwalniał oficerów wojska polskiego i dzisiaj mamy taką sytuację, że polski żołnierz jest wykorzystywany jako propaganda — dodał.
— Mniej patetycznej propagandy, mniej koncertów, a więcej rzetelnej prawdziwej służby w Polsce, w tym służb wojskowych — powiedziała Izabela Leszczyna.
— Proszę nie mówić, że nie jesteśmy bezpiecznym państwem, tylko dlatego, że mamy do czynienia ze zdrajcą i dezerterem, który opluwa Polskę — oceniła Anna Zalewska, która zapewniła, że mimo tej sytuacji, wciąż czuje się bezpieczna. — Wdrożono odpowiednie wojskowe procedury. Ktoś za to ponosi odpowiedzialność i poniósł odpowiedzialność — powiedziała Zalewska, odnosząc się do decyzji o Mariusza Błaszczaka o dymisjach dla przełożonych żołnierza.
— Mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną, bo zdrada w wojsku polskim nie jest sytuacją codzienną, ale zanim do tej sytuacji doszło, to: po pierwsze ktoś zdecydował o tym, żeby ktoś taki został przyjęty — zastanawiał się Jan Strzeżek z Porozumienia.
—I ta osoba poniosła konsekwencje — przekonywała Zalewska. — Kto w takim razie w rządzie odpowiada za armię? — pytał Strzeżek.
— Trudno sobie wyobrazić, że pan minister Błaszczak, żeby odpowiadał za poszczególnych żołnierzy i ich nominacje — stwierdziła Zalewska.
— To była „pokazówka”, żeby pokazać, że resort obrony narodowej cokolwiek zrobił. W normalnych warunkach po czymś takim powinniśmy mieć od razu informację ze strony służby kontrwywiadu wojskowego, informację ze strony MON-u, a nie Tweeta — powiedział poseł Porozumienia.