Co chcą przed nami ukryć rządzący? Prawnik: nie dowiemy się wielu niewygodnych rzeczy

Z powodu nieobecności posłów reprezentujących Sejm Trybunał Konstytucyjny odroczył w środę rozprawę ws. przepisów regulujących dostęp do informacji publicznej. Jak przekazała w piśmie do TK marszałek Sejmu, w tym samym terminie zaplanowane zostały sejmowe głosowania. O co może chodzić rządzącym w forsowaniu zmian? Wyjaśnia prawnik Krzysztof Izdebski, dyrektor Fundacji Epaństwo.

Jak poinformował w środę przewodniczący składu mającego rozpatrywać tę sprawę, sędzia TK Wojciech Sych, późnym popołudniem we wtorek do Trybunału wpłynęły pisma posłów PiS Arkadiusza Mularczyka i Marka Asta, którzy mieli reprezentować Sejm podczas środowej rozprawy wyznaczonej na godz. 11. Odrębne pismo do TK wysłała także marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

Jak głosiło to pismo marszałek Sejmu odczytane przez sędziego Sycha „w tym samym terminie odbędzie się drugi dzień obrad 44. posiedzenia Sejmu, w czasie którego o godz. 11 planowane są głosowania. Sejm jako uczestnik postępowania może działać przed Trybunałem jedynie przez umocowanych posłów będących jego przedstawicielami”.

Dalej czytamy, że „wobec zaistniałej koincydencji czasowej posłowie wyznaczeni do reprezentowania Sejmu nie będą mogli wziąć udziału w rozprawie przed TK, co w ocenie Sejmu może aktualizować kompetencję Trybunału (…) do odroczenia rozprawy z innych ważnych powodów”.

Przedstawiciele Sądu Najwyższego reprezentujący I prezes SN, która zainicjowała tę sprawę przed TK, pozostawili w związku z tym kwestię ewentualnego prowadzenia rozprawy w środę do decyzji Trybunału.

– Chciałbym zauważyć, że jednak zaskarżona została ustawa o niezwykłej wadze dla wolności i praw obywatelskich i wydaje się, że podmiot, który tę ustawę uchwalił, jednak powinien być obecny podczas rozpatrywania przed TK. Stanowisko Sejmu jest także bardzo obszerne – mówił natomiast przedstawiciel Rzecznika Praw Obywatelskich Mirosław Wróblewski z Biura RPO. Jak dodał, nie ma powodów, dla których „ta rozprawa nie mogłaby się odbyć w innym terminie”.

Sędzia Sych powiedział, że TK jest podobnego zdania. – Trudno wyobrazić sobie postępowanie w tej sprawie i rozprawę bez udziału przedstawicieli Sejmu, ze względu na rangę tego uczestnika i jego rolę w ewentualnym dalszym postępowaniu – zaznaczył. Poinformował w związku z tym, że Trybunał odroczył rozprawę, a nowy jej termin zostanie podany w czasie późniejszym.

W rozmowie z „Faktem” na temat wniosku prezes Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego wypowiedział się Krzysztof Izdebski. Prawnik zwraca uwagę, co dla zwykłego obywatela oznaczałoby uznanie przez TK zaskarżonych przepisów za niekonstytucyjne.

– Przede wszystkim dla każdego obywatela oznaczałoby to, że nie będzie mógł się dowiedzieć na temat funkcjonowania wielu instytucji tj. różnego rodzaju fundacji, instytucji państwowych, agencji. Nie dowie się, kto zabierał głos w konsultacjach, kto tworzył akty prawne. Ta ustawa spowoduje, że obywatel dowie się tylko tyle, co władza będzie chciała powiedzieć, opublikować – zauważa prawnik.

Zdaniem Izdebskiego opinia publiczna nie dowiedziałaby się o szeregu spraw, na przykład działalność Fundacji Narodowej, spółek skarbu państwa, postępów prac dot. budowy CPK czy ograniczona byłaby publiczna wiedza w kwestii kopalni węgla brunatnego Turów.

Jednak to nie wszystko. Polacy nie dowiedzieliby się także o publicznych środkach, jakie zostały wykorzystane w czasie organizacji tzw. wyborów kopertowych.

Także dostęp do informacji publicznej dot. trwającej pandemii COVID-19 zostałby ukrócony. Moglibyśmy zapomnieć, by światło dziennie ujrzała afera maseczek sprowadzonych do Polski samolotem Antonow (maseczki były bez niezbędnych certyfikatów).

– Nie dowiedzielibyśmy się, jak funkcjonariusze publiczni korzystają z mienia publicznego, jak wykorzystują służbowe samochody. Mielibyśmy ogromny problem z uzyskaniem informacji o premiach i nagrodach, co się przysłużyło w 2018 r. do dymisji premier Beaty Szydło. W ogromnym stopniu ograniczenie dostępu do informacji publicznej wpłynęłoby na prace dziennikarzy. Można sobie wyobrazić, że dostępne byłyby tylko informacje bardzo oficjalne, które nie są kontrowersyjne, a na pewno dla samej władzy nie są problematyczne – argumentuje prawnik Krzysztof Izdebski, dyrektor Fundacji Epaństwo.

Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska zakwestionowała m.in. zgodność z konstytucją przepisów, które zobowiązują do udostępnienia informacji publicznej „o osobach pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji” również w odniesieniu do informacji należących do sfery prywatności tych osób oraz do danych osobowych. Według I prezes SN normy mogą prowadzić do naruszenia zasady prywatności.

Wniosek I prezes SN dotyczy ponadto przepisów w zakresie, w jakim nie definiują konkretnie pojęć: „władze publiczne”, „inne podmioty wykonujące zadania publiczne” i „osoby pełniące funkcje publiczne”. Według Manowskiej przepisy te w nieuprawniony sposób poszerzają rozumienie podmiotów, które są zobowiązane do udostępnienia informacji publicznej.

Prezes Manowska zaskarżyła ponadto przepis tej ustawy przewidujący karę do roku więzienia dla tego, kto wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie udostępnia informacji publicznej. Jak oceniła, skoro przepisy mówiące o informacji publicznej nie są precyzyjne, to nie jest możliwe ustalenie podlegającego karze czynu zabronionego.

O uznanie części zaskarżonych przepisów za niekonstytucyjne wniósł w swoim stanowisku skierowanym do TK w końcu lipca br. Prokurator Generalny. Także Sejm w stanowisku z połowy listopada br. wniósł o uznanie części przepisów za niezgodne z ustawą zasadniczą. Z kolei RPO chce uznania części przepisów za zgodne z konstytucją, a w pozostałym zakresie o umorzenie sprawy.

Poza przewodniczącym sędzią Sychem i sprawozdawcą sędzią Krystyną Pawłowicz w składzie TK do tej sprawy znaleźli się jeszcze sędziowie: Stanisław Piotrowicz, Bartłomiej Sochański i Michał Warciński.

FAKT.PL

Więcej postów