Rosnące ceny gazu oraz instalacji kotłów grzewczych zniechęcają Polaków do inwestowania w modernizację ogrzewania domów. Wiele gospodarstw domowych woli pozostać przy „kopciuchach” i palić w nich czym popadnie. W ich ocenie lepiej zapłacić 500 zł mandatu, niż ryzykować inwestycję za kilkanaście tysięcy złotych. „Jesteśmy w najgorszym momencie na wymianę pieca” – przyznają zgodnie nasi rozmówcy.
W rankingu „Najbogatszych samorządów 2020” pisma „Wspólnota” – podwarszawski Nowy Dwór Mazowiecki jest na szóstym miejscu w kraju w kategorii najbogatszych miast powiatowych z dochodem 4834,92 zł dochodu na mieszkańca. Gdyby jednak sięgnąć po inny ranking – ten dotyczący jakości powietrza i inwestycji w jego czystość, próżno byłoby go szukać nawet w pierwszej setce miast.
Jak wynika z danych programu „Czyste Powietrze”, w II kwartale 2021 r., w Nowym Dworze Mazowieckim mieszkańcy złożyli tylko 7 wniosków, a w I kw. br. tylko 6 wniosków o dofinansowanie nowych instalacji grzewczych.
Dla porównania: w podobnej wielkości Wodzisławiu Śląskim było to odpowiednio 139 i 137 wniosków. Z kolei w znacznie mniejszym od Nowego Dworu Mazowieckiego Przasnyszu mieszkańcy złożyli takich wniosków w pierwszym półroczu tego roku łącznie 107.
Ludzie się wycofują, ceny szybują
Wojciech Lewandowski, referent ds. ochrony powietrza w Urzędzie Miasta Nowy Dwór Mazowiecki, w rozmowie z money.pl informuje, że łączna kwota dofinansowania na wymianę „kopciucha” to 6,5 tys. zł.
Część osób, które zdecydowało się na wymianę starego pieca na instalację gazową – zrezygnowała. Osoby, które się wycofały, podały, że przyczyną są zbyt odległe terminy przyłączenia ich posesji do instalacji gazowej. Jednak firmy, które zajmują się montażem instalacji gazowych, nieoficjalnie przyznają, że za rezygnacją często kryją się duże koszty inwestycji.
Jak informuje jeden z monterów z Nowego Dworu Mazowieckiego, za średniej klasy kocioł gazowy w domu do 120 m kw., wraz z przyłączem trzeba zapłacić ok. 10 tys. zł (plus lub minus ok. 20 proc. za robociznę). Do tego dochodzą coraz wyższe koszty gazu.
Ogromny wzrost kosztów już od nowego roku
Jak policzył portal wysokienapiecie.pl, w jednorodzinnym domu o powierzchni 120 m kw., który jest docieplony i mieszka w nim czteroosobowa rodzina, która zużywa do ogrzewania 24 MWh gazu ziemnego rocznie, miesięczne rachunki wzrosną z 331 zł do 481 zł. To o 150 zł brutto więcej miesięcznie, niż płacili do tej pory.
Jak podkreśla portal, nawet zapowiadana przez rząd obniżka VAT nie będzie w stanie zrekompensować spodziewanej podwyżki taryfy gazowej. Gaz kosztuje już grubo ponad 40 gr/kWh netto, podczas gdy po trzeciej w tym roku podwyżce gospodarstwa domowe kupują go po 11 gr/kWh netto.
Jak prognozują eksperci, nawet jeżeli od stycznia 2022 r. cena gazu wzrośnie do 15 gr (resztę podwyżki PGNiG będzie mógł rozłożyć na kolejne lata), koszty ogrzewania domu gazem wzrosną o 150 zł brutto miesięcznie.Obniżka VAT przez trzy miesiące zrekompensuje zaledwie połowę tych wydatków.
Kamil Sukiennik z Nowodworskiego Alarmu Smogowego obawia się, że rosnące ceny gazu i chęć zaoszczędzenia tysiąca złotych na ogrzewaniu jest dla wielu mieszkańców silniejszą pokusą, niż ich własne zdrowie.
Jak podaje nasz rozmówca, wiele osób pozostaje przy „kopciuchach”, nie dlatego, że nie stać ich na wymianę, ale dlatego, że mogą ich używać na Mazowszu praktycznie bezkarnie jeszcze do przyszłego roku.
Zmasowane kontrole, drony i mandaty
Co innego w Krakowie. Tam władze samorządowe już wyeliminowały problemem „kopciuchów” i palenia czym popadnie.
Jak informuje Edyta Ćwikilik, rzeczniczka prasowa krakowskiej straży miejskiej, regularne kontrole, które są przeprowadzane w Krakowie od 2009 r. – również z użyciem dronów – przyniosły efekty. – W tym sezonie grzewczym odnotowaliśmy tylko kilkanaście wykroczeń – informuje rzeczniczka.
Dodaje, że wśród tych, którzy mimo zakazu, opalają domy wciąż węglem, są głównie osoby, które z przyczyn formalno-prawnych (np. z powodu toczącego się postępowania spadkowego), nie mogą skorzystać z dofinansowania i wymienić ogrzewania.
– Palenie odpadami, takimi jak: sklejki, płyty pilśniowe, stare ramy okienne czy meble, praktycznie się u nas już nie zdarza. Ten problem został skutecznie wyeliminowany – podkreśla Ćwikilik.
Niestety, tego samego nie mogą powiedzieć jej koledzy z Olsztyna czy Nowego Dworu Mazowieckiego.
– Od września br. do początku grudnia przeprowadziliśmy 71 kontroli. Mandatem ukaraliśmy 18 osób – informuje Kamil Sułkowski, rzecznik prasowy olsztyńskiej straży miejskiej.
Jak podkreśla, wśród ukaranych mandatami (maksymalna wysokość to 500 zł), są też osoby, do których straż miejska co jakiś czas wraca. A wśród nich przeważają drobni przedsiębiorcy, którzy używają starych pieców, bo tam mogą spalać prawie wszystko. W jednym z olsztyńskich warsztatów samochodowych spalany był np. przepracowany olej silnikowy, a w stolarni – lakierowane płyty.
Spory problem dla Nowego Dworu Mazowieckiego
Również w Nowym Dworze Mazowieckim strażnicy miejscy znajdują w paleniskach niedozwolone surowce: resztki starych mebli, płyty pilśniowe, sklejkę oraz stare ramy okienne.
Komendant Straży Miejskiej, Piotr Rogoziński, przyznaje, że ci zamożniejsi mieszkańcy, chcąc zaoszczędzić, kupują marnej jakości węgiel lub palą mokrym drzewem. I chociaż nie jest to dopuszczalne, zwykle kontrola kończy się tylko na pouczeniu lub upomnieniu. Mandat dostają tylko ci, którzy emitują najbardziej niebezpieczne związki.
Pan Rafał z Nowego Dworu Mazowieckiego mówi wprost, że nie zamierza inwestować w wymianę starego kotła w swoim domu. – Niech pozamykają na początek fabryki! – wskazuje i dodaje, że nie ma pieniędzy ani na nowy kocioł, ani paliwo do niego.
O działaczach ruchów ekologicznych mówi krótko, że chcą zbawiać świat nie swoimi pieniędzmi. – Przy mrozach -20 stopni Celsjusza to i piece gazowe są trujące – podkreśla mężczyzna.
Na koniec dorzuca, że żadnych mandatów się nie boi. Jak podkreśla, kontrole w Nowym Dworze Mazowieckim są tylko, gdy ktoś doniesie, a sąsiedzi robią to samo co on, więc wszyscy raczej solidarnie milczą.
Jak podają urzędnicy nowodworskiego magistratu, według pobieżnych szacunków (miasto do tej pory nie ma zinwentaryzowanych kotłów pozaklasowych, gdyż firma, która wykonywała dla nich to zestawienie, przysłała im nierzetelne dane – przyp. red.), do wymiany pozostało jeszcze ok. 750 „kopciuchów”.