Polska w inflacyjnej czołówce świata. OECD: w 2022 r. gorzej tylko w dwóch krajach

Polska w inflacyjnej czołówce świata

Przez wysoką inflację w przyszłym roku szykuje się nam spadek realnych wynagrodzeń – wynika z prognoz OECD. Za przeciętne wynagrodzenie będziemy sobie mogli kupić o 0,5 proc. mniej niż obecnie. Tylko w Czechach spadek siły nabywczej płac ma być większy niż w Polsce.

Wysoka inflacja wbrew zaklęciom polityków obniża już siłę nabywczą naszych wynagrodzeń. Na to wskazują prognozy OECD, które pokazują nieco inny obraz niż statystyki GUS.

Przypomnijmy, płace zgodnie z danymi GUS wzrosły w październiku w przedsiębiorstwach o 8,4 proc. rok do roku, a z uwzględnieniem sfery budżetowej w trzecim kwartale poszły w gospodarce narodowej w górę o nawet 9,4 proc. rdr. Jednocześnie podawana przez GUS inflacja wyniosła w październiku 7,7 proc., czyli teoretycznie wzrost cen jest niższy niż wynagrodzeń. Inny obraz pokazuje OECD w swoich prognozach.

Te uwzględniają nie tylko samą stawkę wynagrodzenia, ale i czas pracy, jaki trzeba poświęcić, żeby pensję otrzymać. I według szacunków Organizacji, w związku z tym, że pracujemy więcej, to nasz wskaźnik wynagrodzenia (wage rate) wzrośnie w 2021 r. o prawie tyle samo, co inflacja. Prognoza mówi o wzroście płacy godzinowej o średnio 5,15 proc., podczas gdy inflacja ma wynieść zgodnie z prognozą 4,8 proc. średniorocznie (średnia z całego roku, a nie grudzień do grudnia). Realny wzrost płac to zgodnie z tymi prognozami zaledwie 0,4 procw 2021 r. A to i tak lepiej, niż będzie w przyszłym roku.

OECD szacuje, że w 2022 r. powinniśmy szykować się na spadek siły nabywczej naszych wynagrodzeń. Owszem, płace pójdą w górę i to nawet wysoko, bo o 5,7 proc., ale co z tego, skoro wszystko pochłonie inflacja? Ta ma wynieść aż 6,2 proc. – przewiduje Organizacja. Będzie to trzeci najwyższy wzrost cen na 47 analizowanych krajów o najwyższym w świecie poziomie rozwoju.

Od stycznia uderzą w nasze portfele podwyżki cen prądu i gazu. Rachunki za energię elektryczną mogą iść w górę o nawet 20 proc. – trwają obecnie negocjacje sprzedawców z URE. Przyczyną są galopujące ceny praw do emisji CO2, co dla wciąż opartej głównie na węglu polskiej energetyce jest ciosem szczególnie dotkliwym. Ceny gazu już poszły w górę, w niektórych gminach nawet o 170 proc. Do tego waga gazu i prądu we wskaźniku inflacji CPI prawdopodobnie wzrośnie. W tegorocznym wskaźniku gaz miał zaledwie 2,18 proc. wagi, a prąd 4,47 proc. Obniżka VAT i akcyzy na energię elektryczną co prawda obniży wzrost cen, ale to tylko na pięć miesięcy.

W rezultacie za przeciętne wynagrodzenie będziemy mogli sobie kupić o 0,5 proc. mniej niż w roku bieżącym – wynika z prognoz OECD. Byłby to pierwszy raz od 2013 r., kiedy realna siła nabywcza średniej krajowej spadnie.

Co więcej, w gronie 47 państw tylko w Czechach sytuacja ma być gorsza, bo realna płaca godzinowa spadnie o 1,9 proc. – prognozuje OECD. Trochę lepiej ma być w Polsce w 2023 r., kiedy realna płaca ma wzrosnąć w Polsce o 3,5 proc. Pod warunkiem, że inflacja zgodnie z prognozą zmieści się w 3,2 proc.

A będą kraje, gdzie już w przyszłym roku wynagrodzenia realnie pójdą mocno w górę i chodzi tu o kraje bliskie nam geograficznie. Na Węgrzech wzrost z uwzględnieniem inflacji ma wynieść 5,3 proc., a na Litwie – 5,1 proc. W latach 2019-2020 Litwa notowała zresztą wzrost realnej płacy godzinowej o ponad 6 proc. rocznie, a w 2021 r. ma to być aż 6,9 proc. Co prawda inflacja w ostatnich dwóch miesiącach wystrzeliła tam w górę nawet do wyższych poziomów niż w Polsce (w październiku przebiła 8 proc., a w listopadzie 9 proc.), ale średniorocznie wg OECD będzie to zaledwie 3,8 proc. Po prostu ceny rosną tam dużo krócej niż u nas i krócej odbijały się na kosztach życia.

Wzrost PKB blisko średniej światowej

Prognozy OECD uwzględniają już pojawienie się nowej mutacji koronawirusa Omikron. Pokazują jednocześnie, jak mocno gospodarki reagowały na pandemię i jak to przełożyło się na ich wzrost gospodarczy.

Polski PKB w 2021 r. ma zwiększyć się o 5,3 proc. rdr (tyle, ile GUS podawał za trzeci kwartał br.) i nie będzie to rewelacyjny wynik, bo prognozowana średnia światowa to 5,6 proc. Nie można tu jednak nie uwzględniać pandemicznych spadków w 2020 r. Niektóre kraje miały wtedy dołek dużo poważniejszy niż Polska, więc obecne odbicie może być tylko z powodu tego dołka wyższe niż w Polsce.

Licząc w skali dwóch lat, nasz PKB ma być wg prognoz OECD wyższy o 2,6 proc. w 2021 r. od PKB z 2019 r. Ten szacunek już uwzględnia inflację. Daje to nam dość wysokie, bo 12. miejsce na 47 badanych krajów. Średnia światowa to niecałe 2 proc. wzrostu.

Na czele stawki w zestawieniu dynamiki PKB 2019-2021 jest Irlandia z szacowanym wzrostem o aż 21,9 proc. Lokalizacja w tym kraju amerykańskich gigantów branży sprzętu komputerowego oraz europejskich siedzib wielkich firm internetowych robi swoje.

Kolejne miejsca zajmują: Turcja (+11 proc. wzrostu PKB od 2019) i Chiny (+10,6 proc.). Turcja inflacją i spadkiem kursu liry obniżyła realne wynagrodzenia swoich mieszkańców, więc lokowanie tam działalności może być coraz bardziej opłacalne dla inwestorów zagranicznych. Siła robocza jest już tańsza niż Chinach, a geograficznie to bliżej do centrum Europy, więc i problemy logistyczne nie spędzają snu z oczu importerom.

Po ostatnich spadkach liry średnie wynagrodzenie w Turcji wynosi netto zaledwie 285 dol. miesięcznie – wynika z danych serwisu numbeo.com, umieszczanych tam przez jego użytkowników. W Chinach jest to 1 054 dol., a w Polsce – 875 dol. Sytuację Turków w takim zestawieniu poprawiają ceny żywności niższe o około jedną trzecią niż w Chinach i o połowę niższe niż w Polsce.

Chiny w tym zestawieniu zyskują, bo w 2020 r. ich PKB wbrew ogólnoświatowej tendencji nie spadał, a urósł o 2,3 proc., czyli nie było wspominanego wyżej dołka. W pandemii okazało się, że gospodarki eksportowe zyskiwały mocno w pandemicznej gospodarce świata. Pod warunkiem, że nie skupiały się na eksporcie samochodów, bo ta branża akurat traciła.

Nasze 13. miejsce w tegorocznym rankingu światowym ma poprawić się po 2022 r., kiedy polska gospodarka ma urosnąć o 3,3 proc. Z wzrostem liczonym za lata 2019-2022 rzędu 8 proc. mamy według OECD zajmować już 11. miejsce na świecie na 47 badanych krajów. Wciąż na czele będzie wtedy Irlandia, a na drugie miejsce przed Turcję mają wskoczyć Chiny.

Dług rósł tam, gdzie restrykcje największe

Istotne jest jednak nie tylko to, jak rósł PKB, ale też, jakim się to odbyło kosztem. Przecież nie jest tajemnicą, że rządy stymulują wzrost gospodarczy, zwiększając dług publiczny. W czasie pandemii rządy tym bardziej stymulowały gospodarkę, im większe nakładały na nią restrykcje, by się przed pandemią uchronić.

I tak, według prognozy OECD, która niestety dotyczy wyłącznie 25 krajów Unii Europejskiej, w latach 2019-2021 najbardziej wzrósł poziom długu (wg kryteriów z Maastricht) w Hiszpanii – o aż 24,6 pp. PKB z 95,5 proc. do prognozowanych na 2021 r. 120,1 proc. PKB.

Na drugim miejscu są Włochy ze wzrostem o 20,3 pp. do 154,6 proc. PKB, a na trzecim Wielka Brytania – wzrost o 19,7 pp. do 103,5 proc. PKB.

Polska na tej liście jest w połowie stawki, na 12. miejscu na 25 krajów. Dług urośnie nam według prognozy o 12,6 pp. PKB do 58,3 proc. PKB. Jeszcze powinniśmy się zmieścić w unijnych kryteriach konwergencji, które obligują nas do utrzymania poziomu 60 proc. PKB.

W Irlandii z racji wysokiego wzrostu PKB dług publiczny nawet spadł o 1,5 pp. do 55,8 proc. PKB. W Szwecji dług rósł, ale relatywnie nieznacznie. Ten kraj jest zresztą światowym symbolem braku restrykcji pandemicznych i taki sposób reakcji przekłada się nie tylko na statystyki zachorowań i zgonów, ale także na statystyki gospodarcze. W 2021 r. poziom zadłużenia publicznego w Szwecji ma być o zaledwie 1,9 pp. PKB wyższy niż w 2019 r. i ma wynieść 36,8 proc. PKB.

Najbardziej zadłużonym krajem Unii na koniec br. wciąż ma być Grecja z długiem na poziomie 192 proc. PKB. Tu przyrost był niższy niż w Polsce, bo o 11,4 pp PKB. Na drugim miejscu mają być Włochy, a na kolejnych Portugalia i Hiszpania. To dość istotne zestawienie, bo w momencie, gdy stopy procentowe zaczną iść w górę, te kraje wpadną w największe problemy rosnących kosztów obsługi zadłużenia.

Do podwyżki stóp procentowych w strefie euro może dojść, jeśli taką decyzję podejmie amerykański Fed. Notowania kontraktów na stopy procentowe na chicagowskiej giełdzie towarowej CME sugerują, że pierwsza podwyżka o 0,25 pp. może być już z 26,3-procentowym prawdopodobieństwem nawet w marcu. Na to, że odbędzie się to najpóźniej w czerwcu stawia już zdecydowana większość rynku – 82,6 proc., z czego 27,8 proc. obstawia, że stopy wzrosną o więcej niż 0,5 pp.

Wzrost stóp Europejskiego Banku Centralnego o 0,5 pp. oznaczałby dla Grecji konieczność przeznaczania prawie 1 proc. PKB więcej na obsługę długu. A mowa o kraju, którego PKB w ostatnich latach częściej spadał niż rósł.

Prognozy OECD przewidują wzrost stóp procentowych w strefie euro dopiero od 2023 r. Na oprocentowaniu długoterminowych obligacji greckich ma się to odbić w podwyżce odsetek od długoterminowych obligacji rzędu 0,3 pp., a Włochy mają płacić o około 0,1 pp. więcej.

W przypadku Polski według prognoz OECD budżet będzie musiał płacić już w przyszłym roku o 0,8 pp. więcej odsetek niż w roku bieżącym, czyli 2,7 proc. od obligacji długoterminowych. Obecne rentowności obligacji 10-letnich emitowanych przez polski rząd są wyceniane na 3,3 proc., więc poziomy musiałyby się obniżyć, gdyby miała się spełnić prognoza Organizacji.

businessinsider.com.pl

Więcej postów