Rodzice Pawła Adamowicza: nie wiemy czy syn żył, gdy go żegnaliśmy…

Teresa (85 l.) i Ryszard (92 l.) Adamowiczowie po raz pierwszy publicznie zdecydowali się opowiedzieć o tragedii, jaka ich spotkała. Tylko Faktowi mówią o strasznym zbiegu okoliczności, o tym, że nie chcieli by syn startował w wyborach i wspominają ostatnie chwile z ukochanym Pawełkiem… Rozmawiali z nim na trzy godziny przed atakiem… Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (†53 l.) został zaatakowany przez nożownika 13 stycznia 2019 roku podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Następnego dnia zmarł w szpitalu.

 Panie Ryszardzie w książce „Gdańsk jako wyzwanie” pan prezydent pisał o tym jak pan się znalazł tutaj w Gdańsku. Przyjechał Pan tu z Wilna w 1946 roku w wagonie towarowym, w książce czytamy m.in. „Przed sobą zobaczyli surowe, gotyckie budowle z czerwonej cegły i wypalone ulice Głównego Miasta. Może uwiodła ich uroda pobliskich krajobrazów, może po wielu dniach tułaczki nie mieli siły jechać dalej”. Czy ten Gdańsk to był dobry wybór? 

Ryszard Adamowicz (92 l.): Dobry i świadomy wybór. Tata był stolarzem, miał taki jednoosobowy zakład stolarski. Gdańsk był wtedy bardzo zniszczony. Wszędzie naokoło gruzy były. Tato, a także ja przyczynialiśmy się do odbudowy miasta.

 Zaznacza w tej książce jak ważni byli dla niego rodzice. I jak dobrze go wychowali. Od tego zaczął tę książkę. 

Ryszard Adamowicz: Od nas przyjął to zamiłowanie do Wileńszczyzny, do kresów wschodnich. Po latach, w trakcie tych zmian 1989-90 sąsiadka namówiła Pawełka, by kandydował do rady miejskiej. Pawełek posłuchał i tak zaczęła się jego praca w samorządzie. Najpierw był radnym, potem przewodniczącym rady miasta, a potem prezydentem.

 Państwo popierali taką drogę syna? 

Teresa Adamowicz (85 l.): Na początku tłumaczył nam, że w ogóle nie miał zamiaru startować w tych wyborach na radnego. Ale nasze dwie sąsiadki go jednak namówiły, same go zgłosiły i już tak zostało. Później jak już były te nagonki to człowiek chciał, żeby on zrezygnował. To wszystko było naprawdę nie do zniesienia. Nasza starsza wnuczka Antosia bardzo cierpiała. Płakała, bo nie mogła zrozumieć, że tata jest tak obrażany. Stąd pojawił się pomysł na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Antosia i Tereska chodziły tam do szkół.

 Prosiliście Państwo, by już nie kandydował w ostatnich wyborach? 

Teresa i Ryszard Adamowiczowie: Tak, namawialiśmy go, by zrezygnował ze startu.

Teresa Adamowicz: Już poprzednio mówiłam mu, pamiętaj, żeby to było ostatni raz. Dopiero po mojej śmierci będziesz mógł to zrobić. On jednak postanowił inaczej. Usłyszałam w telewizji, że będzie kandydował. A przecież był na uczelni, miał robić doktorat. Miał dobry kontakt ze studentami. Potem przecież proponowano mu kandydowanie do Europarlamentu, ale on nigdzie nie chciał iść. Chciał być w Gdańsku. Tak się zakochał w tym mieście…

Ryszard Adamowicz: Przekonali go koledzy z tamtych lat i kandydował.

 Pamiętacie Państwo ostatnie spotkanie? 

Teresa Adamowicz: 13 stycznia był tutaj u nas. W przeddzień się umówił z nami, że przyjdzie na obiad. To była tradycja. Często całą rodziną przychodzili do nas na obiady. Wtedy przyszedł sam, bo synowa z córeczkami zostały w Stanach. Przyszedł koło 13 na obiad, zjadł i chciał na chwilę się zdrzemnąć, bo w nocy źle spał. Położył się, ale nie mógł zasnąć i po 15 minutach powiedział, że idzie kwestować na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Miał ze sobą skarbonkę. Wrzuciłam mu 20 złotych, by mu się dobrze zbierało i poszedł. To było chyba po 14.

 To spotkanie było jakieś niezwykłe? Czy przyszedł jak zawsze i wyszedł jak zawsze? 

Ryszard Adamowicz: Było normalnie, jak zawsze.

Teresa Adamowicz: Potem po 17 zadzwonił do nas i był taki zadowolony, bo zebrał już całą puszkę, to było więcej niż zawsze. Potem miał iść na protest pod sądem. Nie minęła godzina a zdzwoniła wnuczka Antosia. Pytała co u nas słychać. Przekazałam jej, że tata już skończył zbieranie i jest zadowolony. Ona zapytała wtedy, która jest u nas godzina. Była 18.30. A to przecież przed 20 się stało…

 Człowiek nie myślał, że coś takiego może się wydarzyć… 

Teresa Adamowicz: Tak… Ale tak sobie myślę, że był jeden zbieg okoliczności. Mąż wtedy był chyba w pokoju obok. Ja oglądałam telewizję, a przy okazji przeglądałam prasę z całego tygodnia. I natrafiłam na wiadomość o akcji Młodzieży Wszechpolskiej, która wystawiła “akty zgonu politycznego” 11 prezydentom miast, w tym Pawłowi. I wtedy zadzwoniłam do młodszej siostry, która mieszka w Warszawie. I mówię jej o tym, a w tej samej chwili w telewizji pojawiła się informacja o ataku na Pawła… Pomyślałam, wyrok został wykonany…

 Była jeszcze nadzieja, że może jednak zdarzy się cud? 

Teresa Adamowicz: Miałam nadzieję, że został tylko ranny, bo on przecież wysoki… Może ten napastnik był niski i do serca nie doszedł… Tak wtedy myślałam.

Ryszard Adamowicz: Nadzieja była. Dopiero jak następnego dnia rano pojechaliśmy do szpitala to zobaczyliśmy jak bardzo jest źle.

Teresa Adamowicz: Rano 14 stycznia synowa, czyli żona Piotra zadzwoniła do nas i zapytała, czy chcemy zobaczyć Pawła. To było chyba koło 8. Powiedziałam, że tak. Pojechaliśmy do szpitala, czekał na nas Piotr, czekali lekarze i zaprowadzili nas do Pawła. Był tam też ksiądz Ireneusz Bradtke, proboszcz Bazyliki Mariackiej, który całą noc czuwał przy nim. „Ciągle nie mam odwagi go zapytać, czy wtedy jak my tam przyszliśmy to czy Paweł żył. Zapamiętałam, że Paweł miał gołe stopy, bo on przecież taki wysoki, że wystawały… Miał podłączone różne rurki, pogłaskałam go po łysinie i po policzku…”

Ryszard Adamowicz: „Pocałowałem go w czoło. Miał ciepłe czoło. Sprawiał wrażenie jakby spał. Ale lekarz powiedział nam, że stan jest krytyczny.”

Teresa Adamowicz: Zaopiekował się nami ksiądz Bradtke. Wrócił z nami w domu. Opowiadał nam, że był cały czas przy Pawle, nawet podczas operacji, modlił się. Dał też ostatnie namaszczenie. Pomyślałam, że spytam go kiedyś, bo przecież się znamy i mamy kontakt, czy on uważa, że jak my tam przyjechaliśmy to czy Paweł jeszcze żył. Bo mógł już nie żyć…

 Macie Państwo żal do obecnej władzy za to, co się stało? Czy to, że ten człowiek zaatakował to jest wina obecnej władzy? 

Teresa i Ryszard Adamowicz: Tak. Trochę tak. To, co się dzieje w Polsce jest niemożliwe. Nie do przyjęcia jest sposób wypowiadania się o przeciwnikach politycznych.

 Myślicie Państwo, że napastnik, Stefan W. to wszystko zaplanował? 

Teresa Adamowicz: Jak to możliwe, że on w ogóle mógł wejść na tę scenę. Skoro mówią, że jest niepoczytalny to przecież mógł też zaatakować wcześniej, kiedy Paweł po mieście chodził z puszką, a wybrał taki moment… Skoro jest niepoczytalny to czemu nikogo po drodze nie zaatakował…

Ryszard Adamowicz: Ja uważam, że to było zaplanowane.

 Nie wierzycie Państwo, że był niepoczytalny? 

Teresa Adamowicz: Ja nie wierzę. Słyszałam, że on przecież wcześniej na Wyspy Kanaryjskie jeździł to człowiek w takim stanie, umiałby załatwić sobie taki wyjazd. Nie wiem…

 Uda się wyjaśnić tę sprawę? Mija rok a jesteśmy w punkcie wyjścia… 

Teresa Adamowicz: Nie wierzę. Przecież pojawiły się nawet informacje, że ktoś jeszcze dzień przed atakiem na Pawła napisał w internecie, że Adamowicz zginie… Kto to napisał, dlaczego nikt tego nie sprawdza. Podobno dotarli do kogoś, ale ten ktoś zaprzeczył i sprawa ucichła.

Ryszard Adamowicz: Trochę długo to wszystko trwa. Dziwne to jest wszystko.

 Jesteście Państwo gotowi na to, żeby się spotkać z nim albo z jego matką? 

Teresa Adamowicz: „Nie, ja nie chcę… To byłoby dla mnie straszne, wie pani?”

 Pan, panie Ryszardzie, mówił o wybaczeniu mordercy… 

Ryszard Adamowicz: Jeszcze chce dopowiedzieć taką rzecz, na pewno ta nagonka polityczna tworzyła taką atmosferę, która sprzyjała osobom niepoczytalnym, jeśli był niepoczytalny. On przecież zaraz po ataku miał pretensje, że siedział w więzieniu za czasów Platformy Obywatelskiej. Być może to było przyczyną planowania tego ataku, bo na pewno to było zaplanowane. Nie wiem czy na ten dzień i na tę godzinę, to trudno stwierdzić, ale uważam, że ta sytuacja sprzyjała. Osoby niezrównoważone na pewno czekają na takie momenty. Ja osobiście, gdyby zgłaszała się matka sprawcy to mógłbym z nią porozmawiać osobiście. Modlę się o niego, żeby Bóg dał mu nawrócenie. Żeby był poczytalny i przemyślał swój krok.

Teresa Adamowicz: Nie wierzę, że on ma schizofrenię. Znałam człowieka, który chorował, pomagaliśmy mu po śmierci matki, ale on zupełnie inaczej się zachowywał, bał się bardzo o siebie, ale do nikogo nie miał pretensji, nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić. Ta osoba popełniła samobójstwo. Trudno mi powiedzieć, czy Stefan W. jest chory, bo się na tym nie znam, ale stało się to akurat wtedy, gdy ogłoszono te wyroki śmierci dla tylu osób, w tym Pawła. Dlaczego nie ma żadnych konsekwencji dla tych osób, które wydały te wyroki śmierci?

 Jaką karę powinien ponieść Stefan W.? 

Teresa Adamowicz: Jaką karę, jaką karę, wie pani… To życia naszemu synowi nie zwróci. Nie wiem…

 Po mszy pogrzebowej premier podszedł do Państwa, o czym rozmawialiście? 

Teresa Adamowicz: „Premier podszedł, podał mi rękę, a ja powiedziałam: panie premierze, to co się dzieje to jest bardzo źle, a od pana dużo zależy, a on nic nie powiedział.”

Ryszard Adamowicz: Premier złożył kondolencje, wyraził współczucie. Ścisnął mi rękę, a ja jemu i na tym się skończyło.

 A co chcieliby Państwo powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu? 

Ryszard Adamowicz: Ma już takie lata, że powinien już odejść z polityki i zostawić to młodszym od siebie.

 Zbliża się pierwsza rocznica tragedii. Jak Państwo spędzą ten dzień? 

Ryszard Adamowicz: Będziemy uczestniczyć we mszy świętej. Pewnie wybierzemy się też do Europejskiego Centrum Solidarności. Ten dzień spędzimy jednak w ciszy.

 Czy teraz, jak spacerujecie państwo po Gdańsku, to ciężko jest przejść obok Targu Węglowego, miejsca, w którym to wszystko się wydarzyło? 

Ryszard Adamowicz: Raczej chodzimy prosto do Bazyliki Mariackiej.

 A nie obawiacie się Państwo o los drugiego syna, Piotra oraz synowej? Oboje zajmują się teraz polityką. Nie boicie się o to, że i im może wydarzyć się coś złego? 

Ryszard Adamowicz: Ja się nie obawiam. Synowa jest bardzo dzielna. Proszę jednak, by zwracała uwagę na swoje bezpieczeństwo.

 Jakim dzieckiem był Paweł Adamowicz? 

Ryszard Adamowicz: Był bardzo grzeczny, bardzo pracowity. Potrafił słuchać nas, rodziców. Mieliśmy jednak trochę kłopotów ze względu na jego zdrowie.

Teresa Adamowicz: On przez pewien czas nie chodził przez to do szkoły. Uczył się wtedy w szpitalu. A chorował ponad 7 lat.

 Czują Państwo dumę z tego, jak wychowali syna? 

Ryszard Adamowicz: Tak. On przeszedł życie dobrze czyniąc. Nie tylko pracując dla ogółu, ale też pojedynczych osób. Pomagał wielu ludziom.

Teresa Adamowicz: Pomagał, ale jak ktoś go prosił o pieniądze, to wolał spytać co jest tej osobie potrzebne i kupić to samemu.

Ryszard Adamowicz: Nie tylko my go ceniliśmy. Po jego śmierci kontaktowało się z nami wielu nieznanych wcześniej ludzi i to z różnych części kraju. List i paczkę dostaliśmy m. in. aż z Nysy. Okazali ogromne współczucie, byliśmy i jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Te drobne gesty bardzo nam pomogły.

Teresa Adamowicz: Tak bardzo chciałam zdobyć telefon, żeby tym ludziom z Nysy podziękować. Dopiero dwa miesiące temu dzięki pomocy sąsiadów, których pytałam, czy znają kogoś w Nysie udało mi się z nimi skontaktować. Okazało się, że moja sąsiadka ma w Nysie kuzynkę. Spytałam, skąd znali nasz adres? Odpowiedzieli, że w telewizji podczas pogrzebu jeden z przystanków konduktu żałobnego zatrzymał się przy naszej ulicy, przy domu, w którym dorastał Paweł. Paczkę i list wysłali więc nie znając dokładnego adresu. A i tak doszły. Potem dostaliśmy też od nich prezent na Boże Narodzenie. Ludzie, których nie znaliśmy okazali ogromną życzliwość.

 W jaki sposób Gdańsk powinien upamiętnić Pawła Adamowicza? 

Ryszard Adamowicz: Chciałbym, by o tym decydowali mieszkańcy Gdańska.

 A czy Gdańsk jest obecnie w dobrych rękach? 

Ryszard Adamowicz: Tak, pani Dulkiewicz była zastępcą Pawła. Wdrażała się w działanie na rzecz Gdańska pod jego okiem. Na pewno bardzo dużo na tym skorzystała. Na tę chwilę nie popełniła żadnych nagannych błędów. Życzymy i jej i Gdańskowi powodzenia.

 Rozmawiali: Maja Fenrych i Paweł Piórski 

Ostatnie wspólne zdjęcie rodziny Adamowiczów. Wykonano je w listopadzie 2018 r. tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich

Paweł Adamowicz, prezydentem Gdańska był ponad 20 lat. Zmarł 14 stycznia 2019 roku

Paweł Adamowicz, to zdjęcie wykonano na początku lat 70-tych XX wieku

Ryszard Adamowicz z ostatnim zdjęciem z synem. Wykonano je w listopadzie 2018 r.

Teresa i Ryszard Adamowiczowie, rodzice Pawła Adamowicza w rodzinnym domu prezydenta

Teresa i Ryszard Adamowiczowie, rodzice Pawła Adamowicza w ulubionym pokoju syna w rodzinnym mieszkaniu. Tu spędził chwile na kilka godzin przed atakiem

FAKT.PL

Więcej postów