Paweł Kowal dla Faktu: zwariowaliśmy, jakby wszystkich diabeł opętał!

– Miałem wrażenie chwilami, że nawet jeśli ktoś dostaje Nobla w Polsce, to żeby został odpowiednio i od razu uhonorowany, musi klaskać władzy. Jeśli krytykuje, to nie zasługuje na to, żeby wszyscy byli z niego dumni – mówi Paweł Kowal w rozmowie z Faktem. Obecny poseł Koalicji Obywatelskiej opowiada o swoim zaskoczeniu reakcjami Polaków na literackiego Nobla dla Olgi Tokarczuk.

 Co się stało, że nie potrafimy cieszyć się jako Polacy z tego, co stało się w Sztokholmie? Dlaczego zamiast gremialnych gratulacji dla noblistki Olgi Tokarczuk mieliśmy plemienną, polityczną wojnę ? 

– Myśli pani, że ktoś ma taką odpowiedź?

 Pytam pana, jak pan to widzi… 

– Bo żeśmy zwariowali, jakby wszystkich diabeł opętał. Wszyscy ze wszystkimi walczą, nie zastanawiałem się wcześniej, dlaczego nie potrafimy cieszyć się z ewidentnego sukcesu. Jestem kompletnie zaskoczony reakcją szczególnie obozu władzy. Miałem wrażenie chwilami, że nawet jeśli ktoś dostaje Nobla w Polsce, to żeby został odpowiednio i od razu uhonorowany, musi klaskać władzy. Jeśli krytykuje, to nie zasługuje na to, żeby wszyscy byli z niego dumni. Na szczęście niektórzy się połapali i zreflektowali. Na przykład prezydent to zrobił, ale początkowa reakcja polegała trochę na przemilczaniu, trochę na dezawuowaniu i krytykowaniu.

 Co pana uderzyło najbardziej w tym wszystkim? 

– Wyszła taka cecha, która jest głęboko w naszym charakterze narodowym, czyli grymaszenie. Nagle się okazało, że mimo iż Polka dostaje najważniejszą nagrodę na świecie, to niemal każdemu się coś nie podoba. Myślę, że jak Reymont dostawał Nobla czy Sienkiewicz, to też byli ludzie, którzy uważali, że ich pisarstwo nie jest najlepsze czy się z nimi nie zgadzali. Ale coś strasznego się stało, że tym razem ludzie nie potrafili tych swoich niechęci czy swoich ograniczeń nawet na krótki czas przyhamować.

 Powiedział pan o obozie władzy, ale czy nie ma pan wrażenia, że druga strona też poszła po bandzie – w taką ultraeuforię, przedstawiając nagrodę dla Tokarczuk jak coś, co nigdy w historii się nie zdarzyło i też politycznie wykorzystywać sytuację? 

– Coś takiego było, to nie jest pierwszy Nobel dla Polaków, ale akurat nie mam pretensji o tę euforię. To jest naprawdę prestiżowa nagroda, w polskiej tradycji i historii ten Nobel z literatury był za każdym razem pewnym znakiem jakiegoś nowego czasu. Też tak trzeba podejść do tego Nobla dla Tokarczuk, że to znak.

 Ale czego? 

– Jakiejś zmiany społecznej, jakiegoś innego podejścia do siebie nawzajem. Najciekawsze było to, że ona powiedziawszy w wykładzie noblowskim o tej czułości narratora, zebrała tak dużo odpowiedzi. Natychmiast różni ludzie w różnych kontekstach zaczęli używać tego określenia. Coś w tym jest do zastanowienia. Może to jest znak, że właśnie tej czułości Polakom brakuje. Nie jakichś superemocji, wielkiej miłości, tylko planu minimum Polakom potrzeba. Jednym w stosunku do drugich. Bardzo mnie zaskoczyło, że to proste słowo Tokarczuk spotkało się z takim odzewem, w mediach społecznościowych szczególnie.

FAKT.PL

Więcej postów