Kolejna napaść na Ukraińca w Polsce. Dlaczego wciąż udajemy panów na zagrodzie?

W nocy z piątku na sobotę doszło w Warszawie do kolejnego incydentu na tle narodowościowym. Grupa pijanych Polaków pobiła kierowcę Ubera, bo słuchał swojej muzyki. Dlaczego wciąż udajemy panów na zagrodzie?

– A pan kiedyś pracował za granicą? – pyta, powątpiewając, ukraińska fryzjerka. Nie inicjowałem tej rozmowy. Tak jakoś wyszło. Był 22 lutego, w mediach mówiło się o piątej rocznicy Euromajdanu i Rewolucji Godności. Dla wielu to bardzo gorzka rocznica. Swietłany, pięćdziesięciolatki z Iwano-Frankiwska, przepychanki oligarchów w Kijowie nie interesują. I choć wojna toczyła się setki kilometrów od jej domu i salonu, odczuła ją na własnej skórze. Przyszła w postaci recesji, załamania gospodarki i wezwania syna do wojska.

Polacy i Ukraińcy – czy coś nas łączy?

Rodzina przeniosła się do Polski. Nie ona jedna. Dziś mieszka nad Wisłą ok. 1 250 000 Ukraińców. Jeszcze w 2011 r. narodowość ukraińską w spisie powszechnym deklarowało… 50 tys. osób. Ukraiński exodus trwale zmienił demografię największych polskich miast. Wyraźnie widać to w stolicy, ale także we Wrocławiu, gdzie co dziesiąty mieszkaniec pochodzi z Ukrainy, a mniejszość wydaje własny organ prasowy. O wyborze Polski decydują głównie geografia i relatywnie lepsze zarobki. Choć nie zawsze – Swietłana u siebie akurat zarabiała więcej.

Celowo wśród polskich zalet nie wymieniam bliskości kulturowej. Ta często jest pozorna i bazuje na względnie podobnym brzmieniu języków. Transfery ludności, sowietyzacja, a także najbardziej błaha różnica w zapisie alfabetycznym spowodowały, że i tak nie najlepsza łączność kulturowa została de facto zerwana. Dziś – mimo konfliktu zbrojnego – to rosyjskie filmy i muzyka rezonują na Ukrainie, a nie polskie teksty kultury. Podobnie zresztą jest z nami. Konia z rzędem temu, kto mówi po ukraińsku i czuje się jako tako zapoznany z tamtejszą kulturą.

Fiasko polskiej dyplomacji w relacjach z Ukrainą

Różnice można by stopniowo minimalizować, gdyby była taka polityczna wola. Tymczasem polski rząd dobrze wie, ile zyskuje na pracy Ukraińców, ale nie zamierza im pomagać w aklimatyzacji. Przeciwnie, cztery lata pisowskiej dyplomacji to na tym polu pasmo porażek. Z Ukrainą przywykliśmy rozmawiać wyłącznie o zbrodniach OUN-UPA, Wołyniu czy Galicji Wschodniej. Ba, jeszcze rok temu wysoko postawiony pracownik MSZ Jan Parys wspominał, że… niepodległa Ukraina nie jest Polsce do niczego potrzebna.

Stoi to w jawnej sprzeczności z założeniami polityki zagranicznej uprawianej przez Lecha Kaczyńskiego. Prezydent dbał o kwestię polityki historycznej, ale jednocześnie zabiegał, żeby wytwarzać dla niej specjalny kanał, tak by w jak najmniejszym stopniu wpływała na bieżącą politykę zagraniczną.

Kierowca Ubera „zawinił”, bo słuchał ukraińskiej muzyki

Mając to wszystko na względzie, trudno się dziwić, że dochodzi do takich sytuacji jak ta z piątkowej nocy. Dla Romana, kierowcy dużego, ośmioosobowego samochodu w Uberze, wożenie pijanych warszawiaków to normalka. Ale tym razem nie obyło się bez kłopotów. Kierowca słuchał w drodze ukraińskiej muzyki. W dodatku nie miał radia samochodowego i nie mógł włączyć piosenki disco polo, której zażyczyli sobie pasażerowie. Zaczęli go wyzywać od „je…nych Ukraińców”. Roman zatrzymał pojazd i kazał im szukać innej taksówki. Wtedy rozpętała się bójka.

Roman nagrał incydent telefonem. Słychać jednego z pasażerów: „Żyjemy, ku…a, nie na Ukrainie, gdzie każdy walczy o kawałek chleba. Żyjemy, ku…a, w Polsce”. Polacy wyciągnęli kierowcę z auta i bili.

Namierzenie sprawców będzie proste – korzystali z aplikacji Ubera. Ale nie zawsze tak jest. Wiele tego typu przypadków nie jest zgłaszanych na policję ze względu na strach i poczucie bezradności. Na stronie Prokuratury Krajowej próżno szukać najnowszych statystyk dotyczących przestępstw popełnianych z pobudek rasistowskich. W pierwszej połowie 2017 r. spraw o przestępstwa popełnione z pobudek rasistowskich, antysemickich lub ksenofobicznych było 696 – w porównaniu do 566 w identycznym okresie w 2016 r. i 497 w 2015.

Ukraińcy nam odpłyną – do Niemiec i Czech

Tymczasem nasi sąsiedzi – odwrotnie niż my – zdają sobie sprawę z tego, jakim skarbem mogą być Ukraińcy. Dlatego już dziś robią wszystko, by emigracyjna fala, zamiast trafić do Polski, dotarła do Niemiec lub Czech. Ci pierwsi planują mocno ułatwić procedury pozwalające podjąć pracę w Niemczech wykwalifikowanym specjalistom spoza Unii Europejskiej, ci drudzy już dysponują programem „Režim Ukrajina”, który skraca proces zatrudnienia do trzech miesięcy. Polskie szczęście w nieszczęściu, że wciąż nie działa najlepiej.

Jeśli jednak tendencja się utrzyma, to w 2020 r. Niemcy otworzą swój rynek, a Czesi wypełnią luki w swoim systemie. Nam pozostanie wyłącznie stwierdzenie, że znów mieliśmy w ręku złoty róg.

JANEK ROJEWSKI

Więcej postów