W obozie dobrej zmiany trwa spór o doktrynę. Kto zesłał Polsce Andrzeja Dudę – Bóg czy prezes? A jeśli prezes, to czy pomazańcowi wolno iść własną drogą?
Wtorkowe popołudnie, dzień po ogłoszeniu prezydenckich ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Do skromnej salki w żoliborskim domu pielgrzyma Amicus wchodzi spóźniony prezes. Czekającym na niego posłom od razu rzuci się w oczy jego niezdrowy wygląd: jest blady i kuleje na jedną nogę.
– Nie będę ukrywać, projekty pana prezydenta mnie zaskoczyły – zaczyna. – Myślałem, że po ich prezentacji dojdzie jeszcze do rokowań, ale nie doszło. Reforma sądownictwa jest potrzebna, ale nic na siłę.
Wytyka, że propozycja Dudy, by każdy poseł głosował na jednego członka KRS, jest nieprzemyślana. I podważa kompetencje prawników, którzy przygotowali ten projekt. Jak mówi, członków Rady zamiast tego można by wybierać większością 3/5 w Sejmie, a w razie pata – w Senacie.
– Jeśli szybko nie uchwalimy reformy sądownictwa – ciągnie – to nic więcej w tej kadencji już nie zrobimy. Nie będzie dekoncentracji mediów ani zmian w ordynacji wyborczej. Nie możemy sobie pozwolić na kolejny konflikt z naszym prezydentem.
Mówi też, że Duda podczas niedawnego spotkania w Belwederze po raz kolejny narzekał na Zbigniewa Ziobrę. Sam nie powie o nim złego słowa, o skonfliktowanym z prezydentem szefie MON Antonim Macierewiczu, który całe spotkanie milczy, też nie. Za to zadeklaruje: – W listopadzie, na dwulecie rządu, dojdzie do dużej rekonstrukcji. Są ministrowie, którzy radzą sobie bardzo dobrze, ale są też tacy, którzy się nie sprawdzili. I ci będą musieli odejść.
Horrendum, impertynencja
Narada w żoliborskim domu pielgrzyma to druga z tak zwanych ćwiartek. Kaczyński kazał podzielić klub PiS na cztery części i po kolei spotyka się z każdą z nich.
Mówi polityk z jego otoczenia: – Jarosław wie, że posłom bardzo zależy na dekoncentracji mediów i noweli ordynacji. Dlatego uzależnia przeprowadzenie tych zmian od reformy sądownictwa, która z kolei jest ważna dla niego. Chce w ten sposób zmusić partię do wzmocnienia presji na prezydenta. Jak ta sprawa się skończy? Myślę, że jakoś się dogadamy.
Współpracownik prezydenta: – Kompromis jest możliwy, ale Andrzej nie zgodzi się, żeby PiS w pojedynkę obsadzało KRS, a tego właśnie chce Kaczyński. Na razie mamy więc pat i nikt nie ma pomysłu, jak go rozwiązać. A takie rzeczy, jak ostatni artykuł Jacka Karnowskiego, nie sprzyjają porozumieniu
W najnowszym numerze tygodnika „Sieci Prawdy” ukazał się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim i tekst Karnowskiego, z którego wynika, że PiS nie zaakceptuje prezydenckich projektów. W materiale znalazł się też opis relacji panujących na szczytach władzy. Jak się okazuje – bardzo chłodnych i pełnych złych emocji.
Kto zna Jarosława Kaczyńskiego, ten wie, że artykuł z „Sieci” tak naprawdę jest napisany jego językiem. „Impertynencka zaczepka”, „horrendalne rozwiązanie”, „Duda ma zasadniczą zaletę, nie jest Komorowskim”, „twierdzenie, że prezydent był w pełni podporządkowany, to bajka” – to słowa i zwroty typowe dla szefa PiS.
– Karnowski zrobił wywiad z Kaczyńskim, a to, co usłyszał od niego poza protokołem, umieścił w artykule. Jak Duda zareagował na ten tekst? Był zażenowany – przyznaje jeden z prezydenckich doradców.
Karnowski w swoim tekście przytacza pięć zarzutów pod adresem głowy państwa.
Oskarżenie pierwsze: żona prezydenta jest źle wychowana. Karnowski: „Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy, wypowiedziane niespełna tydzień przed drugą turą »Panie prezesie, ja się pana nie boję« było dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką”.
Słowa padły ponad dwa lata temu, ale Kaczyński najwyraźniej cały czas czuje się nimi dotknięty i wini za nie prezydenta. Tyle że Duda prawdopodobnie nie wiedział, że jego żona akurat w taki sposób zwróci się do prezesa PiS. – Namawialiśmy ją, by w jakiś sposób zasygnalizowała swoją polityczną niezależność, ale słowa nie były uzgodnione. Agata powiedziała to, co czuła – twierdzi były sztabowiec Dudy. Jej znajomy dodaje: – Ona naprawdę nie boi się Kaczyńskiego. Zresztą od początku była przeciwna startowi Andrzeja, nie chciała być pierwszą damą i do dziś niewiele się w tej sprawie zmieniło. Wśród znajomych często mówi, że wolałaby, żeby Andrzej nie kandydował na drugą kadencję.
Zarzut drugi: Duda ma za nic osobiste bezpieczeństwo prezesa. Chodzi o skierowanie do Trybunału przepisu z PiS-owskiej ustawy o zgromadzeniach, o obowiązku rozdzielania wrogich demonstracji.
Z tekstu Karnowskiego wynika, że prezes odebrał to jako gest wrogi i wymierzony w niego. Bo przecież zapis w ustawie miał uniemożliwić Obywatelom RP atakowanie go podczas smoleńskich miesięcznic. „Kaczyński ruch prezydenta odczytał jako działanie oznaczające brak szacunku dla jego bezpieczeństwa, rodzaj złośliwości” – pisze Karnowski.
NEWSWEEK.PL