5 przesłanek, które pokazują że prezes Kaczyński może zostać premierem. Czas płynie – jak nie teraz, to kiedy?

Poparcie w sondażach dla PiS i rządu jest bardzo wysokie, więc po co rekonstrukcja? W gabinecie Beaty Szydło pocieszają się, że nie zmienia się koni podczas przeprawy przez rzekę. Ale wbrew oczekiwaniom samego Kaczyńskiego, niektóre ministerialne tabory istotnie zwolniły. Ich przeprawę wstrzymał prezydent Andrzej Duda wetując kilka ustaw. Czy to moment, w którym Jarosław Kaczyński zdecyduje się stanąć na czele rządu, by pokazać głowie państwa miejsce w szeregu?

W listopadzie, dwa lata od zwycięstwa wyborczego, dojdzie do oceny funkcjonowania całego rządu PiS.

– Przez rekonstrukcję można rozumieć trzy sprawy. Po pierwsze: jakąś niewielką zmianę, i przypuszczam, że takie zmiany są możliwe. Po drugie: dużą zmianę w rządzie, tu trudno dziś to ocenić. Po trzecie: zmianę całego rządu wraz z premierem. Mogę powiedzieć tyle, że w listopadzie, po dwóch latach, dokonamy oceny całego rządu i wówczas zapadną decyzje. Ale na razie, patrząc na ogólne wyniki, mogę powiedzieć, że jest dobrze – ocenił niedawno Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Sieci Prawdy”.

Tymczasem od kilku miesięcy nie milkną spekulacje, że dni Beaty Szydło na stanowisku premiera mogą być policzone, że sama czuje się wypalona i że miałaby na pocieszenie w 2019 roku wystartować do Europarlamentu albo zostać jakimś ważnym komisarzem w UE.

– W PiS mówi się, że Szydło utrzymuje się na powierzchni dzięki tzw. strategii woła. Z pokorą znosi wezwania na Nowogrodzką i żądania Kaczyńskiego, nie przeciwstawia mu się i nie sili się na samodzielność. Jak wół karnie wykonuje polecenia – tak mówił niedawno jeden z ważnych polityków partii rządzącej cytowany przez „Newsweek”.

Ale zapewne na skalę ewentualnych zmian w rządzie PiS największy wpływ będzie miała postawa prezydenta Dudy. Czy nadal będzie hamulcowym „dobrej zmiany”, czy jednak się zreflektuje i wróci do szeregu?

Nie bez znaczenia będą także kalkulacje i osobiste doświadczenia prezesa, to jak Kaczyński wspomina roszadę sprzed ponad dekady, kiedy miejsca ustąpił mu Kazimierz Marcinkiewicz. Wszyscy pamiętają, jak to się wówczas skończyło, ale przecież to dwie skrajnie różne sytuacje polityczne.

Oto 5 przesłanek które pokazują, że Kaczyński może jednak zechcieć zastąpić premier Beatę Szydło na czele gabinetu PiS.

  1. Prezes nie godzi się na system prezydencki, bo szykuje się na kanclerza?

O tym, że prezes myśli o przejęciu stanowiska premiera świadczy chociażby jego wywiad dla „Gazety Polskiej”, w którym opowiedział się zdecydowanie przeciwko wprowadzeniu systemu prezydenckiego. – Zupełnie otwarcie powiedziałem panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, iż nie widzę żadnych przesłanek, przy ustabilizowanym systemie politycznym, do tego, by wprowadzić w Polsce system prezydencki – podkreślił. Dodał, że taka sytuacja „zawsze tworzy ryzyko, iż osoba bez odpowiedniego doświadczenia politycznego, bez umiejętności, a czasem – może się tak zdarzyć, tylko proszę nie odnosić tego do pana Andrzeja Dudy – człowiek złej woli uzyska bardzo dużą władzę, i to bez realnej kontroli”. Czyli prezes dał jednocześnie do zrozumienia, że bliżej mu do systemu kanclerskiego z silniejszą rolą premiera, albo przynajmniej do zachowania obecnego, „mieszanego” status quo, w którym i tak to szef rządu ma więcej władzy niż prezydent. Czyżby chciał już wkrótce mościć się w fotelu szefa rządu, czy to tylko kolejne pogrożenie palcem prezydentowi?

  1. Tylko prezes-premier jest gwarantem dokończenia sztandarowych reform PiS

Prezes PiS wysyła w ostatnich tygodniach jednoznaczne sygnały do partyjnych szeregów, by działacze PiS bojkotowali, albo przynajmniej nie angażowali się w inicjatywę prezydenta dotyczącą referendum konstytucyjnego. Na spotkaniach z urzędnikami Dudy działaczy PiS nie widać więc frekwencja jest marna. Z jednej strony chodzi o to, by utrzeć prezydentowi nosa i pokazać miejsce w szeregu, ale z drugiej, by wzmóc na niego presję. Tak, by przestał hamować zmiany, które zapowiadało w kampanii PiS i które partia chce przeprowadzić. Z fotela premiera Kaczyńskiemu na pewno łatwiej byłoby wymusić na prezydencie zgodę na zmiany w wymiarze sprawiedliwości, takie których oczekuje PiS i wymóc dokończenie kolejnych zapowiadanych reform ws. dekoncentracji mediów, przejęcia kontroli nad finansowaniem organizacji pozarządowych, zmian w ordynacji wyborczej itd. Ale przede wszystkim pokazać prezydentowi, że jest jeden ośrodek władzy w państwie na prawicy i to on musi się podporządkować. Czy przyszedł więc czas na przeprowadzkę Kaczyńskiego z Nowogrodzkiej w Aleje Jerozolimskie?

  1. Tylko prezes-premier może podciągnąć ministerialne tabory i ostudzić wojnę delfinów

Przejęcie stanowiska premiera mogłoby też mieć ozdrowieńczy wpływ na partię. Byłoby nie tylko bardziej funkcjonalne w kontekście kierowania państwem niż codzienne odprawy na Nowogrodzkiej, ale zmobilizowałoby też szeregi partyjne i wyciszyło wewnętrzne walki frakcyjne. Rywalizujący o schedę po Kaczyńskim pprezydent Andrzej Duda, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobry czy szef MON Antoni Macierewicz musieliby wstrzymać się od wymiany ciosów i uznać supremację prezesa PiS, jako tego, który w chyba najważniejszym dla „dobrej zmiany” politycznym momentum rządzi, dzieli i trzyma wszystkie karty w ręku. Tylko on może ukrócić niesubordynację ministra Gowina i poskromić ambicje Morawieckiego. Kaczyński stałby się jedyną wyrocznią w sprawie rozwiązywania konfliktów między poszczególnymi ministrami i prezydentem. A wiadomo, że Duda chciałby się pozbyć z rządu przynajmniej trzech osób: Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobry i Witolda Waszczykowskiego, z którymi toczy nieustanne walki o zakres kompetencji. A partia? Pilnowałby jej Joachim Brudziński.

  1. Premier Szydło jest za miękka i zaczęła okazywać strach, a to ma zły wpływ na elektorat

O tym, że prezes Kaczyński może się pokusić o zastąpienie Szydło na stanowisku premiera świadczy zachowanie samej premier. Nie dość, że z jej najbliższego otoczenia wyciekają informacje, że jest zestresowana, wypalona i „stała się psychicznym wrakiem”, to wygląda na to, że zaczęła się także bać. Z jednej strony Szydło musi sprostać oczekiwaniom prezesa, a z drugiej w rządzie nieustannie napiera na nią Mateusz Morawiecki. Kiedyś miała jeszcze sojusz z prezydentem, ale dziś jest z nim na wojennej ścieżce. Ostatnio kolejny raz dała do zrozumienia, że przenigdy nie zamierza pójść drogą prezydenta Andrzeja Dudy, ale kolejny raz pokazała też słabość. Podczas eventu dotyczącego obniżenia wieku emerytalnego Szydło dziękowała „liderowi naszego środowiska, premierowi Kaczyńskiemu”. – Za upór oraz determinację, jaką walczył i prowadził obóz „dobrej zmiany” do zwycięstwa – oznajmiła szefowa rządu. – Dziękuję, że jest on dziś gwarantem stabilności i jedności politycznego zaplecza dla rządu. Czyżby Szydło spodziewała się zmiany?

  1. Czas mija, a prezes na pewno znowu chciałby być premierem i poczuć się jak Orban

Prezes PiS nie jest już młodzieniaszkiem. Ma 68 lat, za dwa lata będzie miał 70. Jak na emeryta jest w dobrej formie, ale rządzenie to jednak ciężka praca, nie tylko intelektualna, ale także fizyczna. Trzeba nie tylko pracować do późna, ale także wcześnie wstawać. Więc kiedy podjąć się tego zadania jak nie teraz? Poza tym bycie premierem to ukoronowanie kariery każdego polityka. A przecież w 2006 roku to był tylko epizod, który został szybko przerwany. Dlatego Jarosław Kaczyński musi mieć świadomość, że być może to ostatnia szansa, by zasiąść na tym stanowisku i osobiście dokończyć zmiany, dla których prawie od zawsze jest w polityce. A po wygraniu przez PiS drugiej kadencji i zdobyciu razem z Kukizem większości konstytucyjnej, mógłby do końca upokorzyć Andrzeja Dudę za brak lojalności – wystawić swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich i wystartować przeciwko Donaldowi Tuskowi w 2020 roku. Następnie zadać opozycji cios ostateczny i wprowadzić się do Pałacu Prezydenckiego, by niczym naczelnik Piłsudski w Sulejówku, spędzić tam polityczną emeryturę.

JAROSŁAW KARPIŃSKI

Więcej postów