Potrafią już powiedzieć po polsku „poproszę piwo” i „dziękuję bardzo”. Oszaleli na punkcie historycznych budowli, takich jak Wilczy Szaniec. Nie smakują im flaki, a do komarów strzelaliby najchętniej z ostrej amunicji. Mecz Jagiellonii zostawił na nich niezapomniane wspomnienie. Żołnierze USA stacjonujący w Orzyszu integrują się. Pomogli urządzić place zabaw, ułożyli chodnik przed jedną ze szkół.
Stacjonujący od trzech miesięcy koło Orzysza amerykańscy żołnierze zdążyli już się nauczyć pierwszych polskich słów. – Śmieją się kiedy ich zapytać jakich? Tylko figlarnie mrugają jednym okiem. Ale „dzień dobry” czy „poproszę” wychodzi im sprawnie. Każda kompania ma swojego tłumacza. Zdaniem st. kaprala Piotra Drwala, który jest jednym z trzech żołnierzy polskiego pochodzenia służących w stacjonującym w Bemowie Piskim k. Orzysza oddziale kawalerii pancernej USA, jego amerykańscy koledzy mają bardzo dobre wrażenia z dotychczasowego pobytu i kontaktów z mieszkańcami. Trudno się dziwić. W Polsce pełnią swoją misję a jednocześnie mają dużo wolnego czasu.
Wielu zwiedziło Wilczy Szaniec w Gierłoży czy Twierdzę Boyen w Giżycku. Kolegów ze swojej baterii Drwal namówił na wyjazd do Białegostoku na mecz Jagiellonii, bo – jak tłumaczy – wcześniej nie wiedzieli zbyt wiele o piłce nożnej. Mieszkańcy cieszą się z kolei bo amerykanie chętnie podczas weekendów, kiedy mają wolne, zostawiają swoje pieniądze w miejscowych sklepach czy barach.
Żołnierze zachwalają krajobraz Mazur, okoliczne lasy i jeziora. Jak żartują, jedyne, co im się tutaj nie podoba, to komary, które gotowi byliby potraktować napalmem czy też samolotami F-16, jak się śmieją. – Pogoda jest właściwie taka sama jak u mnie w domu. W moich rodzinnych stronach jest jednak dużo gór. Tu jest trochę płasko – mówi sierż. Joshua Hadley z Vermont. Póki co nie zostali entuzjastami flaków. Za to pierogi budzą na ich ustach szeroki uśmiech.
RP.PL
a co w polskiej kuchni moze nie smakowac??? widocznie zoladki maja zjebane od tych amerykanskich trutek…