Pierwszemu przywódcy Litwy Vytautasowi Landsbergisowi, który skonstruował system dyskryminacji miejscowych Polaków jaki w tym państwie panuje. Dostało się także Piłsudskiemu i Polakom w ogóle.
Vytautas Landsbergis udzielił wywiadu portalowi Interia.pl. Wypowiadał się głównie o historii relacji polsko-litewskich. Gdy przyznał, że historyczne unie polsko-litewskie są, a przynajmniej do niedawna były przez Litwinów postrzegane negoatywnie, odpowiedzialnością za to obciążył Polaków – „pokolenie moich dziadków było potępiane przez polskie środowiska – taktowano je jak ludzi chorych na manię Litwy, której nigdy nie było i nigdy nie będzie. Jednak ci „chorzy” pracowali na rzecz niepodległej Litwy. Efektem stało się między innymi negatywne postrzeganie okresu unii polsko-litewskich” – stwierdził Landsbergis. Jednocześnie przyznał, że „gdyby bowiem nie unia z Polską, to Litwa nie wytrzymałaby presji ze strony Moskwy”.
„Wilno nigdy nie było częścią Polski i zawsze było centrum Litwy. Wyjątkiem było 17 lat istnienia Litwy Środkowej” – powiedział Landsbergis jakby zapominając, że Litwa Środkowa istniała jedynie przez półtora roku, do lutego 1922 r. gdy jej demokratycznie wybrany parlament przegłosował przyłącznie się do Polski. Litewski polityk kwestionuje również postanowienia Konstytucji 3 Maja, która w praktyce znosiła odrębność Wielkiego Księstwa Litewskiego i włączała je do jednej unitarnej Rzeczpospolitej Polskiej. Landsbergis uważa, że jej postanowienia podważało „Zaręcznie Wzajemne Obojga Narodów” z października 1791 r., mimo że nie przywracało ono Księstwa jako subiektu ani unii, a jedynie gwarantowało szlachcie dawnego Wielkiego Księstwa parytet we władzach scentralizowanego państwa.
Landsbergis czyni też porównania do czasów współczesnych – „Tak zwany bunt Żeligowskiego przypominał rosyjska taktykę w Abchazji albo Osetii Południowej: zająć, a później przyłączyć”. „Bunt Żeligowskiego” określa „ciężkim błędem Piłsudskiego”, jak mówi – „zagarniając Wilno Piłsudski wszystko zepsuł. Skorzystała na tym tylko Rosja Sowiecka. Zamiast stawać razem przeciwko czerwonemu potopowi w 1920 roku, Polacy walczyli z Litwinami”. Landsbergis najwyraźnie zapomina, że w czasie gdy Tuchaczewski podchodził pod Warszawę to Republika Litewska zawarła 12 lipca 1920 r. pakt z Leninem na mocy którego, otrzymała z rąk Sowietów Wilno. W czasie wojny polsko-bolszewickiej Litwini nie przestrzegali oficjalnej neutralności przepuszczając przez swoje terytorium oddziały Armii Czerwonej, natomiast Wojsku Polskiemu stawiając opór. Landsbergis nie omieszkał przy tym skomentować – „Polska nie jest wyłącznie ofiarą, jak to Polacy lubią mówić. Nawet Władimir Putin wam to wypomniał”.
Choć jak przyznaje „w 1918 roku w Wilnie Litwinów było mało” to już „poza Wilnem” według Landsbergisa Litwinów „żyło dużo”. Przypomnijmy, że wedlug spisu władz tymczasowych Litwy Środkowej zamieszkiwało ją 70,6% Polaków, 12,84% Litwinów, 6,02% Białorusinów, 4,04% Żydów, 6,5% innych narodowości.
Landsbergis wraca również do czasów ze swojej działalności politycznej odnosząc się także do pytania o autonomiczny Polski Kraj Narodowo-Terytorialny powołany przez Polaków Wileńszczyzny na zjeździe w Ejszyszkach 6 października 1990 r. Ówczesny przywódca Litwy twierdzi, że „Polski Kraj Terytorialny to był plan Sowietów, by rozbić plany niepodległościowe Litwy, robiąc im wewnętrzne problemy. Dla nas było to jasne, że polska mniejszość może się przysłużyć Rosjanom, by sparaliżować nasze działanie. Chciano postawić nam wiele warunków, nasza niepodległość miała być obwarowana wymaganiami i ograniczeniami”. W rzeczywistości zgromadzeni na ejszyskim zjeździe polscy delegaci odrzucili sugestie działaczy radzieckich w kwestii tworzenia polskiej republiki poza granicami Litwy a w ramach Związku Radzieckiego i przegłosowali jednogłośnie „Deklarację o powołaniu Polskiego Narodowościowo-Terytorialnego Kraju w składzie Republiki Litewskiej”.
Landsbergis uważa za uzasadnione likwidowanie polskich szkół na Litwie bo są one według niego „puste” w związku z tendencjami demograficznymi i masową emigracją z Litwy. Tendencje te najwyraźniej dotyczą w jego mniemaniu tylko polskiej grupy narodwej bowiem „obok mamy przepełnione szkoły litewskie”.
Mówiąc o współczenych stosunkach polsko-litewskich Landsbergis wspomina także z niechęcią o naszym portalu – „to, że Litwini wciąż podejrzliwie patrzą na Polskę, wynika też z wielu gestów polskich polityków. Wielu z nich uważa, że to Litwa jest większym zagrożeniem od Władimira Putina. Są też u was wydawnictwa i strony internetowe, jak na przykład Kresy.pl, które nie są przychylne Litwie”.
Vytautas Landsbergis był liderem powstałego w 1988 r. litewskiego ruchu Sajudis, który w 1990 r. opowiedział się za niepodległością republiki. W roku 1989 Landsbergis wybrany został deputowanym ostatniego parlamentu ZSRR. W latach 1990-1992 był przewodniczącym Rady Najwyższej Republiki Litewskiej i faktyczną głową państwa. Przez Polaków Wileńszczyzny powszechnie uznawany jest za jednego z głównych promotorów systemu dyskryminacyjnego. Między innymi za jego czasów praktykowano reprywatyzację dopuszczającą „przenoszenie” własności nieruchomości. W ten sposób Litwini z różnych części kraju uwłaszczali się na Wileńszczyźnie na pokołchozowej ziemii, która należała niegdyś do polskich rodzin. Potomkowie tych ostatnich często nie mogli przez to odzyskać swojej osjcowizny. Jedną z osób, która „przeniosła” roszczenia reprywatyzacyjne na teren rejonu wileńskiego ze szkodą dla polskiej rodziny dawnych właścicieli była Grażine Landsbergiene – żona Vytautasa Landsbergisa, wówczas ciągle jeszcze przewodniczącego Sejmu. Żona prominentnego polityka zyskała 1,5 hektara ziemi dzięki temu, że urzędnicy określili wartość działki 3072 lity. Według ekspertów posesja ta według cen rynkowych była nie tańsza niż 60 tys. litów. Sam Landsbergis otrzymał także las o powierzchni 7 hektarów w gminie Niemenczyn, w rejonie wileńskim. Kilka tygodni później utracił on to stanowisko w wyniku wyborów parlamentarnych i wyłonienia nowego układu sił w parlamencie.