Ariel W., komandos czerwonych beretów z jednostki z rejonu Mazowsza, pobił młodego mężczyznę w okolicy jednej z dyskotek w centrum Zielonej Góry i zostawił go konającego na chodniku.
Prokuratorskie postępowanie zostało przedłużone do połowy września. – Prokurator czeka na dwie kolejne, ważne dla sprawy, opinie biegłych – mówi prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej.
Prokuratura chce dokładnie odtworzyć mechanizm śmierci 30-latka. Jest to bardzo ważne dla całej sprawy. Zarzuty dotyczące śmierci mężczyzny usłyszał komandos czerwonych beretów. Na tę chwilę jest to zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Od opinii biegłych zależy będzie jednak kwalifikacja czynu. Żołnierz jednostek specjalnych może odpowiedzieć nawet za zabójstwo. Dlaczego? Podejrzany o śmiertelne pobicie mężczyzny jest zawodowym komandosem. Musiał zdawać sobie sprawę, że ciosy, które zadaje ofierze, mogą okazać się śmiertelne. Jest szkolony do zabijania i umie to robić. Prokuratura podejrzewa, że nie tylko kopał 30-latka, ale również dusił. Miał także usiąść na klatce piersiowej mężczyzny.
Oficer Wojska Polskiego Ariel W. przyznał się do pobicia 30-latka, ale zapewniał, że dopiero od prokuratora dowiedział się, że ten zmarł. Komandos przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i zapewnił o chęci współpracy z prokuraturą w tej sprawie. Opisał przebieg całego zajścia, nie pamiętał jednak szczegółów, zasłaniając się wypitym w dzień tragedii alkoholem. Po złożeniu wyjaśnień nie trafił do celi, tylko został wypuszczony na wolność. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się w andrzejki w ubiegłym roku. Około godz. 5.00 rano do szpitala w Zielonej Górze przywieziono nieprzytomnego mężczyznę. – Jego stan nie rokował szans na przeżycie – mówi prokurator Fąfera,. Mimo wysiłków lekarzy 30-latek po kilku dniach zmarł nie odzyskując przytomności.
Okoliczności śmierci 30-latka były bardzo tajemnicze. Na ciele 30-latka nie znaleziono żadnych śladów, które jednoznacznie wskazywały na udział osób trzecich. W dodatku okolica, w której został znaleziony, pełna jest schodów i innych przeszkód, z których osoba wracając z dyskoteki mogła po prostu spaść. Dopiero sekcja zwłok wykazała, że 30-latek był duszony, czego efektem był między innymi obrzęk mózgu. To było powodem jego śmierci.
Śledczy z Prokuratury Okręgowej dość szybko rozwikłali zagadkę. – Sprawa była bardzo trudna – zaznacza prokurator Fąfera. Śledczy nie mieli żadnych konkretnych śladów. Zabrali się za analizę nagrań z monitoringu w okolicy, w której znaleziono 30-latka. Dzięki temu wytypowali kilka osób, które mogły mieć związek ze śmiercią mężczyzny. Wśród nich znalazł się oficer Ariel W., komandos jednostki czerwonych beretów na Mazowszu. Zarejestrowała go jedna z kamer przy wyjściu z dyskoteki, na zapleczu oraz obok postoju taksówek. Na innym nagraniu widać go blisko ofiary. Po przesłuchaniu świadków udało się ustalić ewentualny przebieg tragicznych wydarzeń.
Ustalono, że Ariel W. i zmarły 30-latek bawili się w jednej z zielonogórskich dyskotek. Oficerowi towarzyszyła była dziewczyna zmarłego 30-latka oraz jej koleżanka. 30-latek zdenerwował się, kiedy zobaczył swoją byłą partnerkę w towarzystwie Ariela. Próbował kobietę wyciągnąć z taksówki lub nakłonić ją do wyjścia. Wtedy doszło do sprzeczki i prawdopodobnie rękoczynów.
GAZETALUBUSKA.PL