Kto stoi za ZABÓJSTWEM Pawła Szeremeta? Przemoc, korupcja i chaos w Kijowie

Prorosyjscy rebelianci nie są jedynym zagrożeniem – Ukraina toczy bój o przetrwanie na kilku frontach naraz. Dowodzi tego dokonany w samym środku Kijowa zamach na znanego dziennikarza Pawła Szeremeta.

 

W środę rano na skrzyżowaniu w centrum Kijowa wyleciał w powietrze samochód, którym jechał do pracy Paweł Szeremet. Według świadków eksplozja była na tyle silna, że odczuli ją kierowcy na sąsiednich ulicach. Samochód stanął w płomieniach, dziennikarz jeszcze żył, jednak przechodniom nie udało się wyciągnąć go z auta.

Według prokuratora generalnego Ukrainy Jurija Łucenki motywem zamachu mogła być działalność zawodowa dziennikarza oraz chęć destabilizacji sytuacji na Ukrainie.

Głos zabrał także rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. – Zabójstwo rosyjskiego obywatela i dziennikarza na Ukrainie to powód do bardzo poważnego niepokoju na Kremlu – stwierdził, dodając, że Rosja liczy na szybkie i uczciwe śledztwo, które doprowadzi do ukarania sprawców.

Prokuratura sprawdza, czy celem nie była właścicielka samochodu, partnerka Szeremeta, Ołena Prytuła. Ostatnio ona i dziennikarz skarżyli się, że są śledzeni. W związku z tym prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zlecił służbom zapewnienie jej ochrony.

Chaos i demoralizacja elit

Zamach wpisuje się w atmosferę chaosu i upadku, która dominuje na Ukrainie. Nie ma tygodnia, by w parlamencie nie dochodziło do awantur. W najlepszym wypadku deputowani blokują godzinami mównicę, nie dopuszczając innych do głosu, w najgorszym zaś – okładają rywali pięściami.

– Rozczarowanie politykami jest coraz większe. Dzisiaj mało kto wierzy, że cokolwiek zmienią nawet przyspieszone wybory. Najbardziej oczekiwaną reformą jest wyplenienie korupcji – mówi Maria Zolkina, socjolog z Fundacji Demokratycznych Inicjatyw w Kijowie.

Ale reformy utrudniają oligarchowie, bez których Blok Petra Poroszenki nie miałby większości. Ukraińcy chcieliby zobaczyć za kratami polityków, którzy rozkradali państwo, ale żaden tam nie trafił, wielu zaś uciekło za granicę. Przed dwoma tygodniami w Austrii schronił się deputowany Frontu Ludowego Ołeksandr Oniszczenko, który ukradł 3 mld hrywien (ok. 480 mln zł) przy sprzedaży gazu.

– Gdy tylko wystąpiliśmy o uchylenie immunitetu, od razu uciekł – mówi Artem Sytnik, szef Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU). Dodaje, że uciekający przestępcy upodobali sobie Wiedeń, bo Austriacy nie współpracują z ukraińskimi organami ścigania.

Antykorupcyjny szeryf

Sytnik jest nową nadzieją Ukraińców. Ten 36-latek przypominający boksera wagi ciężkiej już samą posturą budzi respekt. Zasłynął tym, że jako młody prokurator zwalczał korupcję jeszcze za rządów Wiktora Janukowycza. A właściwie chciał zwalczać, bo przełożeni mu to utrudniali. Przed pięcioma laty odszedł więc z zawodu, do którego powrócił dopiero po obaleniu byłego prezydenta. Wydawał się idealnym kandydatem do kierowania walką z korupcją. W połowie 2015 r. na szefa NABU powołał go prezydent Petro Poroszenko.

– Przez kilka pierwszych tygodni nie mieliśmy ani biura, ani ludzi. NABU tworzyłem tylko ja i mój zastępca. Dzisiaj mamy już 500 osób, do końca wakacji chcemy zatrudnić 300 kolejnych – mówi. Chętnych nie brakuje. W NABU średnia pensja wynosi ok. 30 tys. hrywien (ok. 4,8 tys. zł), co jest pensją bajecznie wysoką. Ale kandydaci muszą przejść przez sito weryfikacji. A nawet gdy to im się uda, i tak są stale kontrolowani. Zajmuje się tym specjalna jednostka w NABU, która sprawdza ich stan majątkowy. Do tego losowo podlegają prowokacjom. Agenci NABU kuszą ich propozycjami korupcyjnymi. – Musimy mieć absolutną pewność, że są czyści – tłumaczy Sytnik.

Na liście priorytetów agencji są skorumpowani sędziowie oraz prokuratorzy. Dotąd udało się postawić zarzuty 16 osobom.

Selfie z policją

NABU zostało stworzone na wzór podobnej agencji, która działa w Gruzji. Ukraiński rząd czerpie wiele wzorów z zagranicy przy tworzeniu nowych instytucji. Polscy doradcy z prof. Leszkiem Balcerowiczem doradzają rządowi w sprawie reform. Natomiast Gruzini pomogli przy sformowaniu nowej policji. Stara milicja była symbolem łapownictwa i lenistwa. Nowi policjanci patrolują główne drogi i nie biorą łapówek. Jeżdżą nowymi hybrydowymi toyotami prius (przekazali je Japończycy) i zostali ubrani w mundury uszyte przez Amerykanów. Kijowianie chętnie robią sobie z nimi zdjęcia, kojarzą im się z policjantami z filmu „Akademia policyjna”.

Rządzącym nie wyszedł za to inny import z Gruzji – b. premier Micheil Saakaszwili, który został gubernatorem okręgu odeskiego. Ten antyrosyjski polityk został rzucony na trudny odcinek, wśród mieszkańców dominują tam sympatie prorosyjskie. Nie przeprowadził żadnych reform. W dodatku ostatnio otwarcie już krytykuje politykę Petra Poroszenki, któremu zawdzięcza nominację. W Kijowie mówi się, że Saakaszwili spodziewa się nowych wyborów i zamierza stworzyć własną partię z politykami młodej generacji.

Narasta ferment polityczny

Narasta też ferment we frakcji 9-10 osób z Bloku Petra Poroszenki ze Switłaną Zaliszczuk na czele, która przed wejściem do polityki w 2014 r. była cenioną dziennikarką demaskującą korupcję. Dziś Zaliszczuk ostro krytykuje Poroszenkę za brak reform. Nazywa go „oligarchą, któremu przestało zależeć na zmianie kraju, a jedynym jego celem pozostało utrzymanie władzy”.

Sytuacja polityczna na Ukrainie robi się coraz bardziej skomplikowana – notowania rządu spadają, a według ostatnich sondaży cztery główne partie polityczne mają mniej więcej po 20 proc. poparcia. – Utworzenie koalicji rządzącej byłoby z pewnością bardzo trudne – mówi Anton Gruszecki z Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii. I dodaje, że rządzący poświęcają nie dość uwagi tradycyjnie prorosyjskim regionom.

– Tam nie trafi taki przekaz i tak otwarcie prozachodnia polityka jak w centralnej czy zachodniej Ukrainie. Na południu i wschodzie ludziom odpowiadał dotychczasowy styl życia jak w ZSRR. Tam nie da się przeprowadzić szybkiej modernizacji. Ci ludzie nie rozumieją, dlaczego Kijów ryzykował awanturę z Rosją i przez to sprowokował wprowadzenie sankcji. W dodatku tam najbardziej wzrosło bezrobocie, bo lichych towarów z tamtejszych fabryk nikt poza Rosją nie kupuje – mówi Gruszecki.

Pole do popisu ma tam prorosyjska propaganda, która przekonuje, że tylko powrót do przyjaźni z Moskwą przywróci spokój i dobrobyt, zaś „awanturnicza” polityka rządzących i zbliżenie z Zachodem zepchnęły kraj na krawędź chaosu.

Według wicepremier Iwanny Kłympusz-Cyncadze to nie przypadek, że w ostatnich tygodniach nasiliły się ataki prorosyjskich separatystów w Donbasie. Według OBWE dochodzi tam nawet do tysiąca naruszeń zawieszenia broni w ciągu jednego dnia. – Rosjanie próbują w ten sposób wykazać, że rząd jest słaby i nie radzi sobie z opanowaniem konfliktu. W interesie Rosji jest utrzymanie destabilizacji na Ukrainie – mówi.

MICHAŁ KOKOT, LUDMIŁA ANANNIKOVA

Więcej postów