Afera w Białowieży. W jednej ze szkół na lekcji historii nauczyciel miał wytargać ucznia za ucho, wyciągnąć z klasy i zrugać. Taką wersję wydarzeń przedstawili pedagogowi szkolnemu uczniowie. O incydencie wie kuratorium i dom dziecka, którego wychowankiem jest rzekomo poszkodowany 10-latek. Hajnowska prokuratura wyjaśnia sprawę.
W jednej ze szkół w Białowieży (woj. podlaskie) miało dojść do aktu przemocy. Według relacji uczniów do przykrego zdarzenia doszło pod koniec roku na lekcji historii. Nauczyciel miał pobić 10-letniego ucznia.
Koleżanki i koledzy chłopca z klasy, przedstawili taką wersję wydarzeń w rozmowie z pedagogiem. Dyrekcja szkoły zawiadomiła o sprawie kuratorium, Rzecznika Praw Dziecka i prokuraturę, która rozpoczęła śledztwo. Historyk twierdzi, że nie uderzył chłopca, ani go nie wyzywał.
Jak podaje portal wspolczesna.pl, nauczyciel cieszy się w szkole nienaganną opinią i jest szanowanym wychowawcą. Powstaje pytanie jaka jest prawda? Czy uczniowie mogli zmyślić całą historię? Kiedy sprawa zrobiła się głośna, w szkole zostały utworzone listy poparcia dla nauczyciela. Podpisali się na nich uczniowie, nauczyciele i rodzice. Ciekawy jest też fakt, że swoje podpisy na listach złożyli też rodzice dzieci, które oskarżają nauczyciela.
Jak powiedział szef hajnowskiej prokuratury zostało wszczęte dochodzenie w tej sprawie, naruszenia nietykalności cielesnej nieletniego. Z racji tego, że świadkami byli małoletni, uczniowie będą przesłuchiwani w obecności psychologa. Nauczycielowi nie zostały przedstawione żadne zarzuty. Na razie gromadzony jest materiał dowodowy.
FAKT.PL