Sejm wybrał swoje prezydium, na razie bez przedstawiciela PiS. By jednak mógł zacząć pracować nad ustawami, konieczne jest powołanie sejmowych komisji. Ten punkt zaplanowany jest na wtorkowym posiedzeniu. To w komisjach toczy się legislacyjna praca, która nadaje ustawom konkretny kształt. A będzie on kluczowy dla naprawy państwa i rozliczenia PiS.
Tradycyjnie sejmowa większość rezerwuje sobie stanowisko przewodniczących najważniejszych dla niej w danej kadencji komisji. Jak może to wyglądać w tym Sejmie? Priorytetem dla nowej koalicji najpewniej będzie uzyskanie kontroli nad tymi komisjami, które będą kluczowe dla prac na rzecz posprzątania po PiS i jego destrukcji państwa.
W tym kontekście istotna okazać się może zwłaszcza komisja sprawiedliwości i praw człowieka. To ona odpowiada za kwestie praworządności, sądów i prokuratury. W okresie rządów PiS to właśnie w pracach tej komisji – które często zmieniały się w pole gwałtownej walki między opozycją a obozem Zjednoczonej Prawicy – wykuwał się ostateczny kształt pisowskich „deform sądowych”. I to ta komisja odpowiada w znacznej mierze za to, że wymiar sprawiedliwości to dziś niegwarantujący niezawisłości neosędziowie, konflikt w środowisku sędziowskim, a wreszcie z konflikt z Europą kosztującym nas setki milionów euro kar i zablokowane środki z KPO.
Komisja sprawiedliwości będzie w Sejmie X kadencji miejscem, gdzie swoją ostateczną formę przybiorą ustawy porządkujące wymiar sprawiedliwości i relacje trzeciej władzy z pozostałymi jej gałęziami. Nad nową większością będzie oczywiście wisiało weto Andrzeja Dudy – który w swoim wystąpieniu na inaugurację nowego Sejmu dał do zrozumienia, że w takich kwestiach jak neosędziowie raczej nie ustąpi. Dlatego najbardziej kontrowersyjne kwestie nowa koalicja będzie najpewniej zmuszona rozstrzygnąć drogą pozaustawową. Niemniej sytuację sądów i prokuratury prędzej czy później trzeba będzie uporządkować ustawowo i kontrola nad komisją sprawiedliwości przyda się opozycji.
Ważne jest, by na jej czele stanął sprawny polityk, cieszący się zarówno polityczną siłą, jak i prawniczym autorytetem. Najlepiej ktoś reprezentujący inną partię niż minister sprawiedliwości – tak, by przywracanie praworządności nie miało oblicza jednej partii.
Wyłączyć TVPiS
Jedną z obietnic z umowy koalicyjnej jest przywrócenie obywatelom mediów publicznych, dziś zmienionych w narzędzie propagandy PiS – w niektórych wypadkach ograniczającej się po prostu do rozpowszechniania hejtu.
Znów, na drodze do ustawowych rozwiązań stanie tu najpewniej prezydent. Trzeba więc będzie znaleźć sposób, jak zmienić władze TVP bez zmieniania ustawy o Radzie Mediów Narodowych. Dziś jest ona zdominowana przez reprezentantów PiS i zablokuje z pewnością jakiekolwiek korekty w zarządach mediów publicznych. Gdy jednak uda się już uwolnić media publiczne, konieczne będzie wypracowanie rozwiązań, zapewniających im niezależność od nacisków polityków i samodzielność finansów. Tak, byśmy nigdy nie mieli już powtórki z „für Deutschland” powtarzanego w niektórych momentach niemal co dzień w głównym programie informacyjnym mediów publicznych.
Dlatego ważna dla nowej większości będzie komisja kultury i środków przekazu, gdyż to w niej będą wykuwały się szczegóły nowego medialnego ładu. Jeśli nie w perspektywie następnych dwóch, to z pewnością następnych czterech lat.
Komisja ta będzie ważna z jeszcze jednego powodu. W okresie rządów PiS doszło do bezprecedensowego upolitycznienia kultury i sztuki. Władza często ustawiała się w roli cenzora i instancji dyktującej twórcom jaką sztukę, literaturę czy kino mają robić. Potrzebne jest odnowienie zaufania w trójkącie władza-kultura-społeczeństwo. Kluczowa rola należy tu do ministra kultury, ale także sejmowa komisja kultury może stać się miejscem potrzebnego dialogu.
Wreszcie nowy Sejm powinien zająć się takimi kwestiami jak ustawa o statusie artysty zawodowego, włączającej artystów w system ubezpieczenia społecznego – z czym nie była sobie w stanie poradzić poprzednia władza.
Front „światopoglądowy”
Jak przyznają dziś sami politycy PiS, jedną z głównych przyczyn ich porażki był wyrok Trybunału Przyłębskiej jeszcze bardziej zaostrzający przepisy regulujące dostęp do zabiegu przerywania ciąży. Sprzątanie po PiS musi też być posprzątaniem po tym wyroku i rozszerzeniem praw, jakimi cieszą się kobiety w Polsce.
Nawet jeśli prezydent Duda najpewniej zawetuje bardziej liberalne przepisy aborcyjne, to nowa koalicja, a przynajmniej jej bardziej progresywna część – rozciągająca się od Lewicy, przez KO po część Polski 2050 – nie powinna oddawać tej walki walkowerem. Inaczej zdemobilizuje liberalny elektorat przed kolejnymi wyborami.
Lewica już złożyła dwie ustawy w Sejmie: o depenalizacji aborcji i legalizacji aborcji do 12 tygodnia ciąży. By jednak można było nad nimi dalej pracować, konieczne jest ukonstytuowanie się komisji. Ustawy będą zapewne procedowane w komisjach zdrowia i rodziny i ważne jest, by progresywna strona opozycji zapewniła sobie w nich kontrolę.
Powrót komisji śledczych
W umowie koalicyjnej znajdują się też obietnice pociągnięcia do odpowiedzialności konstytucyjnej osób, które w ciągu ostatnich ośmiu lat próbowały bezprawnie zmienić ustrój oraz rozliczenia działań odchodzącego obozu władzy między innymi przez takie narzędzia jak sejmowe komisje śledcze.
Na razie nowa koalicja nie ma wymaganej większości trzech piątych głosów, by postawić przed Trybunałem Stanu członków rady ministrów z premierem włącznie, choć ma wystarczająco dużo głosów, by postawić przed nim prezesa NBP. Niezależnie od tego, jacy politycy będą mieli odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu, ważne jest, by odpowiednia osoba stanęła na czele komisji odpowiedzialności konstytucyjnej zajmującej się takimi rzeczami.
Biorąc pod uwagę zapowiedzi z umowy koalicyjnej, w Sejmie X kadencji czeka nas niejedna komisja śledcza. Od czasów afery Rywina instytucja ta straciła wiele ze swojej medialnej i politycznej siły przebicia. Mające przyszpilić Tuska w sprawie piramid vatowskich czy afery Amber Gold pisowskie komisje śledcze okazały się kapiszonami, zarówno jeśli chodzi o ich ustalania, jak i ich polityczny efekt.
Komisje Sejmu X kadencji mogą się skończyć podobnie, jest jednak kilka obszarów działalności obozu władzy z ostatnich ośmiu lat, dla których wyjaśnienia komisja śledcza może okazać się odpowiednią formą – np. sprawa zakupów w trakcie pandemii, nieudanych inwestycji czy używania systemu Pegasus przeciw przeciwnikom politycznym Zjednoczonej Prawicy.
Kluczowa merytoryczna praca w komisjach
W ramach dobrego parlamentarnego obyczaju część komisji trzeba będzie „oddać” PiS, mianując na ich przewodniczących polityków wybranych z list tej partii. Biorąc pod uwagę, w jak wielu obszarach PiS psuł państwo i jak wielu jego posłów za to odpowiadało, nie będzie to łatwy wybór. Trzeba więc będzie przyjąć zasadę, by albo dać PiS komisje zajmujące się obszarami, w których rządy Szydło i Morawieckiego miały relatywne sukcesy – np. w cyfryzacji albo polityce społecznej – albo te, gdzie przewodniczący z PiS będzie możliwie najmniej szkodzić – więc np. komisję ds. senioralnych.
Najważniejsze jest jednak co innego: to, by sejmowe komisje znów stały się miejscem merytorycznej pracy nad legislacją z udziałem wszystkich reprezentowanych w Sejmie środowisk politycznych. A nie – jak było w Sejmie dwóch poprzednich kadencji – maszynką do zatwierdzania poleceń z partyjnej centrali i areną upokorzeń bezradnej, z reguły skazanej na klęskę opozycji.
Z opozycją zapowiadającą się na tak niemerytoryczną i totalną jak PiS nie będzie to łatwe, ale pluralizm nowej większości daje szanse na stworzenie w komisjach jakiejś przestrzeni merytorycznej dyskusji, do której z czasem może zdecyduje się też włączyć opozycja z prawej strony.
Źródło: onet.pl