Kucharki, księgowe i kadrowe idą w kamasze. Jak Błaszczak buduje najsilniejszą armię w Europie

Niezależny dziennik polityczny

Co miesiąc ponad tysiąc doświadczonych żołnierzy opuszcza szeregi wojska. Przyjęć nowych ochotników jest sporo, jednak nie aż tyle, by resort obrony mógł pochwalić się lawinowo rosnącą liczebnością armii, a jak zapowiada minister obrony Mariusz Błaszczak, ma ona liczyć 300 tys. żołnierzy. Resort, by poprawić statystyki, zaproponował założenie mundurów cywilom pracującym dla wojska. Problem w tym, że tę grupę zawodową w większości tworzą kobiety, a średnia wieku wynosi 53 lata.

  • Z naszych informacji wynika, że wśród cywilnych pracowników wojska trwa natrętny werbunek. Grozi im się zwolnieniami. Tym, którzy boją się egzaminów sprawnościowych, mówi się, że to „formalność”
  • Kiedy masowo odchodzą doświadczeni żołnierze, MON desperacko szuka kogokolwiek na ich miejsce, aby móc się pochwalić liczbami przed wyborami. Oddzielnym problemem jest brak pieniędzy na tak liczną armię
  • Protestujący pracownicy przypominają, że także minister obrony Mariusz Błaszczak jest cywilnym pracownikiem wojska. Proponują, aby dla przykładu sam założył mundur

Mundur albo „do widzenia”

Duży garnizon logistyczny na wschodzie Polski. Stołówkę wojskową obsługują kobiety, które mieszkają w pobliskich miejscowościach. Za pracę na rzecz armii dostają niewiele ponad 2 tys. zł.

Jak mówią nam żołnierze służący w tym garnizonie, kilka tygodni temu z kucharkami spotkał się dowódca jednostki i złożył im propozycję nie do odrzucenia: albo założą mundur, albo tracą pracę.

Wojskowi, którzy opowiedzieli nam tę historię, dodają, że kucharki obawiały się, iż godząc się na takie rozwiązanie i tak nie utrzymają pracy, ponieważ nie zaliczą testów ze sprawności fizycznej, jakich wymaga wojsko od kandydatów na żołnierzy.

— Dowódca powiedział im wtedy, że testy to tylko formalność i żeby się nie martwiły. Jak podpiszą kontrakty z wojskiem, to pracy nie stracą, a będą robiły, to co robią do tej pory, tylko za większe pieniądze — powiedział informator Onetu.

Większość z kucharek z tego garnizonu podpisała kontrakty z armią. Podobną historię opowiedział nam żołnierz, który służy w ważnej jednostce wojskowej na południu kraju. — Ostatnio zauważyłem dwie nasze kucharki w mundurach. Nie wiem tylko, czy zostały przymuszone do podpisana kontraktu, czy same się na to zdecydowały — powiedział.

O natrętnym werbunku cywilów słyszał też były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. Mirosław Różański. — Chciałbym zapytać, czy minister Błaszczak wyobraża sobie, że te osoby — referenci, pracownicy kadr, kucharki, księgowe — zostaną objęte szkoleniem wojskowym, czyli szkoleniem strzeleckim lub szkoleniem z przygotowanie fizycznego? Docierają do mnie informacje, że na przykład w Wojskowych Oddziałach Gospodarczych już prowadzi się taki werbunek. Kiedy niektóre z pań mówią, że one nie zdadzą wuefu, słyszą w odpowiedzi, że wuef nie będzie żadnym kryterium, chodzi o to, żeby założyć mundur — mówi gen. Różański.

W resorcie obrony pracuje ok. 45 tys. pracowników cywilnych. Nie noszą mundurów, ale wykonują bardzo istotne prace na rzecz wojska, od tych najprostszych porządkowych, administracyjnych, wartowniczych, po najbardziej skomplikowane, jak obsługa systemów teleinformatycznych, łącznościowych czy logistycznych. Odpowiadają również za przygotowywanie programów zbrojeniowych, umów na zakupy sprzętu wojskowego, wartego miliony złotych, za rekrutację nowych żołnierzy. Są naukowcami, księgowymi, prawnikami, informatykami, medykami itp.

Z różnych powodów — najczęściej zdrowotnych, rodzinnych czy podeszłego wieku — osoby te nie są zainteresowane regularną służbą wojskową. Jednak to dzięki ich pracy machina zwana armią działa sprawnie. Od lat też ta grupa zawodowa boryka się z problemem niskich zarobków. Większość pracowników cywilnych zarabia poniżej średniej krajowej, najmniej w całej budżetówce.

Chcesz podwyżkę? Załóż mundur!

Po ostatnich podwyżkach uposażeń żołnierzy rosną też dysproporcje płacowe między pracownikami cywilnymi a wojskowymi: świeżo upieczony szeregowy zawodowy po gimnazjum dostaje 4 tys. 960 zł brutto, a wykwalifikowany pracownik cywilny z wieloletnim stażem i wyższym wykształceniem może liczyć na ok. 3,5 tys. zł, bo tyle wynosi średnia płaca w tej grupie zawodowej.

Z tego powodu pracownicy wojska postanowili w ubiegły poniedziałek zorganizować protest przed Ministerstwem Obrony Narodowej.

Liczyli na konstruktywną rozmowę z przedstawicielami resortu, tymczasem dostali propozycję założenia mundurów, jeśli chcą poprawić swoje zarobki. Minister Błaszczak w ubiegłą sobotę powiedział, że podpisał decyzję, która zakłada przekształcenie stanowiska cywilnego w stanowisko wojskowe, na którym przysługuje wyższe wynagrodzenie.

Pracownik, który zdecyduje się na taką zmianę, może zostać zatrudniony na stanowisku wojskowym po przeszkoleniu w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Ponadto może on wstąpić do Wojsk Obrony Terytorialnej. Wówczas dostawałby dodatek do wynagrodzenia w wysokości 1000 zł oraz dodatkowy urlop.

„Niech Błaszczak sam założy mundur”

Protestujący przed siedzibą MON cywilni pracownicy wojska o szczegóły decyzji ministra Błaszczaka zapytali Wojciecha Drobnego, dyrektora Departamentu Spraw Socjalnych w MON, który jako jedyny przedstawiciel resortu zechciał się z nimi spotkać.

— Okazuje się, że jest to decyzja bez decyzji. Dyrektor Drobny, nie pokazał nam dokumentu, nie podał szczegółów decyzji ministra, nie odpowiedział na pytanie, dlaczego nie była ona konsultowana z naszym środowiskiem oraz ze związkami zawodowymi — mówi Paweł Szymański, organizator protestu pracowników wojska.

Dodał, że nie wyobraża sobie, by 50-letnie panie z księgowości czy kadr nagle założyły mundur i regularnie brały udział w ćwiczeniach i szkoleniach wojskowych. — Nie każdy może iść w mundur. Wiek, stan zdrowia nie pozwalają wielu z nas, nawet mimo dobrych chęci, cieszyć się zaszczytną służbą bycia żołnierzem — powiedział Szymański.

Nasi rozmówcy przypominają, że pracownikiem cywilnym wojska jest też sam minister Błaszczak oraz jego wiceministrowie i dyrektorzy departamentów. — Taki na przykład dyrektor Drobny, zarabia ok. 20 tys. zł miesięcznie, a do tego zasiada w kilku radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Zupełnie nie rozumie więc osób, które na rękę dostają mniej niż 3 tys. zł — irytuje się pracownica administracyjna jednej z dużych jednostek. Inna proponuje, by Błaszczak i dyrektorzy departamentów w MON, jako pracownicy cywilni resortu sami założyli mundur dla przykładu.

— Pomysł polegający na ubraniu cywilnych pracowników wojska w mundury wydaje mi się irracjonalny, bo założenie munduru wiąże się z tym, że te osoby będą musiały podlegać pewnym wymogom, jakie się stawia żołnierzom, jak na przykład dyspozycyjność — uważa gen. Mirosław Różański. — Często się odnosimy do rozwiązań stosowanych w USA, więc chciałbym przypomnieć, że niedawno otwarty amerykański garnizon w Poznaniu ma taką strukturę, że jest tam kilkunastu żołnierzy i blisko 140 pracowników cywilnych wojska.

Propozycje ministra Błaszczaka dla pracowników armii mają jednak swoją przyczynę. Główną ideą szefa MON promowaną publicznie jest budowa 300-tysięcznej armii. Resort obrony puchnącą liczebnością wojska chce się pochwalić jeszcze przed wyborami. — Dlatego trafią tam ludzie praktycznie z łapanki. Wystarczy, że ma dwie ręce, dwie nogi i może zostać żołnierzem — mówi pracownik cywilny, który zajmuje się rekrutacją.

Odchodzą doświadczeni. Kto w ich miejsce? I za ile?

Takie lekceważenie kryteriów naboru powoduje obniżenie jakości wojska. To nakłada się na kolejny niepokojący trend: z armii masowo uciekają doświadczeni, wykwalifikowani i doskonale wyszkoleni żołnierze. W ubiegłym roku szeregi armii opuściło ok. 12 tys. wojskowych. Od stycznia tego roku wnioski o odejście do cywila co miesiąc składa ponad tysiąc żołnierzy. Potwierdzają to również oficjalnie dane przekazane nam przez Centrum Operacyjne MON: „od 1 stycznia do 30 kwietnia br. z zawodowej służby wojskowej zwolniono (przeniesiono do pasywnej rezerwy) 5 859 żołnierzy”.

Jednak, jak wynika z rozmów dziennikarzy Onetu z wojskowymi, lawina odejść, jak zawsze, ruszy pod koniec roku.

Przyjęć do wojska jest również sporo. „Od 1 stycznia do 30 maja br. powołano do służby wojskowej 24 247 żołnierzy (służba zawodowa, terytorialna i dobrowolna zasadnicza służba wojskowa). Obecnie w Siłach Zbrojnych RP pod bronią służy 172,5 tys. żołnierzy” — czytamy w odpowiedzi resortu. Obawy jednak budzi jakość i kompetencje osób przyjmowanych obecnie do wojska.

Gen. Różański zwraca też uwagę na brak pieniędzy w budżecie na pęczniejącą armię. — Obserwujemy w tej chwili szaleńczy pęd ministra Błaszczaka, aby osiągnąć poziom 300-tysięcznej armii. Ostatnio zakomunikował, że jest już 172 tys. żołnierzy, tyle że zgodnie z decyzją budżetową na ten rok pieniędzy jest na 125 tys. 651 żołnierzy. Minister Błaszczak chce jednak za wszelką cenę dobić do tych 300 tys. i być może chce ten wynik osiągnąć jeszcze przed wyborami, żeby pokazać, jaki jest sprawny. Zatrudnianie w tym celu cywilnych pracowników uważam za absolutnie irracjonalne — podsumowuje gen. Różański.

Źródło: onet.pl

Więcej postów