Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom. Raport z badań socjologicznych

niezalezny-dziennik-polityczny

Mamy problem i to poważny. W sferze publicznej utrzymuje się przekonanie, że Polacy są pełni dobrej woli wobec Ukraińców. Zdążyliśmy sobie za to rozdać medale, przyjmujemy podziękowania od Ukrainy, a to nie jest już prawda. Tak było z pewnością w pierwszych miesiącach, gdy ze współczuciem zareagowaliśmy na wybuch wojny i rosyjską przemoc. Swoje odegrał też strach przed Rosją, który jest silnym czynnikiem integracji Polaków i Ukraińców, niezależnie od sentymentów. Niestety sympatia nie jest już dominującym uczuciem u Polaków.

  • Badania socjologiczne pokazują, że we wszystkich grupach społecznych, wiekowych, w dużych i małych miastach i bez podziału na płeć, dominują negatywne uczucia wobec uchodźców z Ukrainy
  • Wśród powodów negatywnych uczuć ankietowani wymieniają m.in. pierwszeństwo w dostępie do usług medycznych, objęcie uchodźców programami społecznymi czy nadanie im numerów PESEL
  • Ukraińcy stali się ofiarami niezadowolenia z pogarszającej się sytuacji ekonomicznej Polaków, a przeciwko uchodźcom zadziałało to samo, co wcześniej nastawiało Polaków przeciwko innym Polakom
  • Niemałą rolę odgrywa tu celowa dezinformacja ze strony osób współpracujących z Rosją
  • Zawiódł także rząd, który po spontanicznej reakcji Polaków na początku wojny, nie przejął odpowiedzialności za systemową pomoc uchodźcom
  • Autorzy badania wskazują sposoby wyjścia z sytuacji. W tym procesie rysują role dla wszystkich aktorów życia społecznego: polityków, urzędników, naukowców, dziennikarzy i każdego obywatela

Przeciwnie, standardem jest niechęć. I ten resentyment rośnie, nie znajdując artykulacji w sferze publicznej, ani w mediach, ani u polityków. Za tym brakiem artykulacji stoją dobre intencje, ale skutki mogą być opłakane.

Badania socjologiczne, które przeprowadziliśmy z prof. Przemysławem Sadurą, pokazują, że we wszystkich grupach społecznych, wiekowych, w dużych i małych miastach i bez podziału na płeć, dominują negatywne uczucia wobec uchodźców z Ukrainy. Siedzimy więc na tykającej bombie. I jeśli jej mądrze nie rozbroimy, dostanie się w ręce ludzi, którzy mogą wykorzystać to do zbudowania sobie poparcia politycznego. Tak dokładnie stało się w Niemczech w 2015 r., gdzie media i elity polityczne nie artykułowały rosnącej niechęci wobec uchodźców i z mikroskopijnej partyjki AfD wyrosła na tym nagle trzecia siła polityczna w kraju.

Zbadaliśmy psychologiczną reakcję Polaków na wybuch pandemii, a następnie wojny i towarzyszących jej kryzysów ekonomicznego i uchodźczego. Poniżej publikujemy tę część raportu, która pokazuje, co Polacy myślą i mówią o uchodźcach. Badania przeprowadziliśmy w lecie we wszystkich grupach społecznych (małe i duże miasto, mężczyźni i kobiety, młodzi i starsi, klasa ludowa i klasa średnia). Tezy ilustrujemy cytatami z wywiadów grupowych. Na końcu zamieszczamy konkluzję. Dopóki nie wyartykułujemy nabrzmiewającego problemu, dopóty nie zacznie się dyskusja o rozwiązaniach, a temat przejmą źli ludzie i pierwszą ich ofiarą będą sami uchodźcy.

Łączy nas niechęć wobec uchodźców

Tym, co połączyło narracje naszych badanych z klasy średniej i z klas ludowych, okazała się silna niechęć spontanicznie wyrażana we wszystkich grupach fokusowych wobec Ukraińców. Pobrzmiewa w nich niepokój o utratę pierwszeństwa w dostępie do świadczeń i do usług publicznych (służba zdrowia, edukacja, opieka). Nawiązując do stosowanej w poprzednich badaniach metafory kolejki: teraz to uchodźcy są oskarżani, że się wpychają (wcześniej byli to inni Polacy), a nawet dostają to, o czym cierpliwie czekający Polacy mogą tylko pomarzyć: miejsce w żłobku lub przedszkolu, wizytę u specjalisty, bliski termin zabiegu.

Polakom nie podoba się objęcie Ukraińców PESEL-em, programem 500 plus i innymi. Panuje przekonanie, że tak „hojnie” wsparci uchodźcy nie będą chcieli wrócić do swojego kraju, przeciążą i tak niewydolne systemy usług publicznych, odbiorą miejsca pracy (w rzeczywistości na stan obecny pracuje już ponad 400 tys. przyjezdnych z 2022 r., a według ekspertów rynek wchłonąłby przynajmniej drugie tyle). Te opowieści łączy fakt, że są najczęściej z drugiej ręki. Mówiąc krótko, teraz jest „sezon na uchodźców”, gdy trzeba znaleźć winnego swojej niedoli.

– To już widać po euforii na Ukraińców, że na początku chętnie, teraz już taka nienawiść się zrobiła, że na przykład za darmo pociągami jeżdżą. Bo już była awantura o to też.

– Jest takie zmęczenie nimi. Ale też bardzo dużo dochodzi takich sygnałów… Koleżanka mi na przykład opowiadała, że chodzi do kosmetyczki i robi tam jakieś paznokcie. Przychodzi Ukrainka i mówi, żeby jej zrobiła ręce za darmo, bo ona musi…

– No.

– To samo słyszałem od fryzjera, że…

– No.

– Ona ma w Polsce wszystko za darmo i nie musi płacić za fryzjera.

– Nawet u mnie jedna znajoma powiedziała, że wszystko Ukraince zrobiła, i ona później powiedziała, że ona nie zapłaci, bo to za darmo. Już po fakcie. I wyszła sobie.

– Mój znajomy jest ortopedą, przyjmuje ich, tych Ukraińców. Są bardzo roszczeniowi. Chcą być pierwsi w kolejce, żeby komplet badań im zrobić. Nie interesuje ich reszta kolejki i reszta ludzi. Obojętnie, czy to Ukraińcy, czy Polacy, po prostu ma być zrobione i już. Oczywiście nie wszyscy, ale zdarzają się tacy po prostu imigranci, no i to…

– A macie takie osobiste jakieś negatywne doświadczenia z uchodźcami z Ukrainy?

– Ja nie mam osobistych.

– Ja osobistych też nie mam, to tylko…

[mężczyźni w wieku 25–40 lat, wielkomiejska klasa średnia]

Szerzą się więc opowieści-chwasty, czyli takie, które rozprzestrzeniają się szybko, pochodzą nie wiadomo skąd i ciężko je wyplenić. Niemal zawsze „od znajomej” albo „słyszałem od fryzjerki”. Coraz więcej jest ich w mediach społecznościowych, gdzie nie ma miejsca na poprawność polityczną, za to najłatwiej o anonimowość i spontaniczność. Sami opowiadający zauważają tę różnicę i wyciągają z tego wniosek, że media tradycyjne nie chcą pokazywać, „jak jest”, bo stoją po stronie uchodźców. W konsekwencji podejrzliwość jeszcze rośnie.

– Media raczej nie pokazują takich rzeczy. Bardziej pokazują cały czas to, że są pokrzywdzeni, żeby im pomagać.

– Bardziej może w internecie takie filmiki osób prywatnych.

– Na Facebooku, na Instagramie?

– Na TikToku bardzo dużo tego jest.

– Albo wrzucają pod spodem nagłówek, a ludzie pod spodem komentarze, tam się nakręcają i tam się ludzie kłócą, buntują się.

[kobiety w wieku 25–40 lat, klasa ludowa, małe miasto]

Naliczyliśmy ponad dwadzieścia powtarzających się historii zasłyszanych od sąsiadów, znajomych, fryzjerów i tak dalej. Na przykład o tym, że uchodźczynie z Ukrainy były uprzywilejowane w dostępie do szkół, przedszkoli, żłobków, lekarza. O sytuacjach, w których Ukraińcy rzekomo nie płacili za zrealizowaną usługę, twierdząc, że się im ona należy. Albo o nadużywaniu świadczeń i inne tego typu. Obawy te można zignorować jako bezpodstawne, ale będzie to błąd, bo także fikcyjne przekonania mają realne konsekwencje.

– Moja koleżanka była w aptece, przyszedł ktoś z Ukrainy, nabrał ileś leków i ta pani w aptece mówi, no ale to trzeba zapłacić. Nie, bo mi się zależy. Ona: no nie, bo to tylko na leki takie, które są na receptę wypisane. No to on podobno zabrał i uciekł.

– To ja miałam taką sytuację, byłam u swojej fryzjerki i przyszły trzy panie Ukrainki, i powiedziały, że chcą sobie kolor zrobić, włosy ściąć, i tak wyszło im chyba po 300 zł na głowę, gdzie miały zapłacić około 1000 zł; one się uczesały i wychodzą. Ta fryzjerka mówi: „Zaraz, chwileczkę, a kto będzie płacił?”. „No jak to kto, przecież państwo wasze”. No i dopiero zadzwoniła na policję, przyjechała policja i dopiero zapłaciły.

– Te legendy się mnożą…

– Ale to moja fryzjerka.

– Na arenie też, na której tam wolontariowałam, była jedna pani z Ukrainy, która uważała, że jej się wszystko należy. Wiadomo, ludzie sami przynoszą jedzenie, ciuchy i wszystko, to jest prywatna inicjatywa. Po miesiącu pobytu na tej arenie, jak ta pani wyjeżdżała z areny do jakiegoś wynajętego dla niej mieszkania, to wywiozła 35 walizek i chyba z 15 telefonów komórkowych.

– Kto jej tyle dał?

– Ale skąd?

– Z tego wolontariatu, chomikowała.

[kobiety w wieku 50+, wielkomiejska klasa średnia]

Ukraińcy ofiarą sytuacji ekonomicznej

Ukraińcy stali się ofiarami niezadowolenia z pogarszającej się sytuacji ekonomicznej Polaków, lęków związanych z paraliżem państwa i niskim poziomem usług publicznych, szalejącą inflacją i skokowo rosnącymi cenami energii. Większość badanych, a w niektórych grupach wszyscy (szczególnie w klasie ludowej), uważa, że uchodźcy są uprzywilejowani, roszczeniowi i traktowani lepiej niż Polacy.

Propaganda rządu, który wszystkie problemy tłumaczy wojną w Ukrainie, odbija się na uchodźcach.

– Ludzie po prostu ich znienawidzą […]

– Jak myślicie, co się może wydarzyć?

– Ludzie jeden drugiego będzie bił, kopał, mordował, będą się zjadać, nie mam pojęcia, tak będzie.

– Tak będzie, to jest kosztem naszym. […]

– Nie będzie za co kupić, będzie więcej kradzieży, będzie taka nienawiść właśnie dla nich.

– Wiadomo, nie każdy Ukrainiec jest równy drugiemu. Nie można też wszystkich do jednego wora.

– Ale odkąd oni się pojawili, zaczęło się psuć u nas.

[…]

– Zabierają nam pracę, zabierają nam mieszkalnictwo, niech idą do siebie, każdy niech mieszka u siebie. Ja rozumiem, że my też jeździmy do Niemiec, do Anglii do pracy, ja rozumiem wszystko.

– Ale nie w iluś milionach.

– No właśnie.

– Ale naraz się tak zwalili ludzie.

[kobiety w wieku 25–40 lat, klasa ludowa, małe miasto]

Cyniczne kalkulacje

Jedyną klasową różnicą w ocenie polityki państwa wobec uchodźców jest ta, że badanym z klasy średniej zdarza się upatrywać szansy w tym, że uchodźcy z Ukrainy podejmą się za niższe stawki pracy w usługach, co pozytywnie wpłynie na rynek pracy i inflację. Ale to kalkulacja w gruncie rzeczy czysto pragmatyczna, żeby nie powiedzieć cyniczna: mogą zostać, dopóki na nas pracują.

– Kto będzie krzyczał najwięcej, że Ukraińcy nam zabierają pracę? Nieroby, które siedzą i nic nie robią. Którzy niedługo 700 plus będą brali.

– Nie, nie są zagrożeniem wbrew pozorom dla Polaków. To są tańsze prace, te, których Polacy już nie chcą i na tym się opiera rolnictwo, budownictwo.

– Tak jak na Zachodzie.

[mężczyźni w wieku 50+, wielkomiejska klasa średnia]

Dla rozmówców z klasy ludowej masowy napływ zdesperowanych ludzi zza wschodniej granicy to potencjalna konkurencja w produkcji i niewyspecjalizowanych usługach, a do tego zagrożenie ograniczeniem dostępu do wsparcia państwa.

– Młodsi się bardziej bali o pracę, że Ukraińcy przyjadą i braknie tej pracy dla nas. Tak jak ja szczególnie, która pracuję w budowlance, i przyjeżdżają robotnicy, to się bali, że przyjadą i będzie problem.

[kobiety w wieku 25–40 lat, klasa ludowa, małe miasto]

Dlatego obawiająca się kryzysu finansowego i zapaści systemu usług publicznych klasa średnia oczekuje takiego wspierania ukraińskich uchodźców, które nie obciąża budżetu państwa (trudno powiedzieć, co by to miało być).

– Uważam, że przeginamy, a pomoc, jaką państwo jest w stanie dać oprócz tego 500 plus, nie wiem, dlaczego to dali, dla mnie to zaskoczenie. Jestem za pomocą wszelką, oprócz takiej obciążającej budżet.

– Nie może być tak, że nagle w szpitalu muszą być zarezerwowane łóżka dla Ukraińców, czyli co, Polak ma umierać, a łóżka stoją puste, bo to są dla Ukraińców.

– To samo żłobki.

– To samo w przychodni.

[kobiety w wieku 50+, wielkomiejska klasa średnia]

Klasa ludowa uważa, że wsparcie socjalne ma być oferowane przede wszystkim Polakom, a Ukraińcy powinni sobie poradzić bez niego, ewentualnie – mieć dostęp w drugiej kolejności.

– Tu mają jedzenie.

– A tutaj wszystko mają podstawione.

– A jak nie mają, to się wykłócą.

– Gdzie pójdą do lekarza, gdzie dla nas nie ma miejsca do lekarza, a one pójdą i jest, zawsze jest, lekarz je przyjmuje. One nie mają tutaj żadnego problemu.

– I wybredne są strasznie.

[…]

– Tak samo jest z Polakami, są tacy, którzy żyją na socjalu, a są tacy, którzy nie używają tego socjalu. Wiadomo, są ludzie i ludzie – takie jest moje zdanie.

– Ale jeżeli już mają żyć na socjalu, to niech najpierw, w pierwszej kolejności korzystają z tego Polacy.

– No to tak, to się zgadzam. Oni są u nas i powinni się do tego też dostosować.

[kobiety w wieku 25–40 lat, klasa ludowa, małe miasto]

Gdy państwo zawodzi

Ten resentyment będzie rósł, bo zawodzi państwo. Dobra wola i społeczne zaangażowanie Polaków na rzecz uchodźców w pierwszych miesiącach powinny działać jak pierwsza pomoc, a nie systemowe rozwiązanie problemu przez dłuższy czas. Polacy mieli powody zakładać, że tak właśnie się stanie. Spontaniczne zaangażowanie obywateli dało państwu czas na przygotowanie, a następnie przejęcie odpowiedzialności za pomoc uchodźcom: wprowadzenie ich na rynek pracy, pośredniczenie ze szkołami i głębsze formy integracji. Rząd się tym w ogóle nie zajął.

Przeciwko uchodźcom zadziałało to samo, co wcześniej nastawiało Polaków przeciwko innym Polakom. To nasze niby-welfare state jest tak ubogie, a zaufanie do państwa, instytucji publicznych oraz innych tak niskie, że trudno znaleźć kolejnych pomagających, którzy chcieliby zagwarantować uchodźcom stałe miejsce przy stole. Z całą pewnością w rozpowszechnianiu nieprawdziwych historii, dowodzących ukraińskiej roszczeniowości i nieuczciwości oraz mających potwierdzać ich rzekome uprzywilejowanie w dostępie do świadczeń i usług, niemałą rolę odgrywa celowa dezinformacja ze strony osób współpracujących z Rosją. Jeśli spontanicznie rosnący resentyment nie zostanie rozbrojony, ale będzie rósł, stanie się zaproszeniem do systematycznej dezinformacji na masową skalę ze strony Rosji.

Resentyment wobec uchodźców z Ukrainy nie idzie w parze z niechęcią wobec samej Ukrainy. Nie pojawiają się też zarzuty związane z historią (na przykład z rzezią wołyńską). A jeśli ktoś je podniesie, grupa zwykle odrzuca ten tok rozumowania:

– Oni jeszcze przed wojną przyjechali.

– Tylko nie zapominajmy o historii.

– Jakie ja mam pretensje do Ukraińca, który mieszka za ścianą, o Wołyń? Jakie ja mogę mieć pretensje?

– Ja nie mówię: do niego. Ale nie zapominajmy o tym. Jak zapomnimy o tym, to stracimy narodowość.

– Jaką narodowość?

– Polską.

– Zapomnimy, że z Krzyżakami walczyliśmy?

– Że do kobiet, do dzieci strzelano.

– Ale, ludzie kochani, czy wy rozumiecie, że młodzi ludzie to mają już gdzieś?

[mężczyźni w wieku 50+, klasa ludowa, małe miasto]

Wciąż jednoczy nas wspólny wróg. Tak bardzo przeraża nas rosyjskie zagrożenie, że nie mamy wyboru: żadnych sporów z Ukraińcami. A raczej: żadnego ujawniania rosnącego resentymentu. W rzeczywistości jednak Ukraińcy już spotykają się i będą spotykać się coraz częściej z niechęcią, szykanowaniem i przeszkodami w szkołach, pracy, w urzędach. W tych miejscach są bezbronni. I nie będzie mowy o żadnej realnej integracji poza powierzchowną. Przed 2022 r. Ukraińcy żyli z Ukraińcami, Polacy z Polakami. W szkole przez lata ukraińskie dziecko mogło nie nawiązać żadnej więzi z polskim, co prędzej czy później kończyło się dla niego źle.

Polacy faktycznie i aktywnie sprzyjają Ukrainie, co nie przeszkadza im odczuwać jednocześnie niechęci do nowo przyjezdnych. Jednak kontrola społeczna w sferze publicznej w tym wypadku pozostaje niemal żelazna i niechęć wobec uchodźców nie wypływa poza tradycyjne sytuacje, które jej sprzyjają, jak plotki i rozmowy przy stole. W sferze publicznej ta niechęć nie znajduje swojego wyrazu.

Ani PiS, ani żadna inna partia poza Konfederacją nie rozgrywają narastających obaw związanych z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną i napływem uchodźców z Ukrainy. Żadna główna siła polityczna nie stara się zbijać politycznego kapitału na tych nastrojach, ale też nie próbuje się nimi właściwie zająć. To się jednak może zmienić – emocje społeczne są silne, podobnie jak pokusa, by wskazać winnego obniżającego się poziomu życia.

Szczęściem w nieszczęściu jest, że niechęć wobec uchodźców z Ukrainy nie ma charakteru dehumanizacyjnego ani nie spotyka ich mowa nienawiści. Łatwo dostrzeżemy różnicę, jeśli przypomnimy sobie niedawny kryzys na granicy z Białorusią, kiedy to uchodźcy z Bliskiego Wschodu spotykali się z poniżającym traktowaniem, znieczulicą albo po prostu zwykłym rasizmem, i to wśród szerokich mas społecznych. Na tle migrantów z innych kręgów kulturowych Ukraińcy stają się wręcz mile widzianymi gośćmi:

– To jest kolejny problem, migracje klimatyczne.

– Dużo uchodźców z różnych części świata.

– Jeżeli te migracje, nawet Ukraińców młodych bądź Białorusinów, no to ktoś będzie pracował na naszą emeryturę.

– Ukraińcy tak, ale jak z Afryki przyjadą, to będą na socjalu jechali tak jak w Niemczech islamiści, gromadka dzieci.

– To w sumie może i dobrze, że ci Ukraińcy.

– To jest bardzo dobre.

[kobiety w wieku 50+, wielkomiejska klasa średnia]

Wobec Ukraińców Polacy nie używają kategorii estetycznych. Prawie nie wskazują nawet na różnice kulturowe, inna sprawa, że niewielkie. Nie ma więc podglebia dla potencjalnych form otwartej agresji wobec nich. Uchodźcy zostali raczej obsadzeni w negatywnej roli, którą wcześniej spełniali w narzekaniach Polaków inni Polacy, czego zresztą świadomi są niektórzy badani. Zauważają, że za negatywnymi opiniami o uchodźcach stoi proces stereotypizacji.

– To jest taki typowy proces psychologiczny, że na początku się pomaga, a potem się zaczynają robić problemy, zaraz wyciągną, [że] jakiś Ukrainiec zgwałci, i – o, wszyscy gwałcą. Albo [że] jeden wyciągnął 1000 dol. z porsche. O, wszyscy bogaci. I zaczyna się… Ci Ukraińcy to, a to to, zaraz się zacznie wyciągać banderowców, to nie o to chodzi, to jest normalny proces, jest wojna, ludzie uciekają. Zawsze się wśród nich zdarzy złodziej, zawsze się zdarzy oszust, na miliony ludzi, to nie jest 100 tys., tylko to jest parę milionów ludzi! Natomiast generalnie to są ludzie biedni, uciekający przed wojną, i mnie się wydaje, że nie ma co im zazdrościć.

[mężczyźni w wieku 50+, wielkomiejska klasa średnia]

Stan ten jednak może się zmienić, jeśli nikt nie zajmie się problemem nabrzmiewającej niechęci systemowo.

Konkluzja: jak najszybciej rozbroić tę bombę

Najpilniejszą potrzebą w sferze publicznej jest dziś rozbrojenie, zanim wybuchnie w sposób niekontrolowany, nabrzmiałej do ogromnych rozmiarów niechęci do uchodźców. Należy pozwolić na artykulację tych emocji, bo tak naprawdę nie tyle chodzi tu o samych Ukraińców jako takich, co o brak zaufania do państwa i do ludzi między sobą.

Ukraińcom grozi realne niebezpieczeństwo szykan i poniżającego traktowania (szczególnie narażone są dzieci i młodzież szkolna). Jeśli tematu nie podejmie w przemyślany sposób opozycja, wykorzystają go populiści. Wcale niekoniecznie ci rządzący Polską, bo im wiąże ręce przyznany samym sobie tytuł do chwały za to, że Polska tak wspaniałomyślnie zachowała się wobec uchodźców z Ukrainy. Argument ten PiS wykorzystuje w polityce zagranicznej.

Sytuacja więc przypomina trochę tę z Niemiec 2015 r., gdy autentyczny lęk społeczny przed uchodźcami nie znajdował artykulacji ani w mediach, ani w partiach głównego nurtu, aż zabrała się za niego marginalna partyjka AfD, która nagle wyrosła na trzecią siłę w kraju. W Polsce na rok przed wyborami może stać się podobnie.

Podstawą rozbrojenia tej tykającej bomby powinien być przekaz: masz prawo się bać (wzrostu cen mieszkań, braku miejsca do lekarza czy do żłobka), masz prawo być zmęczony pomocą. I cierpliwe tłumaczenie, i pokazywanie, że faktycznym zagrożeniem nie są uchodźcy. Od dołu zaś powinno być to wspomagane przez rzeczywistą, a nie tylko prawną integrację, tak żeby Polacy naprawdę poznali Ukraińców, Białorusinów i innych uchodźców ze Wschodu. O tym się też nie rozmawia, a integracja pozostaje powierzchowna. Jest to zadanie dla mediów, organizacji pozarządowych i autorytetów publicznych.

Politycy, dziennikarze, pozarządowcy powinni w społeczeństwie lęku być trochę jak terapeuci: pomagać przepracować złe emocje w debacie publicznej. W przeciwnym razie pojawi się wrażenie, że „media celowo o tym nie mówią”, co potraktowane zostanie jak kolejny dowód na spisek, i jeszcze bardziej wzrośnie dystans Polaków wobec polityki oraz całej sfery publicznej. Już samo nazwanie istniejących, ale niewyartykułowanych obaw społecznych byłoby dobrym bezpiecznikiem.

Błędem jest zarówno schlebianie Polakom i powtarzanie, jacy to fantastyczni się okazali w sprawie uchodźców (bo było różnie, a teraz jest raczej gorzej niż lepiej), jak i pogarda ze strony oświeconych Polaków wobec „tych prymitywów, co jadą po uchodźcach”. Jedno i drugie podejście może być niebezpieczne. Należy mówić wprost o autentycznym zmęczeniu Polaków, o problemie ze wzrostem cen mieszkań i dostępem do usług publicznych. Przez to, że politycy wolą milczeć o tym, wciąż nie rozpoczęła się tak potrzebna publiczna dyskusja o rozwiązaniach. Chcielibyśmy, żeby nasz raport przysłużył się do zmiany tego stanu.

onet.pl

Więcej postów